Za dużo, za dużo, zdecydowanie za dużo! Nie powinnam była tyle mówić, bowiem ten wyraźnie poczuł się skołowany, co absolutnie nie było moim celem. Zacisnęłam zęby, zirytowana własnym zachowaniem, po czym przywołałam na twarz przepraszający uśmiech.
- Och, wybacz, mój drogi - westchnęłam, siadając na ziemi, bowiem zaczynałam czuć, jak nogi mnie bolą od kucania. - Normalnie tyle nie mówię, wiesz? Zazwyczaj jestem dość cicha, przynajmniej w obecności innych ludzi. Przy pokemonach... Przy pokemonach jakoś mi łatwiej - urwałam, zerknęłam na niebo. - Czyli mówisz, że tutaj jest dobrze? Bo, wiesz, zawsze uważałam, że się tutaj męczycie. Nie macie za grosz czasu dla siebie, co i rusz przychodzą tu jacyś obleśni, wstrętni... - wzdrygnęłam się, nie dokończyłam. - To wszystko - wskazałam ręką na otoczenie - to wasz świat, mały, okropny świat. Tak mało tu rzeczy! Nie zechciałbyś kiedyś zobaczyć całego, powtarzam - całego! ogromu świata? Bo uwierz, ten jest ogromny, tutaj nie ma nawet co porównywać do waszej strefy. Można śmiało rzec, że jest wręcz TYSIĄCE razy większy. Bo, wiesz, kochany - moim zamiarem było zabranie cię stąd. Mówię szczerze, jedyne, co mnie tu ciągnie, do tego całego Safari, to chęć uwolnienia was z tej pułapki, pokazania całego świata. Ale nic wbrew czyjejś woli. Zatem, kochanie, nie chciałbyś się do mnie dołączyć? Masz wybór, możesz to zrobić, a możesz równie dobrze odejść. Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać. Byłbyś częścią rodziny, razem ze Świtem i Światełkiem. Bylibyśmy razem już na zawsze, wiesz? Prawdziwa rodzina, każdy troszczy się o drugiego. - Westchnęłam, ucichłam na dobre parę sekund. - To szybka propozycja, nawet bardzo. Nie czuj się zmuszany, brońcie bogowie, nie chcę, żebyś się do czegokolwiek zmuszał! Ale... - wyciągnęłam balla, podstawiłam mniej więcej w równej odległości między mną, a samczykiem, po środku. - Ale możesz tego użyć. Możesz tego użyć i żyć, żyć z nami, będąc pewnym, że znalazłeś bliskich, którzy nigdy cię nie zostawią.
Spojrzałam wyczekująco na pokemona. Bałam się, że to zbyt szybko. Ale niedługo musiałam stąd iść. Podciągnęłam kolana, oparłam na nich brodę. I czekałam, czekałam na jego decyzję.
Uniosłam delikatnie brwi ku górze na reakcję małego. Mimo to nie cofnęłam się, kucałam tam gdzie wcześniej, nie podchodziłam, coby nie zdenerwować pokemona. Nie miałam zamiaru siłą zdobywać jego towarzystwa, bo, według mnie, nie o to tutaj chodziło. Chciałam, by pokemony z własnej woli się do mnie przyłączył, nigdy siłą. Co to, to nie.
- Hej, spokojnie - uśmiechnęłam się najprzyjaźniej jak mogłam. - Zobacz! - Czym prędzej usiadłam, wzięłam najwięcej karmy, ile tylko byłam w stanie w dłonie i wyciągnęłam je przed siebie. - Widzisz? Nic strasznego, ja tu tylko przyszłam cię nakarmić i porozmawiać - dodałam, po czym wysypałam karmę na ziemię, bowiem wątpiłam czy ten zechce jeść mi z ręki. Wróciłam na swoje miejsce. - Mam nadzieję, że nie widzisz we mnie potencjalnego zagrożenia, bo nie mam zamiaru nic złego ci zrobić, wiesz? Nigdy nie byłam w stanie skrzywdzić pokemonów takich, jak ty czy też innych gatunków. Głównie przez fakt, że uważam, iż nie zasługują na coś takiego, żaden z nich. Prędzej ludzie, mój gatunek, którzy nie raz, nie dwa udowodnili, że potrafią wręcz dokonywać bestialskich czynów. Ale nie martw się - mrugnęłam w stronę pokemona. - Ledwo co się z nimi identyfikuję, i to nawet bardziej z przymusu, aniżeli czegokolwiek innego. Nie miałam wpływu na to, jaka się urodziłam i pozostaje mi z tym żyć, a uwierz!, wolałabym być jednym z was.
Właściwie to gadałam głównie bez sensu, spokojnym i miłym tonem, w nadziei, że ten się nie przestraszy. Zrobiłam chwilę przerwy, złapałam oddech.
- Jak mówiłam, nazywam się Nyura, chociaż zdecydowanie wolę, kiedy to nazywa się mnie Maigre. Aktualnie mam... Dwadzieścia lat, w co sama powoli przestaję wierzyć, bo ani trochę się na tyle nie czuję. Prędzej określiłabym się jako zagubione, przerażone dziecko, które błądzi po tym świecie i kompletnie nie wie, co ze sobą zrobić, wiesz? To okropne, ale tak właśnie jest. - Kolejna przerwa na złapanie oddechów, a potem dalej: - Ogółem nie mam już prawdziwego domu, gdyż ten spłonął, zabierając wraz ze sobą mojego ojca, Nikodema. Wcześniej straciłam siostrę i matkę, choć w przypadku tej pierwszej... - pochyliłam głowę, pokręciłam nią. - Czasami staram się wierzyć, że żyje. Ale to chyba niemożliwe, prawda? - zerknęłam na pokemona. - Och, chcesz jeszcze karmy? Jak coś, to daj znać, bo mam tego całkiem dużo - uśmiechnęłam się, pomimo, że w moich oczach można było dostrzec pewien rodzaju ból. - I jeśli zanudzam, to też! Na czym to... - zmrużyłam lekko oczy. - Och, tak. Razem ze mną podróżuje mój wierny przyjaciel, Houndour, Świt. To taki psowaty, momentami wygląda na groźnego, chociaż do takiego mu daleko. Właściwie tylko jemu zawdzięczam to, że jeszcze krążę po tym świecie. Z nami jest także wyjątkowa Caterpie, o imieniu Światełko! I, wiesz co? - uśmiechnęłam się tajemniczo. - Ona też żyła w takim miejscu, jak ty. Odgrodzona od świata, z dala od wszystkich jego bogactw, zamknięta! Zupełnie, jak ty, kochanie. Dobrze ci się tutaj żyje? Niczego nie brakuje? Och, tak, mam nadzieję, że tak właśnie jest, bowiem nie wybaczyłabym nikomu, kto cię tutaj więzi, gdyby było inaczej!
Uśmiechnęłam się delikatnie. Mi to jak najbardziej, nie ukrywałam, pasowało. Zerknęłam na pokemona. Wielkiej styczności z tym gatunkiem w swoim życiu nie miałam, jedynie przez chwilę, raz, kiedy to ojciec takowego sprowadził do domu na jeden dzień. Ale nie zainteresowałam się wtedy nim szczególnie, ot, pokemon jak pokemon.
A teraz? Teraz chciałam, by mi towarzyszył.
Zacisnęłam lekko pięści i rozluźniłam je zaraz, nim zdecydowałam się podejść. Wdech, wydech. Wiedziałam, że tutaj może być ciężko, że pokemon z pewnością nie rzuci mi się na szyję, nie uzna za boginię, jak to Światełko uczyniła. Ale podeszłam. Ostrożnie, po czym zatrzymałam się, zachowując odpowiedni dystans.
- Dzień dobry - rzuciłam wesoło w stronę pokemona. Kucnęłam. - Jak się trzymasz, młodzieńcze? Nazywam się Nyura Lazarev, tudzież znana również jako Maigre.
Rzuciłam mu rozbawione spojrzenie, uśmiechnęłam się miło. Po czym sięgnęłam do torby, wyciągając z niej jedzenie.
- Hej, spójrz - potrząsnęłam lekko karmą. - Nie wiem czy jesteś głodny, ale pomyślałam, że może chciałbyś się skusić? Ot, podobno dobre, choć nie próbowałam - dodałam, nie spuszczając wzroku z Trapincha. Och, byleby się nie przestraszył!
Cieszyłam się chwilą, faktem, że pozostawałam niezauważona i mogłam z boku obserwować to cudowne przedstawienie, czymkolwiek ono było, bowiem w mojej głowie co i rusz pojawiały się pytania - dlaczego to się działo, po co, jaki był w tym wszystkim sens, lecz mimo to starałam się rozkoszować tym momentem, bowiem wiedziałam, że drugiego takiego w życiu nie uświadczę.
Gdy poczułam się sama przepełniona energią, po mojej twarzy przebiegło delikatne zaskoczenie. Przez ostatnie dni było to czymś, czego nie byłam w stanie uświadczyć, mimo że ludzie z boku tego nie dostrzegali. Starałam się funkcjonować normalnie, nie zawadzać nikomu i nie okazywać, jak bardzo w duchu błagam o spokój, bym mogła leżeć, leżeć i nie robić absolutnie nic. Nie miałam sił, do wszystkiego się zmuszałam. A teraz? Teraz czułam się tak, jak chciałam się czuć wtedy. I absolutnie mi to nie przeszkadzało.
Gdy do moich uszu dobiegł trzask, oczy automatycznie zaczęły poszukiwać źródła dźwięku. Lecz chwilę później wypełniła się nim cała jaskinia, a ja mogłam dostrzec, jak na świat przychodzą nowe stworzenia, w ten wspaniały, nietypowy sposób. Nie potrafiłam dokładnie określić tego, co czułam. Coś na pograniczu zachwytu i szoku, cokolwiek w tym kierunku.
Lecz nagle pozostał jedynie szok, kiedy to Świt zaszczekał, a ja stałam się główną bohaterką przedstawienia. Ani trochę mi to nie pasowało. Chciałam przeklinać swojego pokemona za tak beznadziejne postępowanie, lecz cała moja uwaga była skupiona na istocie, która do mnie przemawiała. I trwałam tak w bezruchu przez dłuższy moment, nim w końcu się opamiętałam.
Odchrząknęłam.
- Nyura Lazarev, tudzież po prostu Maigre, córka niedawno zmarłego Nikodema Lazareva. - Matka byłaby zdecydowanie zachwycona, gdyby tylko usłyszała tylko tak "cudowne" przedstawienie się! - Proszę o wybaczenie, nie moim celem było zakłócenie tak... - urwałam dosłownie na chwilę, zawahałam się. - Pięknego momentu. Powiem więcej, prawdopodobnie nie byłoby mnie tu wcale, lecz razem ze Świtem - wskazałam na swojego pokemona - przebywając w pokoju dostrzegliśmy i ten upierał się wręcz, cobyśmy za tym podążyli. Tak oto jesteśmy, choć, jak widzę, nie powinniśmy się pojawiać.
Miałam cichą nadzieję, że tak oficjalna wypowiedź i wyjaśnienie całej sytuacji sprawi, że nie dostanę po pysku od owej istoty. Bo, cholera, nie czułam się ani trochę bezpieczna.
Wkroczyłam niby to dumnie do Safari, po mojej dłuższej nieobecności. Ot, jak gdybym zapomniała o tym. Lecz w końcu, w końcu oprzytomniałam i stwierdziłam, że wypadałoby się w końcu tam wybrać, wszakże nie wydawałam swoich pieniędzy po to, by całkowicie "olać" sprawę.
Tak oto rozpoczęły się moje poszukiwania. Ruszyłam w głąb strefy, rozglądając się za pokemonami.
Odniosłam wrażenie, że nawet jeśli chciałabym powstrzymać mojego pokemona, ten tak czy inaczej nie posłuchałby się mnie i dalej robił swoje, niezależnie od mojego zdania na ten temat. Z jednej strony takie nieposłuszeństwo zirytowałoby mnie, aczkolwiek z drugiej - nie byłabym w stanie jakkolwiek na niego nakrzyczeć, że ma się słuchać, więc pozostawałoby mi podążenie za nim.
Ale to i tak nieistotne, bowiem staliśmy w jaskini, a ja nie mogłam nic zrobić.
Stałam jakby w szoku, przyglądałam się wszystkiemu, co mnie otaczało, nie wierzyłam własnym oczom. Moje źrenice rozszerzały się bardziej, im dłużej na to patrzyłam. Nie przeszło mi nawet przez głowę, żeby sięgnąć po jakiś klejnot, żeby wzbogacić się. To była własność tego cudownego miejsca, jego część, a ja nie byłam w żadnym wypadku uprawniona chociażby do dotknięcia tego, tak sądziłam. Czułam się zupełnie tak, jakbym nie pasowała tam, jakbym nie powinna być w tym miejscu. Mimo to - byłam.
Potem ujrzałam piękną istotę. Otworzyłam delikatnie usta ze zdziwienia, wstrzymałam oddech. Położyłam dłoń na głowie Świtu, przykucnęłam. I czekałam, czekałam na koniec.
Spojrzałam przyjaźnie na małego pseudo-jelonka, uśmiechnęłam się lekko. Och, tak, ten oto pan mógł, zdecydowanie mógł, dołączyć do mojej małej rodzinki. Podeszłam nieco bliżej, ot, powoli, spoglądając na niego uważnie, bacząc na jego każdy ruch. Sprawdzałam, na ile mogłam sobie w jego towarzystwie pozwolić, na jaką odległość.
- Hej - mruknęłam, próbując zwrócić na siebie uwagę. Zmrużyłam wesoło oczy w jego stronę. - Jak się masz, mój drogi? - Przykucnęłam, wyjęłam z torby jedzenie. Pomachałam nim z pytającym wzrokiem. - Skusisz się może? Hm?
Tak jakoś wyszło, że jutro zamierzam mieć życie i wyjechać z domu, na wieś, z dala od komputera, jedynie z telefonem do dyspozycji. Będę tam prawdopodobnie siedzieć do piątku, chociaż nie jestem pewna. Druga sprawa to to, że na zaś dziewiątego znowu wyjeżdżam, tym razem równo na tydzień. Tyle
Nie miałam zamiaru zostawiać go samego, bogowie, na samą myśl o tym do mojej głowy przychodziły najgorsze z możliwych myśli. Już dawno obiecałam sobie, że nie zostawię tego pokemona, choćbym nie ważne jak miała się poświęcać. Czymże było małe poświęcenie, w porównaniu do kolejnej utraty kochanej osoby? Otóż to, niczym. Dlatego bez słowa sprzeciwu szłam za psem, cały czas bacznie obserwując okolicę, zerkając jedyne co chwila, coby sprawdzić czy Świt dalej jest w zasięgu mojego wzroku.
Posłałam delikatny, krzywy i niezbyt szczery uśmiech w stronę siostry Joy, mając jednocześnie nadzieję, że później nie spotkam się z falą pytań typu "Gdzie byłaś, co robiłaś?". Bo nie wiedziałam jak dokładnie wyjaśnić to, że podążałam za dziwnym światłem i dźwiękiem, którego, prawdopodobnie, inni nie dostrzegli. A przynajmniej na niego nie zareagowali.
Brak jakichkolwiek ludzi na ulicach był wygodny, choć z drugiej strony nieco niepokojący. To tylko coraz bardziej utwierdzało mnie w przeczuciu, że zaraz coś wyskoczy mi na twarz. Objęłam ramiona rękoma, dzielnie mimo to idąc dalej. Aż w końcu znalazłam się przed ową jaskinią. Zerknęłam niepewnie na swojego pokemona, jakby szukając jakiegoś zapewnienia, że tak, wejście tam jest całkowicie bezpieczne. Wypuściłam ze świstem powietrze z płuc, przymknęłam oczy.
Gdy je otworzyłam, powoli wkroczyłam do jaskini, pełna obaw i złych przeczuć.
I na moją również działał.
Co prawda przez pierwsze sekundy wolałam zdecydowanie wrócić do łóżka i dalej użalać się nad własnym losem, życiem i zająć się wytykaniem światu wszystkiego, co złe. Jednak po chwili zorientowałam się, że tego właśnie potrzebowałam. Oderwania się od smutnej rzeczywistości, od myśli o rodzinie, od wspomnień. Chwili wytchnienia od bólu po utracie. Dlatego też bardzo chętnie postanowiłam skupić, zatracić się tej, jakby nie patrzeć, zaskakującej sytuacji.
- Hej, cicho - mruknęłam do Świtu w reakcji na jego szczekanie. Zerknęłam na niego.
Och, tak, widać było jak bardzo zależy mu na wydostaniu się na zewnątrz. Zmrużyłam delikatnie oczy, analizując wszystkie za i przeciw, choć wiedziałam, że i tak pójdę. Bądź co bądź ciekawość była zbyt silna. Wzruszyłam barkami, mówiąc przez ten gest jakby "co mi szkodzi?" i podeszłam do drzwi, przy których stał już Świt. Wkrótce potem wyszłam z pokoju, skierowałam się w stronę wyjścia z budynku i modliłam się cicho, żeby to wszystko nie było tworem mojej wyobraźni.
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.