- Cóż... mimo wszystko dziękuję ci Nadarze i Mileno. - uśmiechnęłam się do towarzyszy, pozwalając im ruszyć przodem. Może teraz nie przydam się za bardzo, bo dzierżę tylko sztylet, ale dam z siebie wszystko!
_________________
Daisy7 "no niestety jestem na nie, ale nie hejcę" 2k17
Wiek: 30 Dołączył: 23 Kwi 2016 Posty: 1996 Skąd: Kraków
Wysłany: 2017-07-12, 17:34
Ciarki spiętrzyły się nieprzyjemnie na jej skórze, gdy wraz ze swoją kompanią stanęła przed wyborem drogi. Swoją pelerynę omiotła wokół siebie, chroniąc się niby przed zimnem, a niby przed niebezpieczeństwem, które tylko czekało na ich niewłaściwy krok.
- Lewa strona jest według mnie bezpieczniejsza. Proponuje się nie rozdzielać. Przynajmniej będziemy mieć przewagę liczebną. - Rzuciła w eter, rozglądając się jeszcze uważniej po okolicy, starając się wyłapać coś, co może się przydać jej lub jej drużynie.
Ściągnąwszy z pleców łuk, zacisnęła wokół niego rękę, uzbrajając się strzałą z kołczanu na ewentualne zagrożenie.
Wiek: 25 Dołączyła: 25 Mar 2016 Posty: 6144 Skąd: niedaleko Lublina ;'3
Wysłany: 2017-07-13, 00:13
Wszyscy ruszyliście lewą stroną, przy której stał jakiś zwierz. Gdy się trochę zbliżyliście, odetchnęliście z ulgą. To zwykły koń o barwie ciemnobrązowej z grzywą niewyglądającą na mokrą, a już na pewno nieposiadającą wplecionych w nią lilii wodnych. Ostateczne potwierdzenie otrzymaliście, kiedy zwierz nachylił się i zacząć przeżuwać trawę, której koń bagienny nigdy by nie tknął. Po chwili zza drzew wyszły jeszcze cztery takie same stworzenia, w tym jeden mniejszy, prawdopodobnie źrebak. Całą piątką zaczęły wcinać zielenię, nie wykazując żadnych wrogich zamiarów, jedynie bacznie was obserwowały. Niestety nie przewidzieliście jednego, a mianowicie, iż wodniki tak łatwo nie odpuszczą i po prostu przypłyną. Nagle zaczęły wynurzać się przy samym lewym brzegu i wyciągać swoje oślizłe łapska z nadzieją, że chwycą kogoś za nogę i wciągną do jeziora. Co gorsza, topielce przestraszyły konie, które wpadły w prawdziwą histerię i rżąc głośno, zaczęły uciekać na wszystkie strony. Jeden z nich pomknął ku wam. Zwierzę działało niczym w amoku i nie zastanawiając się ani chwili, pogalopowało prosto na Borzuja. Mężczyzna został mocno poturbowany, a dodatkowo stracił przytomność, gdyż upadając, uderzył o kamień. Zaraz... spod jego głowy wypłynęła strużka krwi. On wcale nie zemdlał, on umarł. Wszystko działo się tak szybko, że gdy konie odbiegły, a kurz opadł, było już za późno. Trup Bogatka został przechwycony przez wodniki, więc nawet jego ekwipunku nie udało się uratować. Jedyne, co mogliście zrobić w tej sytuacji, to korzystając z chwilowej nieuwagi wodnych bestii, uciec od nich jak najdalej. I udało wam się, dotarliście na drugi koniec Jeziora Łabędziego.
Dalszą wędrówkę pokonaliście w zupełnej ciszy. Nikt nie miał ochoty na rozmowę, a co dopiero żarty. Po prostu szliście wzdłuż rzeki przez wysoką trawę, która porasta tutejsze tereny. W międzyczasie zrobiliście sobie postój, aż w końcu o zmroku dotarliście nad jezioro. Zaraz, chwila, jakie jezioro? Według mapy nie powinniście już żadnego ujrzeć do końca drogi. Kiedy pojawiły się błędne ogniki, waszym oczom ukazała się chata stojąca nieopodal w cieniu drzew. W sumie bardziej przypomina szopę. Zanim zastanowiliście się, czy podejść bliżej, wasza obecność została wydana przez głośno ujadającego wilczura przyczepionego na łańcuchu do budy. Wtem w oknach pojawiło się światło, a dosłownie sekundę później ze środka wyskoczył ubrany w sweter i kraciaste spodnie brodaty mężczyzna dzierżący w jednej dłoni sporych rozmiarów nóż, a w drugiej długi patyk z własnoręcznie wystruganą końcówką (coś jak dzida).
- Ktoś wy?! - krzyknął, zachowując dobre kilkanaście metrów odstępu od was. - Gadać, bo psa spuszczę! - ponaglił, łapiąc nadal szczekającego wilczura za obrożę.
Czas: późny wieczór (już prawie całkiem się ściemniło), 28 marca (sobota)
Miejsce: ???
Pogoda: odczuwalna temperatura wynosi 2°C, niebo mocno zachmurzone, wieje zimny wiatr, zaczyna lekko kropić deszcz (mżawka)
"Miałem krewnego, który studiował trygonometrię, aż mu wąsy odpadły, a kiedy już się wszystkiego nauczył, przyszła jakaś Buka i go zjadła. No i leżał potem w brzuchu Buki z całą tą swoją mądrością!"
Wiek: 30 Dołączył: 23 Kwi 2016 Posty: 1996 Skąd: Kraków
Wysłany: 2017-07-13, 01:22
- Jestem Sylwia z Bieżywiatrów, proszę nas wysłuchać, nie jesteśmy ze złymi zamiarami. Zgubiliśmy się. - Wyrwała się przed szereg, zakładając łuk na ramię, chowając wyciągniętą przedtem strzałę, dając tym samym znać, że jest nieuzbrojona. Nie łudziła się, że jej nazwisko rodowe cokolwiek podpowie mężczyźnie, ale przedstawiając się chciała wzbudzić zaufanie nieznajomego.
Ściągnęła kaptur uwalniając burzę złotych włosów, które opadły finezyjnie na materiał płaszcza, który delikatnie rozchyliła, niezbyt ostentacyjnie, tak jakby trzymany wcześniej materiał po prostu uciekł z ręki.
- Kierując się w stronę Barawy, idąc brzegiem rzeki chcieliśmy wyjść na przeciw statkowi, który zmierza do Krukowa. Przy Jeziorze Łabędzim zgubiliśmy szlak uciekając przed potworami. Niesiemy bardzo ważny list. - Dodała pośpiesznie, artykułując każde słowo delikatnie i miękko, by jej głos wpełzł do umysłu jegomościa. Wydęła lekko swoje pełne usta, oczekując wsparcia ze strony kompanii w potwierdzeniu jej słów.
Niby udało nam się przedostać na drugą stronę Jeziora Łabędziego, jednak tak naprawdę nikt w tym momencie nie uważał tego za sukces. Każdy wiedział, że w którymś momencie wyprawy, ktoś może stracić życie, jednak każdy pewnie liczył na to, że nigdy do tego nie dojdzie. Niestety tak też się stało z Borzujem. Gdyby wodniki go nie zabrały, moglibyśmy chociaż go godnie pochować, a tak nawet nie mogliśmy tego uczynić. Dalszą część podróży wszyscy szli jak struci.
Dopiero kiedy doszliśmy do domu, pomyślałam, że mogliśmy zboczyć ze ścieżki. Nasza sytuacja nie była najlepsza, zgubiliśmy się, a do tego zaczynało już zmierzchać. A żadnej przydrożnej gospody nie było widać. Sylwia pierwsza wystąpiła przed szereg i stała się tak naprawdę naszym wysłannikiem, bo wyjaśniła mężczyźnie, kim jesteśmy i gdzie zmierzamy. Póki co stałam z tyłu, czekając na ewentualny rozwój wydarzeń.
_________________
I'll say this not as a King, but as a loyal knight. Anything to disturb the King's peace will be crushed! Clarent Blood Arthur!
No tak, nie wyszło dokładnie tak jak powinno. Trochę czułam się winna, w końcu pierwsza wyskoczyłam by iść tą drogą. Z drugiej strony nikt nie mógł przypuszczać, że wodniki okażą się tak zajadłe, a stado koni wpadnie w taki popłoch zamiast uciekać. Tak czy siak nie fajnie...
Było jeszcze bardziej niefajnie, bo się zgubiliśmy. Ba, jeszcze wyskoczył na nas jakiś dziad z lagą i psem straszył.
- Poczciwy panie, prawdę mówimy. Z zadaniem idziem ważnym. Poratujcież, bardzo prosimy. Abyśmy tylko do rana doczekali i nazad na trakt wrócili i tyleś nas widział, panie. Zbłądziliśmy tylko, nie szukamy zwady...- odezwała się jak umiała najuprzejmiej, jak najpokorniej.
Wiek: 25 Dołączyła: 25 Mar 2016 Posty: 6144 Skąd: niedaleko Lublina ;'3
Wysłany: 2017-07-13, 15:04
Mężczyzna co prawda nie spuścił wilczura ze smyczy, ale nie uwierzył wam na słowo, żądając ukazania listu napisanego przez Myślimira.
- Czarna śmierć? - powtórzył, przysuwając sobie kartkę jeszcze bliżej oczu. - Nie brzmi to dobrze... Jako, że macie poważną misję, ugoszczę was, jak tylko mogę, ale mam nadzieję, że sami żeście nie zarażeni. Boże, miej mnie w swej opiece za gościnę, jaką okazuję tym zbłąkanym podróżnikom - dodał, oddając wam dokument i gestem ręki zapraszając do środka. - Pościelę wam koce tutaj na podłodze, bo pokój mam tylko jeden, który zresztą dzielę ze swoją starą matką. A propos niej, uszanujcie podeszły wiek kobiety i starajcie się nie hałasować, by się nie zbudziła. I tak cierpi na bezsenność.
Pomieszczenie, w którym się znaleźliście, jest bardzo duże. W sumie to zajmuje prawie całą powierzchnię, bo robi jednocześnie za przedsionek, graciarnię, izbę główną (coś ala salon w dzisiejszych czasach) i kuchnię.
- Jakby kogoś przypiliło, to drewniana buda stoi na zewnątrz z tyłu chałupy - poinstruował was gospodarz, przynosząc stertę koców. - Może wody na herbatę zagotować? - spytał niepewnie. - A pani wspominała coś o potworach. Jakiś dziki zwierz was zaatakował? I radzę podsunąć płaszcz na ramiona, w nocy słabo palę, bo szkoda mi drewna - dodał.
Cóż... temu jegomościowi z całą pewnością daleko od kobieciarza.
"Miałem krewnego, który studiował trygonometrię, aż mu wąsy odpadły, a kiedy już się wszystkiego nauczył, przyszła jakaś Buka i go zjadła. No i leżał potem w brzuchu Buki z całą tą swoją mądrością!"
~ Tove Jansson, "Dolina Muminków w listopadzie"
Ostatnio zmieniony przez Daisy7 2017-07-13, 15:07, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 30 Dołączył: 23 Kwi 2016 Posty: 1996 Skąd: Kraków
Wysłany: 2017-07-13, 17:13
Z lekkim grymasem, a w zasadzie jego przebłyskiem, przytuliła z powrotem płaszcz, wtulając się w jego przyjemny materiał. Oczywiście podziękowała za gościnę, zapewniając, że nikt z "jej" kompanii nie jest zarażony. Na propozycję zagotowania wody na herbatę przytaknęła.
- Te potwory zwą się wodnikami. - Odpowiedziała po chwili namysłu po pytaniu mężczyzny, zastanawiając się nad jego reakcją. Nie należał, przynajmniej tak jej się zdawało, do najmądrzejszych, a u takich ludzi strach szybko może namieszać w głowie.
- W ucieczce przed nimi jeden z naszych potknął się i upadł na kamień, z czego te upiory skorzystały i odpuściły pogoń. - Jej ciepły głos delikatnie zadrżał, a na twarzy wstąpił cień smutku. Nie znała go, ale zawsze to przykro słyszeć o śmierci kogoś, kto podjął się tej heroicznej misji. Prawdę powiedziawszy, nie znała ona tutaj nikogo, bo od samego początku nie integrowała się tak, jak może powinna. Od chłopek trzymała się nieco dalej, niespecjalnie, raczej przez wychowanie i wyuczoną kulturę. Sama z siebie się nie garnęła do ich towarzystwa, ale zamienienie kilku słów nie szczypało jej. Z mieszczanami nie miała zbytnio o czym rozmawiać, ale z większą dozą tolerancji podchodziła do ich towarzystwa, przysłuchując się co "ciekawego" mają do powiedzenia. Szlachtę traktowała z przymrużeniem oka. Wielu szlachciców to imbecyle i rozpuszczony motłoch, po którym niby można było spodziewać się, że będzie inaczej. Owszem, odnajduje się w towarzystwie niektórych z nich, chociażby na polowaniach, ale to wyjątki. Podsumować można, że nie przepada za towarzystwem ludzi - więc skąd bierze się u niej takie poświęcenie dla ratunku? Może to strach przed własną śmiercią? Tego nie wie nikt.
Odgarnąwszy włosy do tyłu, rozglądnęła się po pomieszczeniu, poddając ocenie to co widzi.
- Dziękuję, dobry panie.
Przystała na propozycję herbaty. Coś ciepłego w taki ziąb nie jest złym pomysłem. No cóż, tutaj raczej nikomu krzywda nie powinna się zadziać... chyba. Tak czy siak, jeśli szło o Nawojkę to herbatka i spać. No, chyba, że w międzyczasie wyniknie jakaś istotniejsza rozmowa.
Nie spodziewał się, że jego rówieśnik padnie ofiarą wodników. Niestety musieli go zostawić, chociaż nie zapomną o nim, bo chociażby dzięki jego śmierci mogli szybko uciec od wodników, ale po to tylko, żeby zgubić się. Napotkana chata i jego mieszkaniec z początku nie przywitał ich z otwartymi ramionami, ale to dość normalne zachowanie zważywszy na sporą grupę nieznajomych osób. W większości kobiet, bo Nadar został jedynym, młodym mężczyzną w drużynie. Po mowie wygadanych i kulturalnych kobiet gospodarz zaprosił ich nawet na noc do siebie. Skinął głową w podzięce i starając się być jak najciszej zajął swoje miejsce przy drzwiach. Szczerze to nie wiedział, czy zmruży oczy tej nocy. Śmierć kolegi była traumatyczna, a on nic nie mógł zrobić, by temu zapobiec. Czatował przy drzwiach, bo jakby musiał iść za potrzebą, to nie zbudziłby towarzyszek i gospodarza z jego matką. No i po drugie - w podzięce za ciepłą herbatę i koc postanowił być na czatach.
Zastanawiał się czy nie powinni się stąd zabrać skoro świt, żeby nie przegapić przybycia kapitana i leków. Gorzej, jak statek dopłynie w nocy, gdy właśnie wypoczywają u nieznajomego. Wychodzenie jednak w nocy to samobójstwo zważywszy przed istotami żyjącymi o tej porze.
- Dziękujemy. - uśmiechnęłam się do mężczyzny, idąc razem z kompanią do miejsce, w którym możemy przenocować. Po ciepłej herbacie i zjedzeniu kawałka bułki oraz szynki (częstuję tylko Nawojkę i psa, jakby chciał, bo chyba ten facet będzie miał swoje jedzenie </3), udaję się spać, by zregenerować siły na dalszą podróż. Mieszek ze złotem potajemnie chowam w cycce, a z resztą ekwipunku nie rozstaję się na moment. Szkoda, że nasza grupa coraz bardziej się pomniejsza.
_________________
Daisy7 "no niestety jestem na nie, ale nie hejcę" 2k17
Tak samo jak pozostali dziękuję mężczyźnie za nocleg, gdyż w końcu nie miał żadnego obowiązku nam go udzielać. Znalazłam sobie jakiś kącik do spania, jednak ten długo nie mógł do mnie przyjść z powodu jeziora, którego nie było na mapie. Zgubiliśmy się, czy po prostu to mapa była niedokładna?
Wiek: 25 Dołączyła: 25 Mar 2016 Posty: 6144 Skąd: niedaleko Lublina ;'3
Wysłany: 2017-07-16, 15:05
Według gospodarza za wasze zabłądzenie odpowiedzialne były błędniki żyjące w wysokiej trawie za Jeziorem Łabędzim. Właśnie dlatego skręciliście na północny-wschód i dotarliście nad Jezioro Szare, przy którym wybudował się mężczyzna.
Wczesnym porankiem następnego dnia zjedliście w pośpiechu darmowe śniadanie (które było syte, a wręcz wykwintne, gdyż pobożny pan domu celebrował w ten sposób niedzielę) i wyszliście na zewnątrz. O matuchno, nie dość, że wieje chłodem, to jeszcze jaka mgła! Miejmy nadzieję, że to tak tylko z rana i wkrótce zrzednie.
- A tobie co odbiło, gamoćku? - zdziwił się gospodarz, spoglądając z niedowierzaniem na swojego psa, który najpierw zaczął łasić się do Bożeny, a gdy ta odeszła kawałek, piszczał i skowyczał, jakby go zarzynali. - No oczadział mi! Przecież nie idzie z takim wytrzymać, głowa mi pęknie. Ale przylać nie przyleję, bo to grzech - burczał, próbując jako uciszyć stworzenie, jednak na marne.
Dopiero kiedy mężczyzna spuścił wilczura ze smyczy, ten podbiegł do Kosibórówny i nie opuszczając jej ani na krok, ucichł.
- Też mi psia wierność - prychnął, machając ręką na zwierza. - Nie będę sierściucha na siłę trzymał. Jak pani chce, niech go zabiera. Zresztą wydaje mi się, że i tak będzie za panią lazł. Nawet kijem się go nie odgoni, gdy się kogoś uczepi.
No proszę jak niewiele trzeba, by zyskać towarzysza. Kawałek szynki i po sprawie.
Kiedy mieliście już odchodzić, z domostwa wyczłapała jakaś zgarbiona postać, podpierająca się o lasce.
- Matka, a ty gdzie?! Wracaj do chałupy, bo cię przewieje! - wrzasnął oburzony włościan, podchodząc do starowinki, która kazała mu nie zrzędzić i przestać pouczać znachorkę.
Babuszka podeszła wolnym krokiem do waszej grupy.
- Całą noc czułam, że ktoś nieodpowiedni śpi pod naszą strzechą - mruknęła, lustrując wzrokiem wszystkich po kolei. - Ktoś z was ma diabła w sercu... Czuję to... - kontynuowała, a oczy poleciały jej gdzieś do góry, przez co zaczęła wyglądać dosyć upiornie. - Ona! To wiedźma! - krzyknęła po chwili na całe gardło, celując swoją laską w Milenę Larish. - Dobrze wam radzę, zabijcie ją albo wasza misja skończy się fiaskiem, a całą Polandię pożre czarna śmierć - poradziła wam, a następnie jak gdyby nigdy nic odeszła z powrotem do chaty.
Czas: ok. 5:30, 29 marca (niedziela)
Miejsce: brzeg Jeziora Szarego w miejscu, gdzie wpływa do niego Rod
Pogoda: odczuwalna temperatura wynosi -2°C, wieje zimny wiatr, gęsta mgła
"Miałem krewnego, który studiował trygonometrię, aż mu wąsy odpadły, a kiedy już się wszystkiego nauczył, przyszła jakaś Buka i go zjadła. No i leżał potem w brzuchu Buki z całą tą swoją mądrością!"
Z niedowierzaniem spoglądam za matką naszego gospodarza, która spokojnie wróciła sobie do chaty, po czym odwracam się do pozostałych.
- Jak to, wiedźma? Czy to możliwe?
Kiedy staruszka, matka gospodarza, wymierzyła we mnie swoje dziwne oskarżenia, byłam niesamowicie zdziwiona i nieco zdenerwowana. Jak miałabym być wiedźmą? Przecież wiedziałabym o tym. Jednak po tym, jak jej zachowanie nagle się odmieniło, i jakby nigdy nic, wróciła do swojej chatynki, wszystkie negatywne emocje zdały się ze mnie wylecieć.
- Bym nie chciała, byście uznali mnie za pannę nie szanującą dziadów naszych, jednak wydawać by się mogło, że kobieta ta nie do końca umysł jasny z wiekiem zachowała. - odezwałam się do pozostałych współtowarzyszy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.