Trzy lwice wciąż nadchodziły, tymczasem ty robiłaś burzę mózgu, cóż z tym uczynić. Ostatecznie z pobudek osobistych, postanowiłaś im przeszkodzić w polowaniu, chociaż byłaś jednym, małym nietoperzem, a to były trzy pokaźne koty. Nim dotarły pod twoją kryjówkę, zaczęłaś działać. Wystrzeliłaś w niebo wspomagana Agility i rozdarłaś się potężnym skrzeknięciem, aż echo odbiło się od ścian doliny, a Pyroarki się skrzywiły i położyły uszy. Ktoś na pewno to usłyszał, nie ma bata.
- Co jest do cholery? – warknęła jedna z nich.
Druga zionęła w twoją stronę ogniem. Przypaliła cię nieco.
- Rób coś zamiast sterczeć jak idiotka! – syknęła na towarzyszką.
Ku ich zaskoczeniu przeszłaś do atakowania ich nalotami. Początkowo jakoś udawało ci się dziabnąć jedną i uciec z powrotem w powietrzu. Bez wątpienia je zatrzymałaś, ale tylko na chwilę. W pewnym momencie otrzymałaś cios łapą i spadłaś na ziemię. Trzecia z lwic przygwoździła cię swoją kończyną.
- No mały nietoperzu, tobą zakąsimy jako pierwsze, ale za karę nie skręcimy ci karku, byś cierpiąc zdążyła pożałować swojej głupoty – uśmiechnęła się złowrogo.
Pozostałe dwie lwice podchodziły, a tamta zbliżała do twojego skrzydła paszczę. Jeśli nikt zaraz nie przyjdzie ci z pomocą, to będzie z tobą wielki klops.
Ktokolwiek za twoimi plecami wcześniej głośno narzekał, po twojej tyradzie zamilknął. Kolejka nagle zrobiłą się bardzo spokojna. Ze swojego ramienia usłyszałaś miałczenie. Ty wiedziałaś, że to koci chichot Remiego.
- Moja Gwen w akcji – szepnął z pochwałą.
Zajęłaś się jednak swoją sprawą. Pielęgniarka cię wysłuchała, po czym wstukała cię w coś komputer.
- Wygląda na to, że nikt nie korzysta teraz z inkubatora, moja droga, więc nawet nie będziesz musiała czekać – oznajmiła. – Zapraszam więc ciebie z tym byś przeszła pod salę numer 11 – dała ci jakąś karteczkę, po czym wskazała ci korytarz za ladą. – Czwarte drzwi na prawo. Doktor Jones zajmie się twoją sprawą. Zapewniam cię, że w kwestii pokemonowych jaj i nowonarodzonych stworzeń nie ma w tym budynku lepszego eksperta – uśmiechnęła się. – To wszystko z czym przychodzisz? – zapytała.
Gdy ty nastawiałaś się psychicznie do czekającego cię starcia, Umbreon obserwował cię wyjątkowo uważnie, jakby już to była część jego testu. Uśmiechnął się, kiedy z warkotem zaczęłaś szarżować na niego. Jak można oczekiwać, niewiele z twojego ataku wyszło. Lis zrobił błyskawiczny krok w bok i zwyczajnie przebiegłaś obok niego. Sam nie zaatakował, chociaż miał idealną okazję, pozwolił ci też użyć na sobie Leer, ale przed Sand Attackiem już zwinnie uskoczył. Mimo to zaatakowałaś kolejną szarżą. Umbreona nie powaliłaś, ale cofnął się od ciosu. Chwilę później błyskawicznie skoczył naprzód, za twoje plany i nim się obróciłaś dostałaś cios w plecy, który wyrzucił ci w powietrze i spadłaś kilka metrów dalej. Zabolało, mocno. Umbreon znowu się patrzył i milczał. Na pewno cię oceniał. Test trwa.
Po reakcji Iana zrozumiałem, że Sonea nie wtajemniczyła go we wszystkie sprawy. Na boku wyjaśniła mi, że przedstawiła mnie jako swoją kuzynkę zafascynowaną legendami, ale oderwaną od rzeczywistości i społeczeństwa. Oczywiście, że mnie to oburzyło! Tak skłamać tuż przy mnie! Całe szczęście, że nie jestem bardziej wybuchową legendą. Ona problemu w tym nie widziała.
- Tu nie chodzi o to kogo ze mnie zrobiłaś. Ja nie kłamię. Wszystko wyjdzie na jaw, jeśli twój Ian zacznie pytać, bo wbrew mojej naturze będzie trzymać go w nieprawdzie – wyjaśniam, starając się uspokoić.
Zdawała się mieć jednak tego świadomość i bez wątpienia szczerze chce mi pomóc, a póki co jest moim jedynym sojusznikiem. W sytuacji, gdy nie wiem czego oczekiwać po innych śmiertelnikach, nie mogę stracić jej wsparcia. Potem zrobiła mi instruktaż używania urządzenia. Zdawało się to proste. Kiwam do niej głową na znak, że zrozumiałam. Spoglądała na rozbawionego Iana, ja go na razie ignorowałam.
- Jest jeszcze coś – szepczę, dotykając się brzucha, który odzywa się boleściami. – Zdaje się, że jestem… głodna – przyznaję.
To dla mnie takie dziwne. W mojej prawdziwej formie nie musiałam się przejmować potrzebami fizjologicznymi charakteryzującymi śmiertelne istoty.
Wielce się zagrzałem do tego pojedynku i póki co byłem górą. Bez zadrapania na skórze, a rak zgarnął w skorupę tak, że wrócił na suchy grunt i jeszcze teraz przewrócony na grzbiet wierzgał na piachu, gdzie woda mi przeszkadzać nie będzie. Nie można było z tego nie skorzystać, więc posyłam w jego stronę Heat Wave, aby podgrzać atmosferę i jednocześnie żeby nie pomóc mu wstać. Jeśli będzie sobie dalej tak wierzgał to będę dalej grzać, dorzucę też Tail Whip, jak wstanie to szarżuję na niego za pomocą Flame Charge i dowalam kolejnym Power-up Punch. Niby póki co nie pokazał się jako wielki wojownik, ale mimo wszystko staram się być uważny i gotowy do uniku, albo Protecta.
Za namową Nika podeszliśmy do straganu starego lisa. Ten wyglądał na wielce uradowanego z tego, że to zrobiliśmy. Tak jak zakładałem, jego stoisko nie cieszyło się popularnością, wedle słów samego zainteresowanego, jakąkolwiek. Mój mały towarzysz zapytał o konkurs. Starzec odparł, że można do zadania podejść za darmo, po czym zaczął snuć opowieść o tym, jak to czeka już od dawna na tego jednego, który się podejmie i odniesie zwycięstwo. Moje zaufanie do tego osobnika wciąż pozostawało na niskim poziomie. Przedstawił nam tymczasem na czym polega zadanie konkursowe. Postawił przed nami trzy plansze z narysowanymi na nich zwierzakami, po czym oznajmił, iż należy odszukać na każdej z nich pandę. Skoro już tutaj podszedłem dla Nika, to mogę i rozwiązać zadanie dla starca, choć nie zależy mi na jego nagrodzie. Tak więc wpatruję się po kolei w planszy. Na pierwszej odnajduję czarnobiałego stwora już po chwili. Druga i trzecia zajmują mi więcej czasu, ale to wciąż kwestia paru minut. Myślałem, że to będzie dużo trudniejsze. Albo to jest podejrzane, albo zachowuję się w tym momencie nazbyt przesądnie jak na kogoś po uniwersytetach.
- Ja już widzę te pandy – szepczę do Nika.
Czekam jeszcze chwilę, by i chłopiec mógł się pobawić, w końcu jego cały ten konkurs najbardziej zainteresował, po czym wskazuję je lisowi.
Wygląda na to, że pora zakończyć dyplomację sukcesem. Uśmiecham się do pokemona.
- To będzie zaszczyt, móc powitać cię w mojej drużynie, mały Pichu. Czeka nas wiele przygód, to mogę ci obiecać - mówię, wyciągając jedną z kul i kładąc przed stworkiem.
Nie ma pośpiechu, niech sam wejdzie do środka.
Zajrzałam do drugiego pomieszczenia. Okazało się, że Sonea ma męskiego gościa oraz że jest już późna godzina. Na Ojca! Ależ to śmiertelne ciało potrzebuje odpoczynku. Według dziewczyny, specjalnie mnie nie budziła, abym mogła wypocząć. Będę musiała się przyzwyczaić do tak wielu rzeczy, jeśli nie uda się szybko odczynić przemiany – wzdycham. Tymczasem mężczyzna przedstawił się jako Ian, a więc mężczyzna, o którym dziewczyna mówiła. Patrzę na jego rękę, ale nic nie czynię. To że śmiertelni tak się witają nie znaczy, że ja też tak zacznę robić.
- Też cię witam, Ianie – odpowiadam tylko.
Tymczasem Sonea mówiła, że mnie spakowała i zostawia mnie z Ianem, bo sama zamierza szukać informacji w firmie. Nie protestowałam. Przekazałą mi też jedno z tych urządzeń, których ludzie używają do kontaktu na odległość.
- Zanim wyjdziemy, Soneo, powiedz mi proszę co przekazałaś już swojemu znajomemu oraz jak ten twór waszych kreatywnych umysłów działą – odzywam się, pokazując trzymany niezgrabnie przyrząd.
Umbreon obserwował cię cierpliwie, jak ostrożnie schodzisz do dolinki i ustawiasz się po przeciwnym krańcu areny. Gdy powiedziałaś mu, że jego test będzie twoim ostatnim w jego spojrzeniu pojawiła się iskierka pochwały.
- Zatem sprawnie sobie poradziłaś, szczenię. Zakładałem, że jeśli wybierzesz mój test na ostatni, pojawisz się u mnie później. Xatu nigdy nie jest przesadnie surowy, więc musiałaś ostro przycisnąć małpę skoro już tutaj jesteś, a potem wpaść na jakiś świetny pomysł, aby mnie odnaleźć. Winszuję – rzekł, podnosząc się. – Zatem teraz pora na twój test siły. Nie ekscytuj się jednak tak bardzo. Stanie się to, czego można oczekiwać. Będziemy walczyć. Sprawdzę jak sobie radzisz w boju, tak fizycznie, jak i psychicznie. Radzę przygotować ci się na ból, nie będę traktował cię ulgowo ze względu na twój wiek. Strażnik musi być sprawny na służbie. Oczywiście będziemy walczyć tutaj. Nie wolno ci opuścić areny póki nie powiem, że koniec starcia. W innym wypadku automatyczne oblejesz test. Jeśli potrzebujesz się przygotować, czy chcesz skorzystać z uzyskanej przez ciebie szansy na chwilę odpoczynku. Kiedy będziesz gotowa, po prostu zaatakuj – oznajmił Umbreon i po prostu zamarł w bezruchu.
Postanowiłaś się nie forsować i wylądowałaś z powrotem pośród skał, gdzie zrzuciłaś swój ładunek, a potem zrzuciłaś swoją pupę w cieniu jednego z większych głazów. Tam sobie siedziałaś, czekając aż mięśnie i oddech ci odpoczną. Siedząc spozierałaś sobie na to co się dzieje dookoła. Ogólnie nie działo się nic ciekawego. Czasem coś przemknęło po niebie, albo w pobliżu przespacerował się jakiś pokemon wypoczywający w dolince Sophie. Widziałaś nawet scenkę pożegnania. Jakiś Pidove chyba postanowił opuścić azyl i ruszyć z powrotem w świat. Potem znowu spokój i już wtedy, gdy miałaś się brać za kolejną rundkę z głazem na grzbiecie zobaczyłaś ruch przy krawędzi doliny. Trzy pary oczy spoglądały na sielską krainę w dole. Ciebie musiały nie dojrzeć, bo obserwatorki się ujawniły. Były to trzy lwice o czerwonych kitach wyrastających z głów. Skradały się w dół i raczej nie miały dobrych intencji wobec odpoczywających gdzieś tam pokemonów. I cóż z tym uczynisz?
Pielęgniarka spojrzała na ciebie z wdzięcznością, że nie jesteś jednym z tych trenerów chcących pomocy dla pokemonów „na już!” Czego nie można powiedzieć o niektórych innych stojących za tobą w kolejce, którzy psioczyli, że „co to za przerwy!” Tymczasem usadowiłaś swoją torbę i czekałaś sobie cierpliwie. Nawet wodę kobiecinie zaproponowałaś.
- Oh, dziękuję bardzo – rzekła z umęczonym uśmiechem, przyjmując butelkę.
Kulturalnie nalała sobie do kubeczka i wypiła. Chciała oddać resztę butelki. Wtedy dostała jeszcze dwie muf finki. To już bardzo zaskoczyło kobietę.
- Nie, nie, sama woda wystarczy, ale dziękuję. Jesteś bardzo miła – zaśmiała się, prostując na krześle. – Dobrze moja droga, w czym mogę ci pomóc? Twoje pokemony również potrzebują przeglądu medycznego? – zapytała, zgłaszając gotowość, aby cię obsłużyć.
Dziwnie mi się patrzyło jak ten rak płaszczy się w przeprosinach, ale nic już na ten temat nie rzekłem. Za to dziewczyny nie miały nic przeciwko walce, więc zatarłem łapki i poczułem żar ekscytacji w ciele. Chętnie się pobiję. Rak też wyglądał na rozradowanego i zaraz oznajmił, że możemy walczyć tutaj na granicy plaży i morza.
- Trochę wody mi nie przeszkodzi, bylebyś nie uciekł na głęboką wodę – odpowiadam, przyjmując bardziej bojową pozycję i wykonuję Howl, by się wzmocnić. – Uważaj, zaczynam! – oznajmiam ze złośliwym uśmieszkiem.
Błyskawicznym ruchem sięgam po kijek i atakuję Psybeamem. Potem natychmiast szarżuję na przeciwnika, chroniąc się przed ewentualnym atakiem Protectem. Zobaczymy jak sobie poradzę z tym ruchem w takich zwykłych warunkach bojowych. Gdy dobiegnę, wyskakuję i przy pomocy Power-up Punch staram się wbić przeciwnika w piach. Potem się wycofuję. Chyba na początek starczy. Jeszcze nie wiem, co ten gość potrafi. Czy jest taki słaby jaki się wydaje z charakteru?
Ruszyliśmy przez miasteczko, mijając jego jakże wielce zróżnicowanych mieszkańców. Popatrywałem na nich z ciekawością, podobnie jak na otoczenie. Niestety nie spostrzegłem nigdzie szkieletu pasującego do opisu. Spostrzegłem za to budynek Centrum Pokemon. Nim jednak tam dotarliśmy, Niko pociągnął mnie za rękaw i wskazał na stojący w pobliżu namiot. Stojącą w środku ladę okupował niewielki starzec zdradzający pokrewieństwo z lisami. Nie wyglądał na podstępnego, raczej na dobrotliwego, ale z lisami to nigdy nie wiadomo. Nie wydawał się być szczególnie zajęty, a jego stoisko okupowane przez chętnych. Napis twierdził, że to zagadka z nagrodą. Szczerze mówiąc nie czułem zaufania do tego osobnika i jego konkursu, ale skoro Niko chce, możemy tam zajrzeć.
- Skoro chcesz Niko, możemy podejść do tego stoiska – zgadzam się i ruszam w stronę jegomościa. – Dzień dobry – witam się, kiedy dojdziemy.
Hmy, wygląda na to, że moja słowa trafiły na podatny grunt. Zatem pora na kolejne słowa.
- O tak, każdy z posiadanych przeze mnie pokemonów mi świadkiem, że dbam o nie oraz przygód przeżywamy bez liku i to takich niezwykłych. Musisz wiedzieć, że nie jesteś pierwszym lepszym pokemonem, do którego podszedłem. Na twój widok przypomniała mi się pewna dziwaczna przygoda, w wyniku której na moment zostałem przyodziany w... ubrania podobnej barwy jak twoje futerko i pomyślałem, że oto jest właściwy stworek, który przydałby się podczas kolejnych wypraw. Co ty na to mój mały? Chciałbyś się przyłączyć do Mazirry, do mnie? - bezpośrednio składam ofertę.
Ciekawe, czy uda mi się już przekonać tego malucha.
Z łagodnym uśmiechem zasiadam obok Pichu i sypię tuż przed nim nieco karmy, aby pokazać, że jestem słowny. Gdy będzie pałaszować, zaczynam dyplomację.
- Mój drogi, nie myślałeś może aby ruszyć w świat? Nie chciałeś się przekonać co leży poza granicami rezerwatu? Mógłbym ci w tym pomóc. Widzisz, jestem podróżującym uczonym. Zwiedzam obce krainy i staram się dowiedzieć jak się w nich sprawy mają. Przydałaby mi się pomoc takiego uroczego, eleketrycznego pokemona jak ty - przekonuję malucha mówiąc łagodnym tonem.
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.