Minęło kilka dni od czasu kiedy to po raz ostatni znalazłeś się w opuszczonej chacie. Od tamtego momentu zacząłeś się mimowolnie odcinać od wszystkich znajomych udając chorobę, aby twoja mała tajemnica nie wyszła na jaw. O dziwo, jak na razie szło ci całkiem sprawnie, zwłaszcza, że twoja babcia miała w tym miesiącu, jak to przystało na florystkę, ogrom pracy. Wszechobecne śluby, rocznice i inne tego typu rzeczy skutecznie odwracały jej uwagę od twoich problemów. Mimo skupienia całej swej uwagi na rozwiązaniu zagadek przemian nie udało ci się odnaleźć metody, na zapanowanie nad tym fenomenem, co było wyjątkowo frustrujące. Przecież nie będziesz tak siedział w domu do końca życia, prawda? Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi twojego pokoju. Uchyliły się lekko, a zza nich wyłoniła się twarz babci wywołując w tobie mieszankę strachu jak i radości.
- Hej Zaki, masz gościa.
Powiedziała radośnie, używając wyjątkowo infantylnego zdrobnienia, na które tylko ona mogła sobie pozwolić. Po chwili z wielkim uśmiechem na twarzy zaczęła kontynuować.
- Ostatnio rzadko wychodzisz z pokoju, zaczynałam się martwić... i jak widać nie tylko ja.
Zrobiła krótką przerwę po tych słowach i otworzyła drzwi w geście subtelnego rozkazu. Zapukała jeszcze rytmicznie opuszkami palców w lite drewno i dorzuciła wyraźnie zadowolona z obrotu sprawy.
- Kei czeka na dole, doprowadź się do ładu i chodź. Zrobię herbatkę i podam ciasto.
Normalnie w takiej sytuacji zszedłbym na dół w mniej niż minutę, jednak nie teraz. Nie po tym, co wydarzyło się w tamtym lesie. Nawet nie wiedziałem, co do końca się tam wydarzyło. Mimo że samą sytuację idealnie pamiętam, jej znaczenie nadal jest dla mnie wielką niewiadomą.
Leniwie zwlokłem się z łóżka, po czym podszedłem do szafy, aby zmienić ubranie na nieco bardziej "wyjściowe" - biorę dżinsy i jakiś ciemny t-shirt. Sam tak właściwie nie wiedziałem, po co schodzę na dół, skoro nie do końca miałem ochotę spotykać się z nikim, nawet jeśli to był Kei. Uznałem jednak, że kto jak kto, ale on nie da mi spokoju, i jeśli będzie musiał, wyciągnie mnie z mojego pokoju siłą. Wychodzę z mojej twierdzy i schodzę na dolne piętro.
- Cześć. - witaj się bez jakiegokolwiek entuzjazmu, kiedy tylko zobaczę Keia.
_________________
I'll say this not as a King, but as a loyal knight. Anything to disturb the King's peace will be crushed! Clarent Blood Arthur!
Gdy tylko dotarłeś do salonu zauważyłeś swojego kumpla pałaszującego z zapałem świeżą babkę cytrynową spod ręki twojej babci. Jak wiadomo każda babcia posiada nieopisane wręcz zdolności kulinarne, więc nawet w tym stanie mógłbyś się zajadać jej potrawami, oczywiście o ile mógłbyś to robić w świętym spokoju.
- Heyoooo Ryu!
Przywitał się chłopak pomiędzy kęsami, a gdy tylko skończył swój kawałek ciasta podszedł do ciebie dziarsko i zaczął obserwować ze wszystkich stron. Jego brązowe, radosne oczy skanowały cię z każdej strony z tak charakterystycznym dla twojego gościa entuzjazmem.
- Ej no... nie wyglądasz tak źle jak na gościa leżącego od tygodnia z gorączką.
Po tych słowach złapał cię pod rękę, tak jak to się robi ze staruszkami przeprowadzanymi przez ulicę i pociągnął w geście nie znoszącym sprzeciwu w stronę wyjścia. Na jego twarzy można było dostrzec wyraźny uśmiech radości. Przed całym zajściem byliście praktycznie nierozłączni, więc nic dziwnego, że te odwiedziny byly dla niego tak ważne.
- Chodź na spacer. Wybierz miejsce.
Powiedział coś na kształt propozycji nie do odrzucenia, bardzo podobnej do legendarnego "idziemy na piwo?"
Gdyby nie okoliczności sprzed kilku minionych dni, najpewniej od razu wymieniłbym z trzy miejsca, do których normalnie chodziliśmy, po czym zastanawiałbym się, które z nich jest lepsze, i czy nie zaprosić reszty naszej grupy.
Jednak teraz, kiedy przeżywałem wydarzenia z lasu oraz moje dziwne... przemiany, nie miałem zbytnio ochoty na cokolwiek. Zwłaszcza, że transformacja mogła nastąpić w każdym momencie. Starałem się przez te kilka dni udawanej choroby opracować jakąś zależność pomiędzy tym co robię czy jak się czuję a moją przemianą w Elekida, jednak nie przyniosło to żadnych konkretnych wniosków.
- Wiesz co... Chodźmy może na przechadzkę po lesie. - odparłem, wybrawszy dosyć dogodne miejsce.
Pomiędzy drzewami łatwo było się schować, więc zdawało się być to optymalne środowisko do wyjścia. Gdyby zaszła taka potrzeba, mógłbym udawać, że uciekam przed Keiem i się z nim droczę, co było dosyć częste. Do tego nawet jeśli coś nie wypali, to tylko on zobaczy moją przemianę, co nieco mnie uspokajało.
_________________
I'll say this not as a King, but as a loyal knight. Anything to disturb the King's peace will be crushed! Clarent Blood Arthur!
Przechadzka po lesie... był to dość dziwny wybór jak na ciebie, zwłaszcza, że zawsze wolałeś poszlajać się po barach z szybkim jedzeniem niż obcować z naturą. Przynajmniej miałeś teraz po swojej stronie element zaskoczenia.
- Ryu... Może naprawdę jesteś chory?
Powiedział Kei przykładając, niby to z troską, dłoń do twojego czoła. Gdy tylko ją odsuwał strzelił cię lekko palcem w nos i zwiększył dystans aby nie oberwać w ramach zemsty, co było najpewniejszą reakcją zważywszy na przebieg waszej relacji. Zapewne liczył, że ta psota mu się upiecze, gdyż nie odważysz się na publiczne przepychanki z nim... taką przynajmniej miał nadzieję...
- No to do lasu!
Po tych słowach zniknął za drzwiami, a gdy się znaleźliście na zewnątrz zdałeś sobie sprawę jak bardzo brakowało ci ciepła słonecznych promieni i wiatru we włosach. Takie siedzenie w domu, zwłaszcza latem nie było czymś naturalnym dla młodych ludzi. Nie minęło wiele czasu a znaleźliście się za miastem, w końcu las zaczął gęstnieć tworząc poczucie intymności do tego stopnia, że nieco się rozluźniłeś.
Kei zawsze był duszą towarzystwa, takim pozytywnym duchem. Jakby się tak głębiej zastanowić, to chyba nigdy nie widziałem go smutnego. Czasami bywał nieco markotny, ale ostatecznie zawsze obracał to w żart tekstem typu "planuję jak zawładnąć nad miastem przy pomocy armii Magikarpi". Mimowolnie dzięki roztaczanej przez chłopaka aurze pojawił się na mojej twarzy uśmiech, jednak było to tylko chwilowe. Znowu przypomniałem sobie o wydarzeniu sprzed kilku dni, co doprowadziło do powrotu do mojego doła i rozmyślaniu, tak jak miałem już to w zwyczaju robić po nocach.
- Wiem, że próbujesz mnie pocieszyć, tyle że... Raczej będzie to ciężkie. - mówię do Keia, kiedy już znajdziemy się w lesie. - Jest to problem, z którym sam muszę się zmierzyć.
Key chwilę spoglądał na ciebie jakby zastanawiając się, czy aby nie masz zamiaru wejść w konflikt z prawem. W sumie wiedziałeś o tym gdy tylko zobaczyłeś jego minę. Dłuższa melancholia w twoim przypadku zawsze kończyła się jego słowami: "Chyba nie planujesz nic nielegalnego?". W sumie... było to dość dziwne, nawet jak na żart.
Key zerknął na chwilę w swój telefon, sprawdzając jakiś SMS, po czym ponownie skupił swą uwagę na tobie. Rzucił ci dziwne spojrzenie swoich bursztynowych oczu, po złapał się teatralnie za brodę, jakby udawał wielkiego myśliciela.
- Udajesz takiego chorego, zmartwionego. Tylko odwróciłem wzrok i już założyłeś głupkowate uszy. Wstyd!
Zawołał udając oburzenie, po czym machnął dłonią nad twoją głową a ty poczułeś jak jego ręka zatrzymuje się na nadprogramowej części twojego ciała. W tym momencie na twarzy twojego kumpla pojawiło się coś na granicy przerażenia i szoku, a z jego ust wydobyło się tylko ciche:
- Wow...
I stało się najgorsze. Zamieniłem się w Elekida. Nie żeby sam fakt przemiany był dla mnie szokiem, do tego zdołałem się nieco przyzwyczaić, a zgrabniej powiedziawszy przywyknąć. Niestety, albo może i stety, zobaczył to Kei. A właśnie tego wolałem uniknąć.
- Tak właściwie, to chyba już nie mam czego przed tobą chować. - odparłem, starając brzmieć jak najbardziej spokojnie i naturalnie. - Musisz mi tylko obiecać, że nikomu o tym nie powiesz, zrozumiałeś? Nawet babci.
_________________
I'll say this not as a King, but as a loyal knight. Anything to disturb the King's peace will be crushed! Clarent Blood Arthur!
Kei zrobił duże oczy i, jakby to można było delikatnie powiedzieć... "kopara mu opadła". Roztrzęsiony stał i słuchał spoglądając jak nieco żółkniesz, co nieco rozładowało atmosferę, gdyż w cytrynowej barwie wyglądałeś głupkowato.
- Ale moja babcia mieszka w Aloli, dzwonimy do niej raz w roku na święta, bo to kosztuje majątek.
Odparł na twoją prośbę, w ogóle nie ogarnąwszy co miałeś na myśli. Chwilę jeszcze stał jak wmurowany aby w końcu jeszcze raz się przemóc i dotknąć twoich poke-uszu. Po tym cofnął rękę a twoja transmutacja zaczęła się cofać, co było dość dziwnym zjawiskiem.
- Dobra, niech będzie, obiecuję.
Wymamrotał w końcu ściszając głos coraz bardziej do tego stopnia, że jego kolejne słowa były niemal niesłyszalne.
- Co to za akcja...?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.