Pokemon Crystal Strona Główna Pokemon Crystal
Forum PBF o tematyce Pokemon~

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
#71 Lipiec - Najlepszy Tekst Literacki
Autor Wiadomość
Rudzik 
Hi-da-ka~!


Wiek: 27
Dołączyła: 23 Kwi 2016
Posty: 1039
Ostrzeżeń:
 1/5/7
Wysłany: 2018-07-03, 15:29   #71 Lipiec - Najlepszy Tekst Literacki


#71 Lipiec - Najlepszy Tekst Literacki


  • Tematyka: [Opowiadanie] Dowolne.
  • Termin zgłaszania prac: do 13 lipca 2018 roku do godziny 18
  • Dodatkowe: Brak.


Prace muszą zostać wysłane na PW Rudzika. Muszą być zrobione specjalnie na konkurs i wcześniej nie mogą być nigdzie pokazywane.
_________________
The future, where there is nothing beyond the pain...
...if that's the case, I want to love that pain
MMarietta Delacroix:
Karta Postaci | Box | Bank | Trofea

Kenneth Corcair:
Karta Postaci | Box | Bank | Trofea

Lena Schwarz:
Karta Postaci
 
     
Rudzik 
Hi-da-ka~!


Wiek: 27
Dołączyła: 23 Kwi 2016
Posty: 1039
Ostrzeżeń:
 1/5/7
Wysłany: 2018-07-13, 21:12   

~~ Czas na głosowanie ~~
Trwa ono do 18 lipca 2018 roku, godziny 20:00.
Można głosować na jedną pracę.


1.

Słyszeliście kiedyś historie tak nieprawdopodobne, że wydają się być zmyślone? Ulepszone, przeinaczone, stworzone do zabawiania tłumów? Mogłoby się wydawać, że ta opowieść należy do tej grupy, jednak wszystko, czego się teraz dowiecie, wydarzyło się naprawdę.

Działo się to w Kanto, bardzo dawno temu, tak dawno, że panował tam król; mądry, sprawiedliwy i wrażliwy na krzywdę ludzką, kochany zarówno przez swych poddanych jak i władców pozostałych regionów. Niestety, pewnego dnia zaniemógł on poważnie w kwiecie wieku, więc Rada Sprawiedliwości, złożona z lokalnych ministrów i mędrców, ustanowiła jego dobiegającego pełnoletniości syna chwilowo sprawującym urząd do czasu powrotu władcy do pełni sił. Tymczasem do cierpiącego króla wzywano wszystkich znanych medyków i magów, by znaleźć przyczynę jego złego stanu i sposób pomocy. Chorego obejrzała również słynna w Kanto zielarka, która po ocenieniu stanu chorego postanowiła spróbować pewnej starej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie między znachorkami receptury. Problemem okazał się jednak jeden ze składników, jagody, rosnące tylko w Zakazanym Lesie. Krążyły legendy o sile występujących tam dzikich Pokemonów i występujących tam dziwach.Podobno można było tam znaleźć zarówno skarby, jak i wielkie niebezpieczeństwo... Przygotowanie leku okazało się bardzo trudne i pracochłonne, dlatego kobieta, wierząc w swoje córki, wysłała starszą z nich po jagody, przykazując jej, by tylko zebrała owoce rosnące na brzegu lasu i zaraz wracała do domu, nie zapuszczała się głębiej. Jednak dziewczyna, z natury próżna i chciwa, postanowiła najpierw poszukać czegoś cennego dla siebie, dopiero potem wypełnić misję. Zlekceważyła dobre rady i zapuściła się w głąb lasu szukając dóbr. Jakież było jej zdziwienie, gdy nagle natknęła się na starowinkę i towarzyszącego jej Ninetalesa. Dostojny lis wyglądał olśniewająco, dumnie prezentował swoje puszyste ogony, a jego sierść błyszczała w promieniach słońca. Podstarzała trenerka wspierała się na nim, by móc zachować równowagę.
- Witaj dziecinko! - babcia zaczepiła córkę zielarki. - Zgubiliśmy się w tej puszczy z Ninetalesem. Może pomogłabyś nam się stąd wydostać? W zamian podzielę się z tobą tymi pięknymi kamieniami, które znalazłam schowane w dziupli starego dębu. Dam ci ile zapragniesz, jest ich dużo.
Nastolatce aż oczy zabłysły na widok tych skarbów. Marzyła o zagarnięciu ich wszystkich dla siebie. Nie zamierzała jednak taszczyć kobieciny na swych plecach aż do jej domu. Zarządała więc zapłaty z góry, przywłaszczyła sobie wszystkie świecidełka i puściła się biegiem do domu, zostawiając zagubioną parę na pastwę losu. Ninetales jeszcze długo wył, ale ona to zlekceważyła... Gdy wróciła do wioski zaczęła się panoszyć i wszystkim rozkazywać. Przechwalała się, że teraz jest bogatą, wielką panią... Nakrzyczała nawet na biedną matkę, że się nią wysługuje i ona nie ma zamiaru tego słuchać i zbierać jakichś tam jagód, po czym opuściła rodzinny dom i wioskę. Matka bardzo cierpiała z tego powodu, ale nie mogła jej zatrzymać. Jakież było zdziwienie krnąbrnej dziewuchy, gdy chciała później obejrzeć swe skarby po raz pierwszy po opuszczeniu lasu i dostrzegła, że to tylko najzwyklejsze w świecie kamienie... Została sama, biedna i samotna, w rodzinnych stronach nie chciano jej znać, ponieważ uległa złudzeniu, zamiast zwrócić uwagę na to, co ważne.
Tymczasem szamanka wysłała do lasu drugą, młodszą córkę. Długo się wahała, ale dziewczyna ubłagała ją, tak bardzo pragnęła pomóc. Szybko wykonała powierzoną jej misję i już wracała do domu, gdy ona również spotkała staruszkę z Ninetalesem i usłyszała od niej to samo, co jej siostra. Natychmiast zaopiekowała się potrzebującymi i odprowadziła kobietę i Pokemona na skraj lasu, odmówiła też jakiejkolwiek zapłaty. Wtedy staruszka podziękowała, przeprosiła za kłopot i wyjaśniła, że jest iluzją, stworzoną przez Ninetalesa dla ochrony lasu. Ludzie skuszeni opowieściami o leśnych skarbach wielokrotnie zapuszczali się za daleko i gnębili mieszkające tam Pokemony, więc Ninetales robił to dla ich ochrony. W nagrodę za dobre serce lis wskazał dziewczynie miejsce, gdzie spoczywały zakopane złote monety. Wdzięczna dziewczyna pokłoniła się, pożegnała go i pospieszyła z jagodami do matki, która mogła dzięki nim ukończyć lek. Razem zaniosły go do zamku, a książę nie spuszczał wzroku z pięknej panny. Kiedy już podano medykament królowi i poczuł się on lepiej, młodzieniec poprosił ojca o pozwolenie na ślub. Oświadczył się on córce znachorki, a ta zgodziła się, oczarowana chłopakiem. Władca gdy całkiem ozdrowiał wyprawił im wielkie weselisko.

Małżonkowie zasłynęli później w okolicy jako wielce miłosierni państwo, strażnicy lasu i opiekunowie Pokemonów i poddanych królestwa. Dziewczyna część skarbu od Ninetalesa przekazała matce, a za resztę wspomagała potrzebujących. Książę zaś wspierał żonę i doceniał prawdziwy skarb, jakim było jej dobre serce.
Ten okres znany jest jako czas rozkwitu dla Kanto, krainy potężnych Pokemonów kierowanej przez silnego, mądrego króla i jego dobrodusznych syna i synowej.
2.

Zbocze góry porośnięte było niezbyt gęstym laskiem. Mieszanka drzew liściastych i iglastych podczas lata sprawiała wrażenie żywej i bujnej okolicy. Niestety lato już dawno minęło a z drzew pospadały liście, przez co obok ciemno-zielonych świerków rosło coś na kształt gołych badyli wbitych w ziemię. Zbliżała się zima. I o ile śniegu jeszcze ni widu ni słychu, to po temperaturze dało się odczuć zbliżające się szpony najsurowszej pory roku.
Nie cierpię mrozu. Pomyślał Darren po raz setny już dziś.
Był to jeden z najgorszych dni tego człowieka. Sam mężczyzna był dosyć młody. Miał dwadzieścia sześć lat, lecz przez ostatnie doświadczenia wyglądał na co najmniej trzydzieści. Krzaczasty, nierówny zarost, włosy przydługie, zlepione i z kołtunami wystawały spod kaptura . Do tego popękane usta, zmęczone oczy i wychudzona twarz nie poprawiały sytuacji.
Niestety w obecnej chwili wygląd zajmował drugie albo nawet trzecie miejsce wśród ważnych spraw. Na pierwszym miejscu był straszliwy głód.
Darren czuł go już od trzech dni. Pustka w żołądku nie dawała spokoju, zakłócała resztki snu i wyczerpywała niesamowicie. Najgorsze były pierwsze dwa dni, trzeciego ból nieco ustąpił, lecz teraz żołądek znowu się buntował i nie pozwalał spokojnie iść. Głód zaciskał swoje zachłanne szpony na brzuchu i gardle mężczyzny. Nie była to pierwsza głodówka w życiu Darrena, ale zdecydowani najgorsza. Pomasował ręką brzuch
Na drugim miejscu był ten przeklęty mróz. Kąsał twarz, miażdżył końcówki palców i bił o kości niczym młot. Do tego niezbyt suche ciuchy po wczorajszym deszczu nie pomagały. Zimno wciskało się wszędzie, do zniszczonych butów, pod skradziony płaszcz, a szczególnie w palce. Odmrożone, na wpół sztywne i lekko sine.
Przypominał mu się dom. Beztroskie czasy na rodzinnej ziemi. Pomaganie mamie w zbieraniu owoców w sadzie, kiedy mógł jeść ile tylko zachciał. Szczęśliwe życie w gronie bliskich, normalne zmartwienia, plotki, jarmarki w mieścinie nieopodal. Ciepło domowego ogniska oraz miłości żony oraz dzieci. Tak bardzo tęsknił za Miriam. Czy mógł wrócić? Po tym wszystkim co się stało? Czy przyjęliby go jak dawniej? Pytania te rozbrzmiewały w głowie Darrena niczym echo. Coraz głośniej i głośniej. Wiele raz chciał zawrócić.
Ile to już tak szedł? Pół roku? Tak... Pół roku wędrówki.
Ucieczki do potencjalnej pomocy. Do spokoju i harmonii w klasztorze.
Tylko czy dotrze do celu?


*****
Pół roku wcześniej

We wsi Folwen czas płynął spokojnie. Wiosna przyszła całkiem niedawno i zaczynały się wszelakiego rodzaju porządki. Trzeba było uprzątnąć pomieszczenia z bydłem jak i również te z zapasami i sprzętem. Temu właśnie wszelkiego rodzaju szopy wyglądały jakby przeszło przez nie tornado i wydmuchało praktycznie wszystko.
Derren pomagał ojcu, ucząc się jak zarządzać gospodarstwem. Rodzic wykupił ziemię od szlachcica kilka lat temu, a że z roku na rok był coraz starszy, stwierdził, że należy nauczyć młodego co w trawie piszczy.
Syn był wysokim, umięśnionym mężczyzną. Miał długie brązowe włosy i lekki zarost. Niebieskie, wesołe oczy niemal hipnotyzowały swoim błękitem. Od ciężkiej pracy wystawały mu żyły na dłoniach i przedramionach. Miał już żonę i dwójkę dzieci. Kochająca rodzina niosła ze sobą obowiązki i odpowiedzialność, jednak każda praca była warta ich uśmiechu.
Posada przyszłego właściciela ziemskiego była niezwykle kusząca, toteż Derrenowi nie brakowało motywacji.
Jedna rzecz zakłócała spokój ducha. Wieści o rozprzestrzeniającej się na północy chorobie dawały nieco do myślenia. Mimo że plaga grasowała dosyć daleko, niektóre prognozy mówiły o masowej emigracji, a co za tym idzie - potencjalnych nosicieli.
Czarna Plaga, Plaga Morderców, Zew Grozy. Tak nazywali ową chorobę. Niewiele o niej wiadomo, poza tym, że ludzie zaczynali zabijać siebie nawzajem. Podobno rzucali się na siebie we wściekłej furii. Mówi się, żeby unikać ludzi z czarnymi plamami na skórze.
W sumie nie najgorsze myśli do przerzucania krowich odchodów. Chłopak lubił pracować. Praca oczyszczała myśli i usprawniała ciało.
Z godziny na godzinę stajnia wyglądała na coraz bardziej czystą, ale daleko było jej do ideału.
Zbliżał się wieczór. Darren oparł łopatę o ścianę. Była dzisiaj jego wierną towarzyszką podczas sprzątania, dzięki czemu nie wylądowała na stercie narzędzi.
Chłopak miał już wychodzić, kiedy zobaczył kątem oka błysk za plecami, przez co odwrócił się instynktownie. Coś huknęło, coś strzeliło i oto przed oczami miał... Szkielet? Lewitujący szkielet ubrany w fikuśne wdzianko, z kapelusikiem na głowie. Wyglądał równie komicznie co przerażająco. Kościotrup wyszczerzył się i krzyknął wesoło.
- Witaj człowieku! Jak się masz?!
Derren w odpowiedzi krzyknął , zaczął się gorączkowo cofać, aż napotkał ścianę.
- Ach... Ludzi ludzie... jesteście tacy przewidywalni... Strasznie łatwo was przestraszyć! - Powiedziało dziwadło i kontynuowało swój monolog o prostocie ludzkiego umysłu.
Mężczyzna ze strachu macał gorączkowo ścianę.
Przecież czarnoksięstwo było zakazane. Za wszelakiego rodzaju eksperymenty na trupach ludzie płonęli na stosie.
W końcu wymacał. Złapał mocno rękojeść i zdzielił szkielet łopatą prosto w tą przeklętą czaszkę.
Głos się urwał, a łeb dziwadła poleciał na drugą stronę stajni, po czym... Wrócił, jakby był zamocowany na sprężynę. Czacha wskoczyła na swoje miejsce. Nie wyglądała na zbyt zadowoloną. Kościotrup wystawił palec w stronę Darrena.
- Nie spodziewałem się tego... - Trup wyszczerzył się w okropnym grymasie i roześmiał. - Hahahahah, no proszę proszę. Nie sądziłem, że zdołasz mnie zaskoczyć! Jestem Wrzaskier drogi panie. A jak wasza godność? - Spytał, po czym ukłonił się z wdziękiem, machając przy tym fikuśnym kapelusikiem. - Ach, po co pytam? Drogi Derrenie... Mam dla ciebie propozycję...
Pstryk!

***

Mężczyzna wracał do domu. Po rozmowie z nieznaną istotą nie czuł się za dobrze. Błyski, żarty, śmiechy, chichy. To było za dużo jak na tą sytuację. Właśnie. Propozycja. Derren nadal nie wiedział, czy postąpił słusznie. Nie ufał czarcim pomiotom, potworom i innym nadludzkim siłom. Był prostym, poczciwym człowiekiem, lubił swoja pracę, dom i życie. Jednak...
Wrzaskier przepowiedział mu śmierć. Nie groził mu ani nic takiego, wręcz ostrzegał, przy czym jego oczodoły (choć nadal puste) emanowały troską i zmartwieniem.
Dziwne było to spotkanie. Jednak chłopak nie dał się namówić.
"Nie ma problemu młody! Wystarczy, że krzykniesz trzy razy moje imię, a przyjdę i być może ci pomogę. Pamiętaj, że ścieżki przeznaczenia są niezbadane."
W rozmyślaniu przeszkodził mu jakiś kształt na polu. Męska sylwetka szła przez jego pole.
Nieznajomy kierował się na południe.
- Hej! - Krzyknął Derren - Won z mojego pola! - Zaczął biec do nieznajomego.
Zakapturzona postać odwróciła się i zaczęła uciekać. Chłopak odpuścił po chwili, kiedy przybłęda przeskoczył przez płot.
- I żebym cię tutaj więcej nie widział!
Zero szacunku dla ludzkiej pracy...
Pokręcił głową w niedowierzaniu i wrócił do domu.

***

Derren wszedł do izby, zapach kolacji wzmógł apetyt i ciągnął do kuchni niczym wędkarz pysznego pstrąga. Dzisiaj ryba. Uwielbiał ryby.
Domek był typowym budynkiem o niskim suficie, białych ścianach i grubych ścianach. Zapewniał ciepło i był w stanie zmieścić ze dwie rodziny z dziećmi. Nie był to budynek modny a raczej funkcjonalny.
Nim mężczyzna wszedł do kuchni, zatrzymał go ojciec. Spytał w przedpokoju o przybłędę i czy nic się nie stało. Chłopak już miał odpowiadać, kiedy jego usta same się zacisnęły. Wzrok zaszedł czerwienią, mięśnie spięły się, gotowe do działania. Machnął ręką w stronę ojca o cal od twarzy.
Co się ze mną dzieje?
Zamachnął się mimowolnie drugi raz. I trzeci i czwarty.
- Oszalałeś?! - Wykrzyczał ojciec.
Derren nie odpowiedział. Pociemniało mu w oczach. Słyszał jednie krzyk. Swój własny. Przeciągły wrzask, niczym rannego zwierzęcia. A potem czuł jak dusi ojca. Rozrywa jego twarz własnymi rękami. Czuł ciepłą krew na dłoniach. Słyszał krzyki dzieci. A potem...
Wrzaskier! Wrzaskier! Wrzaskier!
Nicość... Pustka... Mieszanina uczuć. Każde ciągnęło w inną stronę i rozrywały go na strzępy. Czuł falę ciepła i słyszał trzaski. Ogień?

Obudził się. Leżał w czymś mokrym i błotnistym. Otworzył oczy. Popiół. Minęła chwila nim wstał i zrozumiał co się stało. Była noc, a księżyc świecił w pełni. Patrzył na pogorzelisko swojego własnego domu.
Spojrzał na swoje dłonie. Czarne, twarde połacie skóry w kształcie wężyków rozciągające się wzdłuż przedramion. Plaga Morderców.

***

Tak zaczęła się wędrówka. Wygnany i naznaczony plagą Derren udał się w swoją pielgrzymkę. Jeśli coś miało mu pomóc to tylko cud. Plotki głosiły, że mnisi z klasztoru Terrańskiego przyjmowali każdego kto do nich dotrze, więc chłopak postanowił spróbować. Ruszając przez okoliczne wsie usłyszał o swojej rodzinie. Ludzie zawsze gadali. Według lokalnych plotek, chłopak zwariował od zrzędzenia starego i podpalił chałupę, zabijając ojca. Podobno żona i dzieci były bezpieczne. Mężczyznę wiele razy napadała pokusa, aby ich odnaleźć. Wyjaśnić wszystko. Tylko... co właściwie miał wyjaśniać? Że sam nie wie co się stało? A co jeśli i na nich się rzuci? Nie.. Wolał nie ryzykować. I tak oto idąc przez malownicze krainy Północnych Równin udał się w pielgrzymkę. Z resztką nadziei w sercu i strasznym brzemieniem na barkach, oraz wyrzutami sumienia niczym kula u nogi.
Lato było ciepłe, na szczęście dużo padało, pobliskie drzewa rodziły owoce, a ludzie wystawiali kramy na targowisko. Derren gardził kradzieżą. Twierdził, ę prawo do jedzenia mają ci co pracują, jednak w obecnym stanie nawet gdyby chciał nie mógł nic zrobić. Próbował, jednak ludzie uciekali na widok czarnych linii na twarzy. Albo wołali straż miejską... Albo sięgali do miecza u pasa. Tak czy siak nie był przyjmowany zbyt ciepło. Po kilku miesiącach przyzwyczaił się. Niczym dar z niebios znalazł dobry płaszcz z kapturem i mimo upału chodził w nim zasłaniając ciało.
Tak oto większość lata minęła mu na kradzieży, podjadaniu z pobliskich sadów, oraz wędrówce. Dzień w dzień był bliżej celu, a nadzieja rosła z każdym dniem. Drogowskazy do klasztoru prowadziły go i przypominały o tym cieniu nadziei który miał w sercu. Zbliżał się do zbocza góry.
Jednak potem nadeszły przymrozki. Jedenastego księżyca dostał pierwszych odmrożeń, jedzenia zaczęło brakować, a droga nie była już taka miękka i przyjemna. Zepsute buty ledwo chroniły przed otarciami a co dopiero przed mrozem. Został mu tylko płaszcz, gorycz i wędrówka. Dzień za dniem był coraz gorszy. Zataczał się w mroczną otchłań swojego umysłu. Zrezygnowanie ciągnęło go na dół niczym głaz uwiązany do nogi.
Przecież to nie ma sensu. Mogłem po prostu przyjąć karę. Może sam się mogę ukarać?
W tamtych czasach rzucenie się w przepaść wydawało się całkiem przyjemną opcją. Idąc ścieżką po jednej stronie miał pnącą się w górę skarpę, a po drugiej urwisko. Pustka i ostre krawędzie skał kusiły go niczym ponętna kochanka. Głód, zmęczenie i rany popychały go coraz bliżej szaleństwa.
Podszedł do krawędzi ścieżki, rozłożył ręce i pozwolił się popchnąć wiatrowi. Poczuł wolność od trosk i zmartwień.


***

Obudził się. Poobijany, zakrwawiony, wyczerpany. Żebra trzaskały kiedy próbował się ruszyć. Wciągnął głęboko powietrze. Wołał.
- Niech ten czart po mnie przyjdzie do jasnej cholery! Zgadzam się na wszystko, tylko niech już to skończy! - Krzyczał w powietrze.
Cisza.
Ukląkł. Odkrył że znalazł się na ścieżce niżej w miejscu, gdzie był przed kilkoma godzinami.
Zacisnął powieki, a po jego wysuszonym, brudnym policzku popłynęła łza. Zaczął płakać. Każda konwulsja wzmagała ból żeber i klatki piersiowej. Derren dyszał ciężko od czasu do czasu kaszląc. Zacisnął pięści i uderzył nimi mocno w ziemię.
- Skoro tak. - Wycedził przez zęby. - To zobaczymy kto tu jest górą. Ja, czy pieprzone przeznaczenie.
Nim udało mu się wstać minęło dużo czasu. Konwulsje powracały przy każdym kroku. Jednak Mężczyzna nie poddawał się. Coś się stało w jego umyśle. Jakby zablokował się na cały świat. Był tylko on i ścieżka. Tylko to się liczyło.

***

Dotarł do bram klasztoru. Budynek był nieco mniejszy niż typowe kościoły, pewnie ze względu na jego położenie. Odgrodzony murem od reszty świata wyglądał niemal niewłaściwie na tym odludziu. Wielkie drewniane wrota z małym okienkiem na wysokości twarzy były ostatnią przeszkodą. Chłopak dokuśtykał do bramy i resztką sił uderzał dłonią w bramę.
Czekał, aż w końcu okienko otworzyło się, i ukazało twarz mężczyzny. Ogolony na łyso, z purpurowym kapturem na czole i małymi czarnymi oczkami łypiącymi spod krzaczastych brwi.
- Co cię sprowadza? - Spytał z wyraźnie wymuszoną uprzejmością.
Derren kiwał się ze zmęczenia. Pomału odsłonił kaptur ukazując piętna choroby.
- Błagam... - Wyszeptał - Wody...
Mnich obejrzał go od góry do dołu i zamknął z trzaskiem drzwi. Po drugiej stronie słychać było podenerwowane głosy.
Chwilę późnej brama się otworzyła. Z klasztoru wyszli dwaj kolejni mnisi i wzięli chorego pod ramiona, wprowadzając na krużganek.
- Dziękuj... Dziękuję.. - Mamrotał.
Czuł szczęście. Wyłączył umysł i pozwolił się nieść. Mógł w końcu odpocząć.
Nagle poczuł coś dziwnego. Ręce na jego ramionach zacisnęły się. Usłyszał chlaśnięcie. Szybki, mokry dźwięk rozrywanego ciała. Spojrzał w dół. Z jego brzucha wystawał miecz. Czuł ciepłą krew spływającą po kroczu i nogach.
Mnisi zwolnili uścisk i odsunęli się od Derrena.
Nie upadł.
Zmarszczył czoło. Nie rozumiał. Nie czuł. Oczy zaszły mu czerwienią jak tamtego pamiętnego dnia. Uniósł dłonie i spojrzał na nie. Nie rzucił się na nikogo. Stał i podziwiał.
Skóra biała niczym mąka, w dotyku przypominała oszlifowany kamień. Czarne węże wiły się na jego ciele, tworząc hipnotyzujący wzór. Nie czuł niczego. Głodu, bólu, zmęczenia. Nic.
Spojrzał po duchownych. Widział strach w ich oczach. Cofali się powoli.
Nie. Nie ujdzie wam to płazem.
Ruszył w ich kierunku.
Pstryk!
Witaj! Wzywałeś?

cdn... może.. nie wiem...
_________________
The future, where there is nothing beyond the pain...
...if that's the case, I want to love that pain
MMarietta Delacroix:
Karta Postaci | Box | Bank | Trofea

Kenneth Corcair:
Karta Postaci | Box | Bank | Trofea

Lena Schwarz:
Karta Postaci
 
     
Rudzik 
Hi-da-ka~!


Wiek: 27
Dołączyła: 23 Kwi 2016
Posty: 1039
Ostrzeżeń:
 1/5/7
Wysłany: 2018-07-30, 22:22   

Czas na wyniki, a raczej... remis.
Nikt nie zagłosował, a ja po przeczytaniu obu prac nie jestem w stanie wybrać tej, która bardziej zasługuje na pierwsze miejsce - obie się różnią i jednocześnie obie są interesujące. Po konsultacji z miłościwie nam panującym Księciem stwierdzam remis.
Autorką pracy numer 1 jest Luna. Autorem pracy numer 2 jest Zumi. Oboje możecie wpisać sobie nagrodę za pierwsze miejsce.

Gratulacje... (chociaż czy przy braku głosujących jest czego gratulować? :|)
Nagrody:
1 miejsce - Jajo nielegendarnego pokemona typu ognistego, trawiastego lub wodnego (+ EM do niego) | 5.000$ | 1 TM lub MT | 3 Heart Scale | 5 RC | 3 CD
_________________
The future, where there is nothing beyond the pain...
...if that's the case, I want to love that pain
MMarietta Delacroix:
Karta Postaci | Box | Bank | Trofea

Kenneth Corcair:
Karta Postaci | Box | Bank | Trofea

Lena Schwarz:
Karta Postaci
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Graficy
Sojusznicy:

Panda
35451075
Yukiyorin

Did
44021735

Daisy7
ania.daisy7

Księciu
raivvitch

WAW Pokemon

SNM
SnM

PokeSerwis

Kurs Manga

Re:Start

Anime Centrum
anime online

Lucid Dream

Stray Dogs

Rainbow RPG
Rainbow RPG

Cytadela

Proelium

Riverdale

Eclipse
Eclipse

Oversoul

Morsmordre

Ninshu

Dragon - Space Trip
Dragonst

Nemea

Orchard Stable

Genetrix

Hetaliowe Awokado

Rabbit Doubt

France

New York City

Czarodzieje

Vampire Diaries
Vampire Diaries

Disney World

Sekret Miasta

Epoka Nordlingów

Skraj

Dragon Domination

Horizon

Valor

Into Darkness

Life Sucks

YLO

Inno Świat

Over Undertale
over-undertale

Dysharmonia

Eridani

Camp of shadows

Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Tvedeane

Kundle

Zmiennokształtni
www.zmiennoksztaltni.wxv.pl

Magic Lullaby

Black Butler
BlackButler

Hogwart Dream
HogwartDream

Maligna

FT Path Magician

Luciferum
Luciferum zaprasza!

Stado psów

Ninja Clan Wars

Mortis

Czarny Horyzont

Ardhi

Artemida - Warrior Cats

Drachen

The Avengers

Noctus

Kraina Snów

Dragon Ball - Another Universe

Wishtown

Hoshi Fusion

Spectrofobia

X-Men RPG

Virus

Mystery Town

Avengers Assemble

Bleach Other World
Bleach OtherWorld

Wizard's World

Król Lew PBF
Król Lew



Design by Did, Panda & Daisy7. Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.

Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.

Pokemon Crystal launched 2011-03-23.