[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=tQ8UGZxJArQ[/youtube]
Aspertia city. Miasteczko położone na granicy, zniszczone przez liczne walki. Całą połać miasta pokrywały liczne wyżłobienia i dziury. Najprawdopodobniej skutki bombardowania. Popiół po spalonych domach mieszał się z grubą warstwą śniegu. Całe szczęście nowa fala puchu zaczęła przykrywać okropną szaro-burą warstwę. Pośrodku zgliszczy widać było rozłożone namioty jednostki wojskowej. Wielkie płachty w kolorze moro dobrze zlewały się z brudnym śniegiem. Na uboczu widać było kilka ciężarówek i innych Jeep'ów. Oprócz tego miasteczko otoczone było świerkowym lasem. Siedziałaś bezpiecznie na granicy drzew wpatrując się w jednostkę, do której jeszcze niedawno należałaś. Praca na własną rękę w akcie zemsty wymagała odcięcia się od rozkazów i wszelkiego rodzaju zwierzchnictwa nad tobą. Kradzież snajperki zbyt honorową opcją również nie było, ale cóż. Czasami trzeba. Żądza zemsty wzięła górę, dawała motywację i cóż... głupie pomysły. Czas pokaże...
Twój Eevee siedział sobie bezpiecznie w Pokeballu. Złapany przez ciebie podczas "sprzątania". Jeszcze jako członek kompanii chwytaliście bezdomne Pokemony, bądź przeganialiście je. Grunt, żeby było gdzie rozbić namioty, no i nie mieć niespodziewanych gości podczas pracy.
Kiedy usłyszałaś, że prawdopodobnie twoja rodzina żyje postanowiłaś uciec i wziąć sprawy w swoje ręce. Ubrana w ciepłą zimową kurtkę, nowym towarzyszem u boku, Snajperką i plecakiem na plecach ruszyłaś w głąb lasu, upewniwszy się wpierw, że nikt cię nie szuka.
Tylko dokąd iść? Gdzie najpierw? czy będą cię szukać? Tyle decyzji, tyle możliwości i masa ryzyka.
Zgasiłam papierosa na murku, na którym siedziałam i zaciągnęłam się zimnym powietrzem. Pomimo tego nie czułam chłodu. Jedynie przyjemne kłucie w nozdrzach dało o sobie znać. Nie zamierzałam na razie wypuszczać Eevee. Było zimno, nie były sensu, by marznął. Zarzuciwszy plecak, skierowałam się w głąb lasu, idąc przed siebie. Szukałam jakichkolwiek oznak drogi po lewej lub prawej, odgłosów samochodów, czegokolwiek, co naprowadziłoby mnie na kierunek, w którym powinnam się udać. Chciałam znaleźć ciepłe miejsce do spania i przygotowania posiłku, może jakieś miasto. Wiosek lepiej unikać - niebieska kobieta ze snajperką na plecach z pewnością przyciągnie uwagę, w dużym mieście łatwiej jest zniknąć i się ulotnić. Nucąc Non, Je ne regrette rien, ruszyłam dalej, przedzierając się przez śnieg. Widok mojej rodzinnej wioski zrównanej z ziemią coś we mnie złamał. Wiedziałam, gdzieś tam, w środku, że teraz nie cofnę się przed niczym, by odzyskać rodzinę. Jeśli jest chociażby cień szansy, przejdę choćby i do jądra Ziemi, żeby ich odzyskać.
Wyruszyłaś do najbliższego miasta szukać jakiś wskazówek. Taka podróż mogła trwać kilka dni, szczególnie, że pogoda nie sprzyjała zbytnio. Rozglądałaś się, w poszukiwaniu wskazówek, znaków, czy czegokolwiek, co mogłoby ci pomóc. W grubej warstwie śniegu ciężko było coś zobaczyć, aczkolwiek po kilku godzinach drogi zauważyłaś po prawej ślady samochodu. Odciski najwyraźniej należały do dużej ciężarówki. Wskazywały na łuk, zupełnie jakby ktoś na chwilę zboczył z drogi i z powrotem wracał na szlak. Niedaleko tego miejsca widać było dziwną stertę szmat. Wyglądała jakby leżał tu już sporą ilość czasu. Przykryta warstwą śniegu nadal rzucała się w oczy, przez swoje ciemne ubarwienie. Po chwili dostrzegłaś dłoń wystającą z owej sterty. Po bliższej inspekcji okazało się, że było to jeden z mieszkańców twojej wioski. Facet średniego wieku, wyrzucony w środku lasu, z dziurą po kuli w czaszce. Nie wyglądało to zbyt przyjemnie, mimo iż krew już dawno zaschła, to na sinym ciele nadal się wyróżniała. Stertą szmat okazały się po prostu ubrania owego nieszczęśnika, a że były to ubrania zimowe i grube, to mogły zmylić niespodziewanego obserwatora. Trup ściskał coś, zupełnie jakby tulił jakąś rzecz pod grubym płaszczem.
Ruszyłam trupa butem. Nie chciałam go macać, na wypadek, gdyby dostaly się do ciała już jakieś robale, ale sądząc po śladach ciężarówki, które były dosyć świeże, wnioskowałam, że i trup był świeży. Po chwili dojrzałam wybrzuszenie pod stertą ubrań. Uniosłam lekko materiał, by sprawdzić co czai się w środku. W razie czego wypuszczę Portosa, by zajął się ewentualnym napastnikiem. Sama z resztą wiedziałam, jak się bronić. Odsunęłam się lekko, trzymając poły materiału na odległość ręki. Cokolwiek by na mnie wyskoczyło, miałam czas, by odskoczyć. Miałam również czas by ewentualnemu napastnikowi przyłożyć w czaszkę z kolby snajperki. Drugą ręką odsunełam kosmyki włosów wkradające się na twarz. Zaczynało mi być chłodno, trzeba znaleźć jakieś miejsce do przenocowania...
Odsłoniłaś powoli połę płaszcza iiii... nic. Nic nie wyskoczyło, nic nie wybuchło. Może to i lepiej? Odsunięcie materiału odkryło resztę twarzy. Trup leżał jak leżał, niewzruszony twoim działaniem, z otwartymi oczami i kulką między takowymi. Twarz wyrażała bardziej zdziwienie niż strach, pokryta czerwoną plamą krwi. Pod lewą ręką mężczyzny chowało się coś co wyglądało na zeszyt, albo inny dziennik. Na okładce widniało nazwisko "John Evans" napisane ręcznie, pochyłym pismem. Kojarzyłaś to imię, hipochondryk z twojego miasteczka. Miał obsesję na punkcie teorii spiskowych i cały czas gadał o tajnych eksperymentach rządu na dzieciach. W skrócie wariat. Zeszyt najwyraźniej był pamiętnikiem miejscowego dziwaka. Czy mogło być to źródło przydatnych informacji? A może po prostu rozpałka do ogniska? Co do rozpalenia ogniska to nie było problemu, gdzieniegdzie wyrastały blisko siebie malutkie drzewa iglaste. Służyły idealnie za ochronę przed ewentualnym wiatrem, jako materiał na coś pod przysłowiowy tyłek, coby wilka nie dostać. A przede wszystkim perfekcyjne paliwko na rozpałkę. Do nocy jeszcze daleko, ale wiadomo jak to zimą, strasznie szybko zachodzi słońce, i nim się obrócisz mrok spowija wszystko dookoła.
Złapałam dziennik i oddaliłam się od trupa. Czas rozstawic obóz, rozpalić ogień. Chowając się między drzewami, poskładałam do kupy drewno, suche liście i kamienie naokoło ogniska, po czym zabrałam się za rozpalanie ognia. Kiedy już to zrobiłam, owinęłam się szczelniej płaszczem i poszukałam gałęzi drzew iglastych, by wspomóc ogień i podłożyć sobie coś pod tyłek. Następnie usadowiłam się jako tako w miarę wygodnie i zabrałam się za czytanie dziennika. Ciekawe, zawsze unikałam typa. Znaczy, nie żebym się go bała, czy coś, ale rodzice mnie przed nim przestrzegali i jakoś tak się złożyło... może gdybym go posłuchała... może w tym jego szaleństwie była jednak jakaś metoda? Wgłębiłam się w treść dziennika, starając się jednak w miarę obserwować otoczenie. Snajperkę miałam tuż pod ręką, w razie, gdyby trzeba jej było użyć.
Trup nie miał zamiaru za tobą podążać, chyba obraził się za zabranie dziennika. Kto wie? W końcu odpowiedział tylko grobowym milczeniem. Przyszykowałaś obóz bez większego problemu. Zbliżał się zmierzch, a tobie było cieplutko i wygodnie. Igliwie pot zadkiem skutecznie izolowało od zimnego śniegu, gałęzie strzelały wesoło płomieniami i iskrami. Zabrałaś się za czytanie dziennika. Przekartkowałaś nieistotną i nudną część, o teoriach spiskowych rządu, urojonych prześladowaniach dziwaka i innych tego typu rzeczach. Zatrzymałaś się w końcu na czymś ciekawym.
Widać było, że dalej strona była urwana. Zeszyt nie był poszarpany, ani mokry, szczerze mówiąc był w świetnym stanie. Wielka szkoda, wiadomość o pobycie rodziców była na wyciągnięcie ręki, a jednak niedostępna.
Nagle wydarzyło się coś dziwnego. Ogień gwałtownie przygasł, a w jego środku pojawiło się coś na kształt kuli. Dookoła zrobiło się nieco ciemniej, a na owym przedmiocie zaczęły pojawiać się plamy. W kilka chwil owe znaki uformowały twarz, a dokładniej czaszkę. Wyszczerzyła się do ciebie, po czym ognisko buchnęło ogniem w niebo. W słupie ognia uformowała się postać. Zamachała finezyjnie rękami. Ogień wrócił do normalności, a przed tobą ukazała się przedziwna osobliwość.
Rozległ się skrzeczący śmiech. Postać ukłoniła się nisko i zamachała z gracją kapelusikiem.
- Witam panienko witam. Przybywam w potrzebie. Me imię Wrzaskier, kłaniam się nisko.- Powiedział, skrzekliwym głosem, po czym przechylił głowę. - Widzę, że ma panienka tutaj zagwozdkę co niemiara. Ma osoba może pomóc, już się o to postaram. - Powiedział pół-wierszem, po czym zamachnął się ręką. Pojawił się w niej obłok dymu, a po chwili... Brakujący kawałek dziennika. Zaśmiał się głośno i pofrunął lekko w górę, po czym swobodnie opadł bokiem w pozycji pół-leżącej. Głowę podpierał jedną ręką, a drugą machał świstkiem. Zatrzymał się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią i tak sobie siedział.
Uniosłam lekko brwi, czytając dziennik. Czyli jednak ich gdzieś wywieźli. No tak, z masowego mordu wioski musieliby się tłumaczyć, jeśli nie było ciał, było to łatwiej wyjaśnić. Niemal warknęłam, widząc, że nie ma dalszego ciągu. Poirytowana, dołożyłam do ognia. Muszę ich znaleźć. Żywych lub martwych. Po chwili, kiedy przykłądałam dłonie do ognia, by rozgrzać zdrętwiałe z zimna palce, coś w ogniu zaiskrzyło. Znaczy, inaczej niż zazwyczaj. Po chwili stałam już wyprostowana z karabinem snajperskim na ramieniu, celując prosto między oczy stworzenia. Dopiero po chwili dostrzegłam, że świstek, którym macha to kawałek dziennika.
- Wrzaskier, ta? Zawsze tak wyskakujesz ludziom z ogniska, czy mam się czuć wyróżniona?
Nie ufałam stworzeniu. Raz - wylazło z ognia. Dwa - no kuźwa jego mać, toż to kościotrup! Mamusia zawsze mówiła - Nie ufaj kościakom, bo Cię to do grobu zapro... dobra, nie mówiła tak, ale no wiadomo o co chodzi.
- Jedyny sposób, żeby mi pomóc, to dać mi tę kartkę, którą właśnie majtasz tuż nad ogniem. Potrzebuję jej. Bardzo. - Postawiłam syczący nacisk na ostatnie słowo. Nie byłam osobą ani miłą, ani uprzejmą. Dawno przestałam taka być. Już dawno wojenna rzeczywistoś wypaczyła ze mnie te wszystkie cnoty, które rzekomo powinna przedstawiać młoda panna.
- Oj nie nie nie. Źle, bardzo źle. Panienki tak się nie zachowują. - Zacmokał i pokiwał palcem, niczym nauczycielka udzielająca nagany. - Panienki nie celują z karabinu prosto do nowo poznanych panów. Takie rzeczy dopiero na trzeciej randce nie pamiętasz? Ach, widać ktoś będzie musiał nauczyć cię manier. - Powiedział i pstryknął kościstymi palcami. W mgnieniu oka twoja broń zmieniła się w nadmuchany balon. Bez zawiązanego ogonka, więc już za chwilę karabin wyfrunął ci z ręki i z głośnym pierdem latał chaotycznie przez chwilkę, po czym klapnął na ziemię.
- No, to skoro już się pozbyliśmy jednego problemu, to przejdźmy do rzeczy. Doskonale wiem, że potrzebujesz tych kartek, ba, to właśnie ja podłożyłem ten dziennik, bo oficjalnie to on został skonfiskowany i cóż... powiedzmy, że takie ognisko to pikuś, w porównaniu z tym, co by mu się naprawdę stało. - Odchrząknął i skrzeczał dalej - Sęk w tym, że gdyby dziennika tutaj ni było, tak jak oficjalnie miało być, to byłoby naprawdę nudno. A ja, Wrzaskier nienawidzę nudy. Bardzo chętnie ci pomogę, jednakowoż chcę czegoś w zamian. Jak zapewne wiesz skakanie po wymiarach nie jest takie proste, a ingerowanie w obce światy to już nawet szkoda gadać. Dla tegoooo, żebyś miała ciekawą przygodę, do moich ballad, potrzebuję jednej rzeczy. Zgody. Tak, tylko tyle potrzebuję, zgody na to, że twoje losy potoczą się inaczej niż przewidziałaś, zgody na to, żeby jednak odnaleźć rodzinę. I nie rób takiej zdziwionej miny, ja wiem naprawdę dużo, ale nie wszystko. Wiem tyle, ile wiem.
Przeciągnął się, aż kości chrupnęły, po czym stanął normalnie na ziemi. Wyciągnął pustą dłoń w twoją stronę.
- To jak panienko? Zwiążesz ze mną swój los?
Przyjrzałam mu się uważnie. Po chwili mój tęskny wzrok powędrował w ślad za karabinem. Ni nie po to się męczyłam, żeby zdobyć akurat ten.
- Trzecia randka. Okej, zapamiętam.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem i podparłam rękami biodra, słuchając, co Wrzaskier ma do powiedzenia. Pierwszy szok już minął. Nie teakie reczy się widuje w armii, z resztą, zewsząd otaczają nas Pokemony, więc co dziwniejszego może się jeszcze wydarzyć? No raczej niewiele. Po dłuższej chwili wpatrywania się w kościanego barda westchnęłam lekko. Już wiedziałam, że to typ, który sobie nie odpuści. Poza tym pomoc zawsze się przyda, a pomoc istoty takiej jak Wrzaskier będzie jeszcze bardziej nieoceniona. Po chwili przytaknęłam.
- Owszem, zgadzam się. Zwiążę z Tobą swój los. Pod jednym warunkiem. Mogę dostać swój karabin? Obiecuję, że mierzenie zostawię na trzecię randkę.
Odgarnęłam włosy z twarzy i spięłam je wsuwką za uchem, by mi nie przeszkadzały. Pomimo otaczającej mnie zimy, czułam ciepło bijące od ognia, tańcące radośnie płomienie liżące leniwie spoczywające w okręgu pale drewna. Przysiadłam na pniaku i zaproponowałam to samo Wrzaskrowi.
- To teraz mi dokładnie wyjaśnij na czym dokładnie polega związanie z Tobą mojego losu.
No bo niby co właściwie się z tym wiąże? Ciągłe zamienianie mi snajperki w baloniki i serpentynki? Dejcie spokój.
Wrzaskier klasnął w dłonie.
- No i to ja rozumiem! Konkretna odpowiedź! to się ceni, to się ceni... - Powiedział gestykulując niczym sprzedawca na bazarze, który znalazł idealnego klienta.
- Niech się panienka nie martwi, karabinek już oddaję. W sumie to nawet nic by mi nie zrobił, ale przynajmniej miałem okazję do posłuchania pierdzących dźwięków. - zachichotał - Achhh, to zawsze mnie bawi... Ale ale wracając. - Pstryknął palcami, spod których poleciały iskry. czerwone smugi rozciągnęły się na powietrzu i zmieniły w... balonika.
Wrzaskier wziął głęboki wdech w... eeee.... płuca? Po czym napompował parówkowaty balonik. Pomachał wokoło niego szybciutko rękami i nim zdążyłaś mrugnąć przed oczami lewitowała sobie twoja zguba. Bard zakręcił palcem, a snajperka poszybowała i oparła się na pniak obok ciebie.
- Także to mamy odhaczone... ach tak! Zasady umowy! Jak mogłem zapomnieć. Cóż cóż... - wzruszył ramionami - To bardzo proste, ja oddaję ci notes, zmieniając bieg wydarzeń. Normalnie byś tego notesu na oczy nie zobaczyła, ale wtedy byłoby nudno... - powiedział smęcąc. - A tak to dzięki mnie rozpocznie się wspaniała przygoda! Spokojnie, nie mam mocy obserwowania cię cały czas.. Nie jestem jakimś pospolitym zboczeńcem. Po prostu w moim plecaku w miarę czasu pojawiać będą się zapiski o twoich dokonaniach, formując wspaniałe dzieło sztuki, zupełnie takie jakie ja bym zapisał. Druga sprawa to alibi przed między-wymiarową policją. - wzruszył ramionami - Takie mają prawo, nic mi nie zrobią, dopóki jestem z kimś związany. Nie wiem kto to wymyślił, ale był głupszy niż ja.
Minstrel przeciągnął się, aż strzeliły kości.
- Coś jeszcze...? - Zamyślił się - Raz.. Dwa... Oooo... Ja dostaję opowieść i alibi a ty tylko notes hmmmm.... Może powinienem coś dorzucić? Rzuć jakąś propozycją, a ja może się zgodzę. Może.
Wyszczerzył się, po czym zamachał palcem nad ogniskiem, formując z ognia rozmaite kształty. Psy, koty, hipopotamy, hot-dogi, piły łańcuchowe. No normalne rzeczy codziennego użytku. Wielce zafascynowany rozmaitymi kształtami czekał na twoją odpowiedź.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.