Chłopak uśmiechnął się delikatnie słysząc twoje słowa, po czym zdecydował się powiedzieć bardzo oklepany frazes.
- Podobno tam gdzie dach rdzawy tam woda w piwnicy.
Tak zaleciało mądrościami ludowymi, że aż niemal mogłeś poczuć zapach koszonej trawy i łajna miltanków. Na szczęście brązowowłosy błyskawicznie zmienił temat, korzystając z tego, że opuściliście podziemia. Otworzył lekko boczne drzwi wyjściowe i zaczął się rozglądać czy aby na pewno jest czysto.
- Wygląda na to, że jest całkiem spokojnie.
Stwierdził pozwalając ci wyjść na zewnątrz, skąd mogłeś spokojnie obczaić zapyziały slams w jakim się znaleźliście. Jak w całym mieście, można było znaleźć zaparkowane pojazdy, jednak tutaj wydawały się być wyjątkowo stare i brzydkie. Nie było tam zupełnie nic ciekawego poza jednym, większym budynkiem na prawo, który na pierwszy rzut oka wydawał się być burdelem. Czerwone zasłony, różne dziwne ozdoby, nic jak dom publiczny.
Tak jak można się było spodziewać, nie było tutaj żadnego ciekawego auta wartego kradzieży. Ale, że jesteśmy dość zdesperowani, będziemy chyba musieli przebierać w tym, co jest. Plus jest taki, że w takich starych samochodach nie powinno być alarmów, więc jeszcze łatwiejsza robota dla nas. Jedyne, co było w stanie skupić na sobie moją uwagę, był odróżniający się od innych budynek, który wyglądał na typowy burdel... A może wręcz przeciwnie? Normalnie nie traciłem kasy na dziwki, bo potrafiłem sobie zawsze załatwić jakąś laskę do rozgrzania, ale... patrząc na obecny stan. Sam nie wiem.
- Ben, przypomnij mi, ile to już nie ruchałem? - zapytałem go, jakby był moim osobistym kalendarzem. Trzeba przyznać, że byłem dość rozdarty. Nie chciałem wydawać pieniędzy na jakieś lalunie, ale z drugiej strony potrzebowałem, żeby ktoś mi w tej chwili ulżył. Kurwa, że też musiałem o tym pomyśleć.
Któż miał wiedzieć ile nie ruchałeś? No chyba ty! Jednak z prostych obliczeń wynikało, że okres ten musiał wynosić mniej więcej dwa miesiące, zważywszy na to ile czasu spędziłeś w tym obskurnym laboratorium. Ben jedynie wzruszył ramionami, co świadczyło o tym, że nie za bardzo chciał zagłębiać się w to zagadnienie.
- No nie wiem czy to czas na takie rozmyślania.
Stwierdził jedynie. Tylko nasuwało się pytanie... czy zdążysz zaruchać przed wybuchem bomby? Decyzja należała do ciebie. Zdałeś sobie nagle sprawę, że zza rogu wyszedł jakiś szemrany, brudny typ, którego prawdopodobnie nigdy w życiu nie spotkałeś. Jego szpetny ryj i tatuaże wyglądające, jakby je robił przedszkolak przywodziły na myśl słabego gangstero-menela.
- Co takie pizdrzyki robią w miejscu jak to? Za ciężko wam w kieszeniach?
Zapytał szczerząc się, jakby właśnie znalazł sto dolców na ziemi. A może właśnie tak traktował to spotkanie?
Kurwa, racja. Zupełnie zapomniałem o tej bombie. Patrząc na czas, jaki nie ruchałem, mógłbym nie zdążyć przed jej wybuchnięciem. Normalnie bywałem niewyżyty, a po takiej abstynencji? Pewnie nie ruszylibyśmy już stąd dzisiaj, a tyle pieniędzy na dziwki to ja nie zamierzałem przeznaczyć. Problem więc sam się rozwiązał, chociaż z wielkim bólem. Odbiję sobie w Cerulean...
Zajebiście, może sobie nie zarucham, ale przynajmniej komuś przyjebię. Tego też dawno nie robiłem, a moja nowa forma aż się o to prosiła. Mogło być lepiej? Facet spadł mi z nieba.
- Za to widzę, że tobie trochę za ciężko w gębie. Pozbawić cię kilku zębów? - zapytałem, wyciągając ręce z kieszeni i ściskając je w pięści. Pierwszy nie uderzę, dlatego chciałem go sprowokować. - No co jest? Piesek już nie zaszczeka? - przybrałem na twarz szyderczy uśmieszek, czując, aż cały trzęsę się z podniecenia. Zaczynamy zabawę!
Mężczyzna spojrzał na ciebie z dość zaskoczoną miną. Jak widać nie często mu się zdarzało aby ktoś raczył łaskawie odmówić i zaproponować w zamian wpierdol. Nieznajomy sięgnął szybko pod swoje wierzchnie okrycie po czym wyciągnął z niego pistolet i sprzedał ci kulkę w łydkę aż upadłeś na kolano. Na szczęście pocisk przeleciał na wylot, dzięki czemu, prawdopodobnie obejdzie się bez dodatkowego cięcia i wyciągania złomu.
- I co takiś mądry? HA!
Zawołał podchodząc do ciebie. Splunął na ziemię i już widziałeś, że ma ci sprzedać kopa w twarz, gdy nagle... jak Ban go nie huknął w głowę pordzewiałym rowerem. Opryszek runął wypuszczając giwerę, po czym twój towarzysz spadł na niego z gradem ciosów. Może nie były zbyt silne czy celne, jednak facet szybko zaczął wypluwać krew i puszczać nosem czerwoną pianę.
Kurwa, wiedziałem... Teraz mało kto uczciwie da sobie obić mordę. A nawet jak da, to później roi się w głowie takiego gnoja idealny plan zemsty, jak było to ostatnim razem. W Unovie wydawało się wszystko prostsze. Tam mogłeś dostać za darmo wpierdol i równie dobrze oddać, ale nikt nie kręcił. A tutaj? Szkoda gadać.
Zagryzłem wargę, tłumiąc w sobie krzyk, kiedy opadłem na jedno kolano. Ścisnąłem mocno postrzeloną łydkę, starając się zatamować krwawienie. Dobrze, że kula przeleciała na wylot, nie będę się musiał fatygować do lekarza. Rana powinna się sama zrosnąć, ale najpierw muszę ją czymś obwiązać, żeby się nie wykrwawić. Ściągnąłem plecak i zacząłem w nim grzebać, szukając jakiegoś materiału, który nadawałby się na prowizoryczny opatrunek. Koszulka albo cokolwiek. Kiedy już zawiązałem ją mocniej na ranie, splunąłem na chodnik i podniosłem wzrok, aby ujrzeć oblepiony w krwi ryj mojego oprawcy. Ben dobrze się nim zajął. Ten rzut rowerem był całkiem efektowny.
- Ben, mu chyba już wystarczy. Następnym razem dwa razy pomyśli, zanim będzie do kogoś celował - powiedziałem, starając się odciągnąć go od rozplaskanej mordy faceta. Podniosłem z ziemi spluwę, którą wcześniej wypuścił. Mu się już nie przyda, a nam... powiedzmy, że będzie to pewien sposób zabezpieczenia. - No dalej, pomóż mi. Zmywajmy się stąd - zawołałem, starając się oprzeć na moim przyjacielu, żeby nie stawać na postrzelonej nodze. Musimy szybko dostać się do jakiegoś auta i stąd spierdalać.
Jak widać większość osób w takiej sytuacji interesuje efekt a nie metoda. Tak więc użycie broni palnej wydawało się nieść ze sobą wiele korzyści. Błyskawicznie udało ci się znaleźć jakąś gorszą koszulkę i zatamować krwawienie, niedługo po tym kuśtykałeś już z podparty o Bena między budynkami tak, żeby nie było was widać. W końcu taka strzelanina nie mogła przejść niezauważona i ktoś mógłby szukać stron zajścia. Po jakichś dziesięciu minutach znaleźliście się w bramie jakiejś sypiącej się, prawdopodobnie całkowicie opuszczonej kamienicy, skąd mogliście zaplanować dalsze kroki.
- Dasz radę?
Zapytał w końcu twój towarzysz sadzając cię na schodach. Następnie postanowił zająć się jakoś twoimi ranami. Przeszukiwał plecak w celu zorganizowania jakichś opatrunków, aż w końcu znalazł bandaż i nieco wody utlenionej.
- Weźmy szybko to ogarnijmy i zwijajmy się.
Zaproponował spoglądając na jakiś motocykl, który akurat stał niedaleko.
- Nie rozczulaj się tak nade mną. Zapomniałeś? Jestem teraz pieprzonym ślimakiem, zaraz nie będzie śladu - odpowiedziałem, niechętnie pozwalając mu opatrzyć moją nogę. Nawet, jeśli wdałoby się zakażenie, raczej nie powinno mi się nic stać i organizm powinien się go pozbyć. Po co więc marnować na to czas? Lepiej zająć się tym, co w tej chwili istotne. Musieliśmy szybko ogarnąć transport.
- Co myślisz o tym motocyklu? Uda nam się odpalić tego złoma? - na zdrowy rozum, motocykl był nawet wygodniejszy w sztuce kradnięcia. Nie trzeba było martwić się o zbijanie szyby, co wyglądałoby zresztą dość podejrzanie, a o alarmie raczej też nie było mowy. Trzeba tylko połączyć odpowiednie kabelki.
Ben wzruszył ramionami przypominając ci tym samym, że na sztuce kradzieży motocykli zna się jak świnia na gwiazdach. W końcu to on zawsze bł tym grzeczniejszym, któremu takie rzeczy nawet do głowy nie przychodziły.
- Możemy spróbować. Zawsze takiego łatwiej wywalić gdzieś niż samochód.
Zauważył dość ciekawy fakt chowając do torby swoje przedmioty pierwszej pomocy. Skoro jesteś pieprzonym ślimakiem...
Noga bolała jak jasna cholera, jednak wiedziałeś, że powinieneś już dawno być cały czerwony jak rzeźnik, a mimo to twój prowizoryczny opatrunek nie wyglądał na taki, który ma przeciec. Czyżby to działało aż tak dobrze? Wszystko okaże się niebawem, gdy tylko opuścicie to pieprzone miasto.
- Mam ci jakoś pomóc?
Spytał niepewnie twój kumpel.
- Patrz, czy nikt nie idzie. Powinienem się z tym uwinąć szybko - poleciłem mu, przyglądając się bliżej motocyklowi. Na sam początek sprawdziłem oczywiście, czy właściciel nie zostawił gdzieś kluczyka, ale to byłoby zbyt proste. No i musiałby być kompletnym idiotą... ale nie zaszkodzi sprawdzić, niż później męczyć się na marne. Jeżeli nic nie znalazłem, zabrałem się do odpalania bez kluczyka. Rozbroiłem stacyjkę i starałem się znaleźć kostkę, którą połączę następujące kable: brązowy z czerwonym oraz niebiesko-żółty z niebiesko-czerwonym. Zdarzało się już odpalać samochód na kabelki, więc z motocyklem nie powinno być większego problemu. No chyba, że ten grat jest tak stary, że nie uwzględnia innego odpalenia niż kluczykiem... Wtedy mamy przejebane.
Oj tam, oj tam... Zacząłeś rozbrajać niezbyt nowe urządzenie i to, co ukazało się twoim oczom było tak archaiczne, że nie do końca wiedziałeś co z tym zrobić. Po długich minutach męki udało ci się w końcu odpalić nawet nie wiedząc czy w jakiś magiczny sposób połączyłeś odpowiednie kabelki, czy stacyjka była tylko dla picu i odpaliłby od razu.
- No to lecimy.
Zawołał Ben klepnąwszy cię lekko w plecy po czym wbił się na przednie siedzenie z dziwnym uśmieszkiem, po czym skinął głową na twoją nogę.
- Lepiej nie ryzykować, ze stracisz kontrolę.
Chyba skubaniec chce cię wydymać na kierowanie tym klamotem. Coś za rzadko mu na to pozwalasz, no bo kiedy ostatnio dałeś mu prowadzić? Hm...
Ta rupieciarnia na kółkach w jakiś sposób zapaliła. Nie, żebym się chwalił, ale trzeba mieć już dobrego skilla, żeby zrobić coś takiego jak ja. Tak, to niewątpliwie moja zasługa, a nie zwykle szczęście.
Chwila, czy on mnie podpuszczał? Odpaliłem tego złoma, a ten chciał go prowadzić?
- Nie wykręcając się tutaj moją nogą - przecież doskonale wiedzieliśmy, że nic z nią nie jest. Prawdopodobnie już się zrosła. - No ale skoro nalegasz... Niech ci będzie - stwierdziłem po chwili namysłu, zajmując miejsce zaraz za nim. Kto tu kogo może teraz wydymać? Bo ja widzę tylko jedną opcję. Ciekawe,czy ten grat nas dwóch pociągnie.
Ben uśmiechnął się i zajął miejsce na przednim segmencie siedzenia nieszczęśliwej maszyny, która zapewne niebawem dokona swojego żywota w rowie. Brązowowłosy odczekał aż usiądziesz za nim, po czym skinął lekko głową na znak, że jest gotowy.
- Jeszcze trochę i będziemy mieli z głowy to dziadowskie miasto.
Uśmiechnął się ben i ruszyliście możliwie jak najbardziej przepisowo aby nie wzbudzać podejrzeń. Chociaż sam fakt tak porządnej jazdy, w takim miejscu jak to mógł być sam w sobie podejrzany czyż nie?
- Blelelelele
Właściwie Ben próbował coś ci przekazać, co przez pęd powietrza i wszechobecny zgiełk uliczny nie miało szansy powodzenia. Jedna niedługo po tym, sam zdałeś sobie sprawę, o co chodzi. Coś łupnęło daleko od was a w mieście rozbrzmiały syreny. Wtedy to też twój towarzysz nieco przyspieszył, co również mogło przyciągnąć uwagę postronnych.
Kontakt Bena okazał się mówić prawdę - gdzieś w centrum miasta coś porządnie jebło, co oznaczało, że ładunek wybuchowy podłożony bodajże pod salą liderską rozpierdolił ją na drobny mak. Mogliśmy teraz niepostrzeżenie wydostać się z miasta, ale tylko czysto w teorii. Niby to ja byłem od głupich pomysłów, a ostatnio zdawało mi się, że częściej musiałem sprowadzać mojego towarzysza na ziemię. Do czego to doszło? Zupełnie nie czuję się w tej roli, wróćmy do poprzedniego stanu rzeczy.
Z racji, że i tak by mnie nie usłyszał, pociągnąłem go za ramię, żeby dać mu znać, że chcę mu coś pokazać. Gdy zwrócił na mnie uwagę, na migi staram pokazać mu, żeby trochę zwolnił. Co jak co, ale wyglądaliśmy teraz tak, jakbyśmy spieprzali z miasta po tym, jak wysadziliśmy bombę w jego centrum. Mimo, że nie przyśpieszył nie wiadomo jak bardzo, to lepiej się mieć na baczności.
Benn odwrócił się twoim kierunku głowę próbując rozszyfrować dawane przez ciebie znaki. Odwróciłeś jego uwagę na tyle skutecznie, że niemal przejechał pijaną menelówę na pasach. Brudne, obszczane babsko wywaliło się na głupi ruj, który i tak już był poharatany, na wasze szczęście i tak każdy ma takich ludzi głęboko w dupie. Ben, niezależnie od tego czy cię zrozumiał, czy ruszył go ten obrazek zwolnił znacząco, na tyle że przestał wydawać się podejrzany. Niebawem, udało wam się opuścić miasto a jakieś pięć kilometrów dalej motocykl zdechł kasłając jak stary palacz.
- Co do...
Zaklął Ben gdy tylko zsiadł z waszego pojazdu i zaczął przyglądać się maszynie. Jak widać nie miał w planach porzucać jej tak szybko, a może i nawet uda mu się ją jakoś naprawić? Może...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.