Staruszek w odpowiedzi pokiwał głową. W każdym razie reprezentował sobą ten rodzaj postawy, kiedy myślami byłby skłonny objuczyć cię jakimiś "dowodami wdzięczności", ale fizycznie rozumiał twoją wolę i nie wciskał nic na siłę.
- Jak już wcześniej wspomniałem, w tym pomieszczeniu możecie się rozgościć. Jakoś się tutaj zmieścimy- odparł.
- Hm?- Niko po twoich słowach, przerwał oględziny żarówki wyraźnie zaskoczony, że dorośli dają mu możliwość czegoś chcieć. W sumie nie wyglądał na jakiegoś małego rozczeniowca.
- Chyba nie... Albo tak! Nie chcę, żeby moja żarówka się zniszczyła. Jest bardzo, bardzo ważna. Może mógłbym ją w czymś nosić?- zapytał.
No proszę. Ze wszystkich możliwości chłopiec i tak wybrał troskę o swoje "Słońce". Ale z drugiej strony to całkiem nieźle o nim świadczy. W końcu wolał zatroszczyć się o artefakt ważny dla świata, który nawet nie był jego domem. W pewnym sensie to dość wielkoduszne podejście.
- Chyba coś się znajdzie- odpowiedziała Sari z zamyśloną miną.
- W każdym razie poszukam jutro. Miałam kiedyś plecak, na oko odpowiedniej wielkości, powinna się w niego zmieścić. Nie pamiętam tylko czy leży tam, gdzie wydaje mi się, że leży, ale rozejrzę się z rana, przy świetle.
No, to chyba tyle jeśli idzie o "prośby i zażalenia", co nie? Można się jakoś powoli utulać do spania.
Ethel pozwolił przenocować nam wraz z nim i jego wnuczką w tym pomieszczeniu. Miło z ich strony, że nawet tym skrawkiem prywatnej przestrzeni, jaki im został po ataku, chcą się podzielić. Tymczasem Niko wyglądał na wielce zaskoczonego, że zapytałem, czy czegoś nie potrzebuje od naszych gospodarzy. Miałem go za rozsądnego chłopca i wierzyłem, że nie powie nic głupiego. Miałem rację. Poprosił o coś do noszenia swojej żarówki. W tym małym ciele tkwi szlachetna dusza, skoro tak dba o przedmiot, od którego zależy obcy dlań świat. Sari obiecała coś znaleźć. Zmęczenie mnie już bardzo nużyło. Czułem, że niewielka będzie teraz ze dusza towarzystwa. Potrzebowałem odespać dzisiejsze przygody. Postanowiłem wydobyć swój śpiwór i rozłożyć go gdzieś w wolnym miejscu. Zachodzi taki problem, że nie mam nic dla Niko.
- Mam jeszcze jedną prośbę. Znajdzie się jakieś posłanie dla chłopca? – wskazuję na Niko. – Niestety, ale mam tylko jeden śpiwór – wyznaję.
Liczę, że coś się znajdzie. Sam nie mam już sił niczego szukać. Pragnę się tylko położyć i oddać w ramiona snu.
- Spokojnie, jakoś się wszyscy pomieścimy- oznajmił Ethel.
I faktycznie tak było. Niko, z racji rozmiarów, bez większego problemu mógł się zwinąć na jednym z foteli. Sari kimała na drugim, ty w śpiworze, a Ethel ze względu na wiek i zdrowie mógł się wyłożyć na kanapie z kompletu do foteli. Może nie były to wygody rodem z jakiegoś ekskluzywnego hotelu, ale nie było tragedii i niebawem wszyscy zdołaliście usnąć.
Następnego dnia obudziłeś się... ostatni. No, jakby nie patrzeć srogo się namęczyłeś w czasie walki z Lunalą i pasowało to odespać. Nikt nie robił ci z tego powodu wyrzutów. Znalazłeś nawet przygotowany dla ciebie skromniutki, ale jednak posiłek. Niko nie było nigdzie widać, czyli pewnie jest gdzieś na zewnątrz, albo w innym pomieszczeniu, tak jak pozostali.
Hm... Zapowiada się raczej miły dzionek.
Udało nam się w czwórkę pomieścić. Ja w swoim śpiworze, Ethel na kanapie, a Niko i Sari zadowolili się fotelami. Nie były to warunki hotelowe, ale grunt, że od zimowej scenerii na zewnątrz oddzielał nas dach i cztery ściany. Usnąłem spokojnie.
Nazajutrz najwidoczniej obudziłem się jako ostatni, bo okazało się, że zostałem sam w pokoju. Moje zmęczenie po wczorajszych przygodach zaiste było wielkie, skoro tyle snu potrzebowałem na regenerację sił. Ciekawe, czy odpoczynek w pokeballach pozwolił także Lunali i Kago odzyskać część sił? W każdym razie pozostawiono dla mnie śniadanie. Choć posiłek przedstawiał się skromnie, czułem wdzięczność dla tych kotów. Postanowiłem posilić się i zobaczyć co się dzieje w reszcie budynku. Marzę o kąpieli, ale w zniszczonym miasteczku nie ma co liczyć na takie luksusy.
Posilając się zastanawiałeś się chwilę nad kondycją swoich podopiecznych i tym, co dzieje się w innej części budynku oraz na zewnątrz. Na razie wszystko wskazywało, że jest spokojnie, co po ostatnich wydarzeniach było prawdziwą ulgą. Kiedy już się ogarnąłeś, mogłeś wyjść z pomieszczenia. Nieco niepocieszony musiałeś przełożyć marzenia o kąpieli na inną okoliczność. Już w łazience zorientowałeś się, że brakuje bieżącej wody i wszelkie obmycia się musiałeś uskuteczniać nad miską i przyszykowanym wcześniej dzbankiem z wodą.
- Mazirra! Zobacz, zobacz!- usłyszałeś głosik Niko, kiedy wyszedłeś na zewnątrz.
Chłopiec pędził do ciebie jarząc się z radości niczym chodząca żarówka. Zaraz też dumnie przeparadował przed tobą z nowiutkim plecakiem na plecach. No, z tym "nowiutkim" to może lekka przesada, ale prezentował się całkiem przyzwoicie, nie był podarty ani jakoś mocno uszkodzony. Ot, kilka drobniutkich przetarć tu i tam.
Gdzieś kawałek dalej w waszą stronę tuptała Sari. Mrugnęła do ciebie porozumiewawczo okiem. No tak, dzieciaki i ta ich wielka radość z małych rzeczy, więc pewnie nie jesteś pierwszym, któremu Niko pokazywał swoją nową własność. Tymczasem powoli acz nieubłaganie chyba zbliża się pora do dalszej drogi, prawda?
Po wyjściu z biblioteczki trafiłem na możliwość zadbania o higienę. Szans na kąpiel z prawdziwego zdarzenia nie było, ale znalazłem miskę oraz dzban z wodą do obmycia się. Skorzystałem z okazji zmycia z siebie nieco śladów wczorajszej walki godnej opiewania przez średniowiecznych bardów. Musi mi to wystarczyć do czasu aż znajdę hotel z prawdziwego zdarzenia dysponującego ciepłą wodą. Kiedy chwilę później wyszedłem na zewnątrz, od razu znalazłem mojego małego towarzysza, a w zasadzie to on mnie wypatrzył. Podbiegł, by pochwalić się swoim prawie nowym plecakiem. W sumie dziwnie się poczułem. W jakiś sposób stałem się dla tego chłopca w tym świecie najbliższą osobą.
- Świetny plecak Niko. Niech ci dobrze służy – uśmiecham się, czochrając go po głowie.
Tymczasem zobaczyłem, że w naszą stronę zmierza także Sari. Wychodzę jej naprzeciw.
- Panienko Sari, jestem bardzo wdzięczny tobie oraz twojemu dziadkowi za udzielenie nam gościny, mimo doświadczeń przez jakie przeszło wasze miasteczko. Życzę wam byście odbudowali wasze życia. Tymczasem na nas już czas. Chciałbym co rychlej dotrzeć do Dacapo. Czy Ethel jest gdzieś w pobliżu bym i jego mógł pożegnać? – mówię do dziewczyny.
Niko zachichotał radośnie, w międzyczasie trajkocząc jak mała katarynka i wymieniając ci wszystkie dobre strony jego plecaka. Niby mała rzecz, a jak cieszy, prawda? Tymczasem postanowiłeś zamienić jeszcze za dwa słowa z Sari oraz jej dziadkiem. Staruszka nie było nigdzie widać na horyzoncie, ale pewnie kręcił się gdzieś w pobliżu. Ogólnie panował całkiem spory ruch. Panowała całkiem ładna pogoda i pomimo zalegającego wszędzie śniegu, każdy kto mógł pracował przy naprawianiu szkód. Z tego co dojrzałeś największy ruch panował przy najbardziej ocalałych budynkach, gdzie starano się naprawić te potencjalnie najmniejsze szkody i dopiero później, stopniowo przechodzić do naprawiania gorszego bałaganu. Oprócz mieszkańców miasteczka, zauważyłeś też masę pokemonów- te niezwykłe istotki także na swój sposób pomagały przy porządkach.
- Już, tak szybko? Chociaż, z drugiej strony raczej nie mamy powodu by was zatrzymywać. Cieszę się, że mogliśmy jakoś się odwdzięczyć, ale i ty bardzo wszystkim pomogłeś.- pantera uśmiechnęła się do ciebie ciepło.
Po chwili zaprowadziła cię do staruszka. Ethel nadzorował właśnie planowanie jakichś działań. Wciągnął się w jakąś srogą dysputę i chwilkę zajęło zanim udało mu się przetłumaczyć, ze chciałeś się właśnie pożegnać. Widać było, że chętnie przytrzymałby was tu dłużej, ale ostatecznie pożegnał się z wami i życzył wam dobrej drogi. Szepnął jeszcze coś na ucho swej wnuczce i dziewczyna odbiegła w stronę domu, z którego wcześniej wyszedłeś. Kiedy wróciła trzymała w dłoni książkę.
- Tak sobie pomyślałem, że może ci się przydać. Jedno z moich ostatnich dzieł, traktuje o kulturze tego regionu. Jest tu po trochu ze wszystkiego- wierzenia, legendy, obyczaje. Proszę, przyjmij ją ode mnie.
O, to już kolejna pamiątka do kolekcji. Ale w sumie użyteczna, poza zgłębianiem danych Pokedexu, będziesz miał jakąś inną, poczytną alternatywę na spokojne wieczory. Tymczasem chyba nic tu po was, prawda?
W miasteczku wrzała praca, czemu sprzyjała ładna, jak na zimowy krajobraz, pogoda. Mieszkańcy kolektywnie naprawiali szkody, jakie ich domom zadał Necrozma, zaczynając od najlepiej zachowanych budynków. Me oko zauważyło przy okazji interesującą rzecz. Potwory posługiwały się pokemonami i stworzenia te na różny sposób pomagały im przy pracy. Zwierzęta w moim świecie też są przydatne, ale nie są aż tak zdolne jak owe pokemony. Sari wyglądała na zasmuconą, że już chcemy wyjeżdżać. Zaprowadziła nas do Ethela, który zdawał się piastować funkcję nadzorcy prac, ale zdania były różne i starzec prowadził ostrą dysputę z innymi. On również wyglądał na zasmuconego moją decyzją o wyjeździe. Posłał po coś Sari. Gdy pantera wróciła, niosła ze sobą książkę, którą otrzymałem w darze. Ethel wyjaśnił mi, że to jego własna praca o kulturze regionu, w którym się znajdowałem. Od razu zapaliły mi się płomyki w oczach. Toż to wspaniały dar dla uczonego!
- Serdecznie dziękuję ci Ethelu za ten dar – kłaniam się starcowi, chowając książkę do torby. – Życzę wam zdrowia i szybkiego odbudowania waszego miasta. Bywajcie – żegnam się.
Potem wypuszczam Julenię, usadawiam na niej Niko, po czym sam wskakuję na grzbiet wierzchowca, byśmy mogli ruszyć dalej do Dacapo.
- Powodzenia na szlaku!- zakrzyknęła jeszcze Sari, machając wam na pożegnanie.
- I uważajcie na siebie, chłopcy- dodał Ethel.
Tak więc z kolejnym pamiątkowym prezentami w tobołku, załadowałeś Niko na grzbiet Julenii i po chwili mogliście ruszać dalej. Klacz zareagowała na dalszą wędrówkę z dość sporym entuzjazmem. No... Trochę jakby zbyt sporym. Dość ująć, że w tej całej radości zapomniała się i wystrzeliła w powietrze niczym strzała. Zanim się spostrzegła lub nawet ty zdołałeś jak wykrzyknąć co właśnie zrobiła, byliście już bardzo, bardzo wysoko, a klacz wyrównała lot, szybując pośród chmur. Spojrzałeś na Niko i... jakie było twoje zdziwienie kiedy zorientowałeś się, że chłopiec siedział spokojnie, nawet nie wczepiając się jakoś specjalnie w szyję Rapidash, a już tym bardziej nie wyglądał jakby miał zacząć panikować. Ki diabeł? Przecież miał lęk wysokości i raczej mało prawdopodobne, by się go wyzbył w ciągu kilku chwil! Co tu się właśnie wydarzyło.
Zrujnowane miasto, krzątający się przy odbudowie mieszkańcy, Ethel i Sari zostali za nami. Usadowiliśmy się na Julenii, a ta ochoczo ruszyła naprzód. Okazała się być aż nazbyt ochocza. Klacz zapomniała o fobii Niko i w swej radości wystrzeliła w przestworza. Z niesamowitą wręcz szybkością wzniosła się wysoko ponad ziemię. Nie zdążyłem nawet zareagować. Ze zdziwieniem patrzyłem na chmury unoszące się wokół nas. Niesamowite! Jednak spojrzałem też z przejęciem na Niko. Ostatnim razem źle zniósł latanie. Teraz jednak siedział spokojnie, jak trusia. Totalnie mnie to zaskoczyło.
- Wszystko w porządku Niko? Nie boisz się? – pytam się chłopca.
Raczej ciężko w ciągu jednego dnia pozbyć się fobii.
- A ty droga Julenia uprzedzaj, zanim postanowisz znowu tak nagle wzlecieć. To nie był szczególnie miły rodzaj zaskoczenia – rugam nieco Julenię.
Jest wspaniałą klaczą, ale każdy jeździec powie, że wierzchowiec powinien być posłuszny, a nie zaskakujący.
No cóż, Julenia poniewczasie się ogarnęła, ale widać było, że żałuje i nie zrobiła tego z premedytacją. No uradowała się na dalszą wędrówkę, zapomniała się i wyszło jak wyszło. W obecnej sytuacji było to trochę trudne i karkołomne, by pokusić sie o jakąś wylewniejszą reakcję, więc klacz ograniczyła się do przepraszającego w tonie rżenia i jeszcze spokojniejszego lotu. Tymczasem wróćmy do Niko i tego z jakim stoickim spokojem znosi lot na takiej wysokości. To było... W sumie nie wiedziałeś czy to było bardziej zaskakujące, bardziej dziwne czy może bardziej niepokojące. Hm... Chyba wszystko po trochu.
- Jasne, że się boję. Strasznie się boję- odparł chłopiec z takim spokojem jakby właśnie opowiadał ci o obecnym stanie pogody.
- Po prostu jesteśmy już za wysoko. Wiesz, gdybym teraz spadł i tak bym się zabił. Ale gdybyśmy lecieli niżej bałbym się jeszcze bardziej. Bo wtedy może być różnie. Nie chciałbym skończyć jak wujek Todd. Spadł kiedyś z drabiny i stało mu się coś bardzo złego. Potem już w ogóle się nie mógł ruszać. Mrugał tylko oczami i tak śmiesznie bulgotał gdy chciał coś powiedzieć.
Pokrętna to była logika, ale ciężko było się nie zgodzić. Faktycznie, na obecnej wysokości upadek był raczej jednoznaczny w skutkach. Z kolei na niższych wysokościach ewentualne ewentualności zaczynały się mnożyć i oprócz tych mniej problematycznych pojawiały się takie, przy których rozpadnięcie się na skałach nie było wcale taką złą alternatywą.
Tymczasem kontynuowaliście lot. Podróż w ten sposób przeminęła wam wyjątkowo sprawnie i o dziwo bez problemów. Dopiero kiedy wiatr zrobił się silniejszy i zaczął wam się dawać we znaki, dałeś Julenii znak by lądowała. Istotnie, im niżej, tym mocniej Niko wtulał się w szuję klaczy. Rozluźnił się dopiero kiedy wylądowaliście. Dalej trzeba było wędrować piechotą i wszystko wskazywało no to, że niebawem zacznie padać śnieg- niebo zaczynało się robić w tym charakterystycznym burym odcieniu. Krajobraz był teraz raczej surowy, bardziej same skały i z rzadka jakiś pojedynczy, niziutki świereczek czy kosodrzewina. Ale odnaleźliście szlak wiodący do Dacapo.
Po Julenii widać było żal, że dała się ponieść i nie miałem zamiaru się na nią specjalnie o to gniewać, ale musiałem jej zwrócić uwagę. Grunt, że przeprosiła. Tymczasem z pozoru stoicko spokojny Niko przyznał, że tak naprawdę bardzo się boi, ale wyjaśnił czemu nie panikuje. Rzeczywiście, spadek z tej wysokości to wyrok śmierci, ale z niższej może się skończyć przez niego strasznym kalectwem, co chłopiec opisał na przykładzie swojego wuja.
- Rozumiem. Z pewnością czasem lepsza jest śmierć niż życie bez możliwości korzystania ze świata – odpowiedizałem.
Niemniej lot na Julenii był czymś wspaniałym. Pegaz mknęła przez przestworza, ale zupełnie nie czuło się jej prędkości oraz faktu bycia tak wysoko nad ziemią. Dodatkowo nie pojawiły się żadne problemy. Czyżby prezent od tego świata za uporanie się z poważnym zagrożeniem? W końcu jednak zmógł się wiatr, więc Julenia musiała wylądować. W miarę obniżania lotu, w Niko zaczęła wstępować tamta panika. Uspokoił się dopiero po lądowaniu. Zapowiadało się na opady śniegu. Otaczał nas teraz krajobraz bardziej surowy. Zamiast ośnieżonych lasów, dużo więcej skał i tylko pojedyncze drzewa. Musimy być wyższych partiach gór. Na szczęście dało się zobaczyć szlak do miasta.
- Chodźmy – mówię do Julenii.
Wkrótce dotrę na miejsce i mam nadzieję, że ten Sans będzie mi mógł powiedzieć coś o moim artefakcie, a jakiś lekarz powiedzieć co z Kago oraz Lunalą.
Jaguź-wprowadzacz poków, jajec i skamielin znów uderza!
Ruszyliście zatem szlakiem, w nadziei, że wasz cel będzie już blisko. Tymczasem niebawem trafiliście owszem, ale na kolejną jaskinię. Cóż, szlak wiódł tamtędy, więc nie było rady i weszliście do środka. Z głębi dobiegał do was nieco przytłumiony odgłos szumu wody. Hm... Rzeka? Wodospad? Cóż, w każdym razie na pewno jakaś woda. Prędzej czy później zobaczycie co to, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Chwilowo jednak trasa była sucha.
Tuptaliście sobie spokojnie kiedy niespodziewanie Julenia pośliznęła się na jakimś kamieniu. No, tylko to nie był taki zwykły kamień. Równa, gładziutka powierzchnia, owalny kształt... Chwila! Przecież to jest jakieś jajo! Kolejny mały nieszczęśnik porzucony jeszcze przed wykluciem? Na to wygląda niestety. A tymczasem...
- Mazirra, tam chyba coś przebiegło!- Niko wskazywał na ciemny tunel przed wami.
Istotnie, w mroku słychać było odgłos przebiegających łapek. Stworzonko raczej nie było jakieś duże.
Okazało się, że mimo pokonaniu sporej odległości w powietrzu, wciąż wiele dzieliło mnie od celu. Droga wkrótce zabrała nas do kolejnego tunelu, wypełnionego szumem wody. Prawdopodobnie jakaś podziemna rzeka gdzieś tutaj płynęła. Niemniej droga zdawała się sucha… i nagle zmieniłem zdanie, gdy Julenia na czymś się poślizgnęła. Zeskoczyłem zbadać sprawę i okazało się, że to… kolejne porzucone jajo. Czy w tym świecie porzucanie nienarodzonych dzieci jest aż tak modne? – pomyślałem, wygrzebując z ziemi jajo, by sprawdzić czy jego mieszkaniec wciąż żyje. Tymczasem Niko zaalarmował mnie, że coś przebiegło drogę. Sądząc po odgłosach kroków, nie było to duże stworzenie.
- Julenio, poświeć mocniej – poleciłem klaczy, licząc, że większe światło odsłoni tajemnicze stworzenie.
Klacz skinęła łbem i naraz płomienie na jej grzywie i ogonie jakby urosły. Cały manewr wyglądał dość zjawiskowo, zwłaszcza przy tych jej błękitnych płomieniach. Szybko też udało się rozświetlić większy obszar. Początkowo w miejscu, które wskazał Niko, nie widziałeś nic niepokojącego. Dopiero po dłuższej chwili mignął ci jakiś nieduży kształt, a w mroku błysnęła para ocząt. Wiedząc, że "coś" tam siedzi, powolutku ruszyliście bliżej. W końcu tajemniczy "coś" został niechcący przyparty do sporego głazu i można się było mu przyjrzeć w całej okazałości.
Była to myszka. Albo szczurek. No, jak zwał tak zwał- w każdym razie nie krokodyl. Ciałko gryzonia pokrywało fioletowawe futerko z kilkoma jaśniejszymi akcentami na łapkach czy brzuszku. Uwagę zwracał długi, zakręcony na końcu ogonek oraz spore siekacze. Stworzonko przypatrywało wam się z nutką lęku, ale i zaciętości w spojrzeniu.
- O, jaki on jest... uroczy- skwitował Niko, przypatrując się szczurkowi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.