Młody Thomas upadł bezsilny na kolana. Upuścił ostatnie trzymane w ręce karty i spuścił wzrok.
- Zawiodłem - powiedział pod nosem - przepraszam...
Podszedł do niego jego ojciec. Pomógł mu powstać i pozbierał jego karty, by następnie mu je wręczyć. Widząc, jak traumatyczna okazała się dla młodszego Palmera pierwsza porażka, złapał go za barki i lekko potrząsnał, by skupić jego uwagę.
- Synu - zaczął - przegrana to nie koniec świata. Musisz nauczyć się z nią obchodzcić, gdyż jest ona częścią życia nawet najlepszych graczy - gestem ręki wskazał na bramę - Wiesz dlaczego ludzie tu zapisani osiągneli wielkość? Ponieważ potrafili pogodzić się z porażką, wyciagnąć z niej naukę i więcej nie dopuścić do identycznych błędów.
- Ależ ojcze - wykrztusił z siebie Thomas - jak mogę być dobrym strażnikiem, skoro jestem przegranym? Nawet mój najmocniejszy potwór nie był wstanie obronić bramy, której powinienem strzec.
- Jest Ci przykazane, być bronił tych murów jak najlepiej potrafisz, to prawda, ale tak właśnie uczyniłeś. Dałeś z siebie wszystko, widziałem to. Teraz przyszedł czas, być samodzielnie zdecydował, co zrobisz z sytuacją po fakcie. Wierzę, że potrafisz, i że wykonasz to dobrze.
Strażnik Charles odwrócił się teraz w Twoją stronę. W między czasie zdąrzyłaś już schować osprzęt i talię po walce. Starszy Palmer zdjął czapkę i lekko zgiął się w pół w geście podziękowania .
- Dziękuję, że dałaś memu podopiecznemu lekcje i mam nadzieję, że sama coś z niej wyciągnęłaś - założył nakrycie głowy spowrotem i lekko je poprawił, po uśmiechnął się przyjaźnie - Trochę czasu zajęła wam ta walka. Turniej powinien zacząć się w kwadransu. Z racji tego, że nawet pannę polubiłem, to przestrzegę przed jednym z zawodników - uśmiech znikł z jego twarzy - Przybył tu i nie chciał okazać zaproszenia. Nie zamierzałem go przepuścić, ale ten nie dawał za wygraną. Doszło to pojedynku, w którym poniosłem klęskę - przygryzł lekko wargę - Po fakcie rzucił mi pod nogi kopertę z wyżej wymienionym dokumentem. Upokorzył mnie. Nie przedstawił się, ale miał charaksterystyczny wygląd. Blondyn w długim, kremowym płaszczu. Niech panienka na niego uważa.
Po wysłuchaniu jego słów, kontynuowałaś podróż przez bramę.
Znalazłaś się na pięknym, zielonym dziedzińcu. Ogród, któy rozpościerał się przed tobą, był zadbany i symetryczny. Środkiem prowadził brukowany chodnik, a po obu jego stronach rosły młode tuje. Wysoki na około metr żywopłot odgradzał poszczególne segmetny parku. W jednych rosły egzotyczne odmiany kwiatów, inne posiadały ławki i były przeznaczone do odpoczynku i podziwniania natury.
Kręciła się po nim setka, albo i dwie, młodych ludzi, prawdopodobnie w większości w Twoim wieku. Nie trudno było dojść do wniosku, że oni też przybyli tu na zaproszenie, lub też w inny, nizenany Ci sposób. Mało Cię to w każdym razie obchodziło. Gdy przebijałaś się przez tłum mogłaś zauważyć mozaikę wygladów i usłyczeć różnorodność akcętów.
Gdy w końcu stanełąś na przedzie tłumu zobaczyłaś budynek akademii. Był to ogormny pałac, który w połączeniu z ogrodem tworzył coś w stylu gargagantuicznego chateau. Sam budynek był kremowy, choć zbudowany prawdopodobnie ze zwykłej cegły. Prosta bryła z dobudowanymi po obu stronach, symetrycznymi skrzydłami, utrzymana w stylu neoklasycystycznym. Do drzwi wejściowych, które znajowały się lekko ponad poziomem gruntu, prowadziły rozległe schody, na których aktualnie stały cztery, dorosłe osoby, ubrana w uniformy w różnych kolorach.
Nie zdążyłaś się im bliżej przyjżeć, gdyż drzwi w tym momencie się otworzyły. Wyszedł nimi mężczyzna w średnim wieku. Oczy wszystkich, prócz osób w uniformach, skierowały się na niego. Był on rosły, ubrany w czarne spodnie i golf tego samego koloru. Twarz widziałaś niewyraźnie z daleka, choć było widać, że zadbaną brodę i ulizane do tyłu, czarne włosy, zaczęła nadgryzać siwizna. Mężczyzna stanął przy krawędzi pierwszego stopnia i objął was wszystkich wzrokiem.
- Witam was, kandydaci na adeptów Akademii Pojedynków im. Seto Kaiby w Emerson Town. Nazywam się Edward Lake i jestem wicedyrektorem tej placówki. Za mną znajduje się wasza kadra nauczycielska, która jednocześnie będzie sprawował nad wami pieczę w odpowiednich domach. Zanim jednak do tego dojdzie, musimy wyłonić z pośród was właściwych uczniów, którzy przejdą do nauki w tej szkole. Pomoże nam w tym turniej kwalifikacyjny, którego częścią zaraz się staniecie - rękami wskazał na całośc ogrodu - Jest was równo sto dziewiędziesiąt czworo. Będziecie toczyć ze sobą walki na terenie całego obietku z wykluczeniem budynku. Walczycie z pierwszą osobą, której wzrok napotkacie. Walki toczymy w rundach, żadnych nadprogramowych pojedynków. Rozpoczęcie kolejnej rundy ogłaszamy zaraz po zakończeniu ostatniej walki z poprzedniej. Nie powiem, o jaką stawkę gracie. Grajcie jaknajlepiej, a zwiększycie prawdopodobieństwo na dostanie się.
Szepty zaczeły roznosić się w niespokojnym teraz łumie, gdy nagle wszystkich przygłuszył niski dźwięk, którego źródła nie było ustalić.
- Zaczynamy - ogłosił pan Lake.
Lekko zmieszana rozejrzałaś się i momentalnie natrafiłaś na wzrok młodego azjaty. Ten uśmiechnął się, ukłonił i przygotował do walki.
Wzdłuż burkowanej, szerokiej ścieżki rosły rosły stare, wysokie kasztany. Płomienista barwa ich liści wkopmonowywała, a wręcz wtapiała się w kolor twoich włosów, gdy spadały bezwładnie przy spokojnej pogodzie. Jednym, płynnym ruchem ręki usunęłaś niechcianych natrętów z głowy. Ten jedyny element otoczenia był wstanie zwrócić twoją uwagę, gdy z determinacją patrzyłaś na oddaloną o kawałek bramę wejściową.
Śnieżnobiała konstruckja przypominająca łuk triumfalny pięła się ku niebu. Im bliżej niej podchodziłaś, tym jaśniejszy wydawał się jej cel. Wypisane na niej były imiona wszystkich światowej klasy zawodników, którzy przekroczyli próg. Setki, jeśli nie tysiące nazwisk, które kojarzyszłaś jeszcze z opowieści dziadka.
Brama była z pozoru niestrzeżona, lecz gdy miałaś zamiar przez nią przejść ukazało, na spotkanie z tobą wyszło dwóch mężczyzn. Obaj ubrani w zapięte prochowce, desanty i oficerskie czapki z rondlem. Jeden z nich, wyraźnie starszy, miał siwe wąsy, zmarszczki, opadnięte policzki, ale w błękitnych oczach nadal było widać zapał. Drugi, młodszy, nie miał zarostu, ale za to identyczne, błęktine ślepia, które pragnęły chłonąć wiedzę.
Gdy już doszłaś do bramy i stanęłąś przed nimi, starszy zatrzymał Cię ruchem ręki.
- Czego panna szuka w naszych progach?
Po chwili zastanowienie i zwalczeniu chęci do kłutni ze strażnikiem, wyjęłaś list i wręczyłaś go. Strażnik otworzył korespondencje i uważnie przeczytał jej treść, po czym podał ją młodszemu. Ten pobierznie przeleciał przez nią wzrokiem i oddał ją siwemu, kiwając przy tym z aprobatą głową. Starszy popatrzył się na, wydawałoby się, podopiecznego, pokręcił głową i oddał Ci twoją własność.
- Witamy w Akademii Pojedynków im. Seto Kaiby w Emerson Town, panno Chloe. Nazywam się Charles Palmer, a to mój syn Thomas. Jesteśmy strażnikami tego obiektu. Jest panienka zbyt wcześnie, i turniej kwalifikacyjny jeszcze się nie rozpoczął. Jednak mam dla panienki propozycję - zagaił, po czym wskazał na Thomasa - Mój syn, choć oficjalnie już strażnik, nie miał jeszcze okazji na sprawdzenie się w pojedynku na tym stanowisku, już nie mówiąc o tym, że nigdy wcześniej nie grał swoją nową talią. Czy zechciałaby panna pomóc mu przełamać pierwsze lody?
Opis wyglądu: Jasnośniady arab o krótkich, brązowych, zadbanych włosach. Oprócz hipnotyzujących, topazowych oczu i okalającego usta niczym łańcuch Order Złotego Runa zarostu uwagę na jego twarzy przyciąga pielęgnowana z uczuciem monobrew. Zwyczajowo nosi chustę oplecioną agalem, jednakże z braku takowej po ciężkich przeżyciach nosi obrus. Śnieżnobiała galabija okrywa całość ciała, a pod nią nic nie ma. Sandały ukradzione słynnemu podróżnikowi z Polski, który przez niego chodzi aktualnie boso.
Opis charakteru: Nepotyczny, książę z dalekiej krainy, który cynizmem i niebotyczną ilością kłamliwych komplementów wkupuje się w łaski ludzi. Gardzi wszystkimi ludźmi, którzy nie potrafią przejrzeć jego wysokiej klasy, ironicznych wypowiedzi. Lubi kaczki, małe krokodyle i żółwie. Oportunista, szowinista, megaloman. Idealny materiał na męża. Hazardzista od urodzenia, z wychowania i wyboru.
Historia:
Zadowolony mężczyzna stał przed bramą wejściową do kolejnego miasta, trzymając w dłoni swoją sakiewkę. Właśnie w tym mieście wielu straciło resztki swego majątku, a on miał zamiar do nich dołączyć.
Alabah była fanem hazardu, ale nigdy nie wiązała przyszłości z tym nałogiem. Miłości do przegrywania pieniędzy nauczył go dziadek, który był znanym i zbankrutowanym hazardzistą. Grywali często i praktycznie przy każdym spotkaniu, lecz pewnego dnia to wszystko się skończyło. Otóż dziadek zginął w tragicznym wypadku. Od tamtego wydarzenia minęło parę lat, jego śmierć mocno wpłynęła na, wtedy jeszcze, chłopaka, ale ani nie zachęciła, ani nie zraziła jej do gry.
W końcu nadszedł czas na wybranie drogi w życiu, to była dla niego ważna chwila, taka która mogła zdecydować o całym jego przyszłym życiu. Przeglądał informację o przeróżnych zawodach, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Był to listonosz i miał list skierowany właśnie do niego.
Mężczyzna zdziwiła się, nie samą kopertą, ale tym, co zawierała w środku. Dostał imienne zaproszenie do najbardziej ekskluzywnego kasyna w kraju, mimo, że nigdy nawet nim się nie zainteresowała. Chciał zbyć ten list, ale wtedy w kopercie zauważył, coś jeszcze, były to żetony. Były stare, zużyta i nosiły wiele śladów zadrapania. Alabah zadrżała, była w stanie rozpoznać skąd pochodzi każda rysa i niedoskonałość, nie było wątpliwości, znał te żetony, należały niegdyś do jego dziadka.
Dziadek został pochowany wraz z resztkami swego dobytku, gdyż nigdy się z nim nie rozstawał, zawsze był gotów do gry. Nie było możliwości, aby ktoś miał jego ostatnie żetony, to zdawało się nie realne.
Mężczyzna wpatrywał się w żetony, nie wiedząc, co o tym myśleć, a co ważniejsze, nie wiedząc, co z tym zrobić. Ogień w sercu jednak żarzył się zbyt mocno, aby to zignorować. Miał niewiele pytań, ale doskonale wiedziała gdzie uzyska na nie odpowiedzi.
Rodzina: Ojciec Muhamed (50 lat), ekstremistyczny i ortodoksyjny pasterz;
Matka Rosamunda (44 lata), łagodna i posłuszna żona pasterza.
~~~~~
Pokemony:
Totodile
Imię: DIO
Poziom: 5
Typ:
Ewolucja: Totodile (18lvl) -> Croconaw (30lvl) -> Feraligatr
Ataki: Scratch, Leer
Charakter i historia: Mały nepota, pragnący zostać władcą pokemonów. Przyłączył się do Alabah podczas jednej z jego wizyt w klubie nocnym, gdy poznali, że ich charaktery idealnie do siebie pasują.
Umiejętność: Torrent - Kiedy HP spada poniżej 1/3, ataki wodne zadają do 1,5 raza większe obrażenia.
Trzyma: ---
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.