Pokemon Crystal Strona Główna Pokemon Crystal
Forum PBF o tematyce Pokemon~

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Daisy7
2018-09-03, 15:01
[zad. 1] Więc mówisz, że jak trafiłeś na naszą łajbę?
Autor Wiadomość
Daisy7 


Wiek: 25
Dołączyła: 25 Mar 2016
Posty: 6144
Skąd: niedaleko Lublina ;'3
Wysłany: 2018-07-08, 01:05   [zad. 1] Więc mówisz, że jak trafiłeś na naszą łajbę?


Więc mówisz, że jak trafiłeś na naszą łajbę?


Czas na małą retrospekcję.

Zanim jeszcze trafiliście na pokłady statków, musieliście coś robić. Przecież żadne z was nie urodziło się z myślą "będę piratem, arrr" i nie czekało tych kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu lat w Jednookiej Syrenie, najbardziej obskurnej karczmie w Crystal City, położonej w porcie, na pojawienie się brodatego kolesia z drewnianą nogą, opaską na oku i hakiem zamiast dłoni.
Kiedy piraci zacumowali u wybrzeży miasta, nie byli chętni, by od tak wziąć każdego lepszego majtka na pokład. Dokonywali mniej lub bardziej dokładnej selekcji.
- Niech mnie Carvanhy zeżrą, jeśli nie będą chcieli poznać waszych historii życia - oznajmił stary, emerytowany pirat zwany Kanapkobrodym.
Już od wielu, wielu lat nie wypływał na otwarte wody, bowiem, jak sam mawiał, każdy wysłużony wilk morskie wie, kiedy należy zejść z pokładu. Był jednak prawdziwą legendą mórz i oceanów, dlatego wiele osób odwiedzało Jednooką Syrenę, by móc wysłuchać mrożących krew w żyłach opowieści. Oczywiście nie za darmo. Zapłatę przyjmował w kanapkach, szczególnie lubował się w tych z wędzoną makrelą.
Okazało się, że Kanapkobrody miał rację i kapitanowie pirackich łajb rzeczywiście interesowali się przeszłością ewentualnych członków swoich załóg. A jak wiadomo, im ciekawsza biografia, tym większe szanse na zostanie korsarzem!

Piękny fabularny wstęp, nieprawdaż? ;)
Podsumowując, pierwsze zadanie indywidualne polega na napisaniu historii postaci, oczywiście tej, którą gracie w evencie. Ma być ona ciekawa, zaskakująca, kreatywna itd. Nie oznacza to jednak, że musi być opowiadaniem na 10 stron. Flaki z olejem prędzej zaowocują ujemnymi punktami. Przesadzona również nie jest mile widziana, bo jak zacznę czytać o kosmitce z laserami w oczach... Sami rozumiecie. Wczujcie się w klimat, poczytajcie o piratach i ich życiu, a na pewno zostaniecie dobrze osądzeni! Oprócz samego pomysłu ocenie będzie podlegać również, chociaż w mniejszym stopniu, styl pisania, a więc, przed wysłaniem posta, sprawdźcie, czy nie narobiliście żadnych byków, nie ma wielu powtórzeń itd. Na estetykę nie będę zwracać większej uwagi, o ile nie walniecie żarówiastego tekstu w rozmiarze 20. Za to jakąś miłą dla ucha szantę albo rysunek swojego bohatera z chęcią przyjmę, chociaż to takie drobne dodatki, bez których zdobycie maksymalnej ilości punktów i tak będzie możliwe (o ile historia powali mnie z nóg).
Może i powinnam dać takie zadanie przy formularzu, ale wtedy mało kto by się postarał, znam Was :v

Posty wysyłajcie tutaj do 11 lipca, godz: 17:00. Do tego czasu można je również edytować. Jeśli skończyłeś swoją biografię i nie zamierzasz już nic do niej dodawać, zmieniać, napisz na końcu postu, że historia postaci jest gotowa do oceny. Dzięki temu będę mogła szybciej zacząć je sprawdzać, a tym samym Wy dostaniecie wcześniej wyniki.
Powodzenia o7
_________________
< 3
[ Charlie | box | bank | przygoda ]
< 3

"Miałem krewnego, który studiował trygonometrię, aż mu wąsy odpadły, a kiedy już się wszystkiego nauczył, przyszła jakaś Buka i go zjadła. No i leżał potem w brzuchu Buki z całą tą swoją mądrością!"

~ Tove Jansson, "Dolina Muminków w listopadzie"
Ostatnio zmieniony przez Daisy7 2018-07-09, 11:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Kaoriann 
Arf!



Wiek: 28
Dołączyła: 05 Lut 2018
Posty: 388
Ostrzeżeń:
 1/5/7
Wysłany: 2018-07-08, 10:41   

Wysoka i szczupła kobieta z długimi, farbowanymi na delikatny fiolet włosami rozejrzała się z lekkim znudzeniem wypisanym na twarzy po ludziach wokół niej. Postanowiła jako pierwsza zabrać głos, gdy kapitan jednego ze statków kazał im o sobie opowiedzieć.
-To może ja zacznę. Jestem Kyrrisaean Llyondrake. Chcesz usłyszeć... Historię mojego życia, powiadasz? Niech Ci będzie - dziewczyna przeciągnęła się na krześle - Ostrzegam Cię tylko, że nie będzie to ani ciekawe, ani długie.
Pierwsze co pamiętam, to stary dom na wsi kilkadziesiąt kilometrów stąd, zapach krowich placków i krzyki Spearowów z samego rana. Wychowywała mnie ciotka. W każdym razie tak kazała do siebie mówić. Twierdziła, że moi rodzice zginęli w wypadku, ale jakiś czas później dowiedziałam się, że prawda jest zupełnie inna. Po prostu mnie nie chcieli. Pogodziłam się z tym dawno temu
- Wzruszyła ramionami - Nigdy nam się nie przelewało jeśli mam być szczera. Podczas jednej z wycieczek do miasta zauważyłam kątem oka jakiegoś dzieciaka, niewiele starszego ode mnie, okradającego portfele. Miał może 15-16 lat, ale żadna z jego ofiar nawet nie zauważyła, że jest lżejsza o kilka dolarów. I... Uznałam to za genialny pomysł. Skoro "ciotunia" nie potrafi mi zapewnić pieniędzy na utrzymanie, książki do szkoły i całą resztę... To sama to zrobię. Podążyłam za chłopakiem i radośnie powiedziałam, że widziałam wszystko, co zrobił. Ach, gdybyście mogli zobaczyć jego minę. Najpierw był wystraszony... Wszyscy wiemy, jak traktują złodziei w Crystal City. Potem jednak wyraz jego twarzy się zmienił. Zmrużył oczy, chowając ręce do kieszeni. Nie wyczułam w tym ruchu nic groźnego. Byłam w końcu młoda i naiwna, wierzyłam, że przecież skoro ja nie zrobiłam krzywdy jemu, to i on nie zrobi mi. Hah... - kobieta przerwała na chwilę, nieznacznie pocierając pokaźną, starą bliznę na ramieniu - Tamtego dnia otrzymałam ważną życiową lekcję, pierwszą z wielu. Nie wystawiaj się na cios. Nie ufaj nikomu, dopóki nie udowodni, że nie jest tego wart. I przede wszystkim, nigdy nie mów złodziejowi, że wiesz, czym się para.
A jednak chłopak ani nie uciekł, ani nie dokończył roboty. Ja również nie. Stałam naprzeciw niego, patrząc z wściekłością. Niepomna tego, że nadal trzyma nóż w dłoni rzuciłam się na niego z pięściami. Oko za oko, ząb za nos, czy jakoś tak to leciało. Oczywiście różnica wieku i sił zrobiła swoje i to ja skończyłam z większą ilością siniaków tamtego dnia... Ale cel został osiągnięty - od tamtego dnia codziennie przyjeżdżałam do Crystal City uczyć się sztuki złodziejstwa od mojego nowego mentora. Miał na imię Jack...
A przynajmniej taki był plan. Jakoś po dwóch, może trzech tygodniach "cioteczka" uznała, że moje wyprawy są dość podejrzane. Pewnego razu po prostu pojechała za mną, oczywiście mnie nie informując. Zobaczyła co i z kim robię i wpadła w szał. Wykrzyczała mi w twarz, że wychowała złodzieja i pewnie też mordercę, że odda mnie do sierocińca, takie tam. Ale wtedy mnie to już nie ruszało. W sierocińcu nie mogło być gorzej niż w śmierdzącej wsi. No, tak myślałam. A ona jak powiedziała tak zrobiła. Wylądowałam w domu dziecka w Crystal. I byłam tym zachwycona. W końcu nie musiałam jechać tylu kilometrów do Jacka. Chłopak coraz bardziej mi się podobał. Jego odwaga, cięty dowcip, te błękitne oczy...
- Kyrissaean rozmarzyła się. Przez chwilę zapomniała, o czym miała opowiadać, a po jej policzku popłynęła pojedyncza łza, której nawet nie zauważyła. Potem jednak potrząsnęła głową - W każdym razie, czyniąc tę przydługawą i nudną historię krótszą, po wyjściu z sierocińca zamieszkałam z nim, staliśmy się parą... Żadne z nas nie pracowało, utrzymywaliśmy się z kradzieży, coraz bardziej zuchwałych. Byliśmy dobrzy. I to nas zgubiło. Staliśmy się zbyt pewni siebie.
Kilka ładnych lat temu chcieliśmy obrabować bank. Tak, we dwójkę, z prymitywną bronią, bez planu... To była głupota. Ale nigdy przedtem nikt nas nie złapał, nikomu nie udało się nas namierzyć, a jak wiadomo, w miarę jedzenia apetyt rośnie... Na nasze nieszczęście obsługa była mądrzejsza od nas. Natychmiast zawiadomili policję, która równie szybko przyjechała. Próbowaliśmy uciec. Mi się udało. Jackowi... Cóż... Postrzelili go. Śmiertelne...
Tamten dzień był ostatnim, kiedy go widziałam. Nie dotarłam na pogrzeb. Nie byłam w stanie. Postanowiłam skończyć ze złodziejstwem... No cóż, oczywiście chwilowo. Musiałam poczekać aż sprawa przycichnie. Wyprowadziłam się do znienawidzonej wsi i tam zaczęłam uczyć dzieci matematyki. Rok temu wróciłam tutaj. Dostałam propozycję uczenia w liceum. Zgodziłam się, bo czemu by nie? Trenerzy też muszą umieć liczyć. Wraz z powrotem do miasta wszystkie wspomnienia... uderzyły. Znów zaczęłam kraść, ale nie z potrzeby - z czystej ciekawości, czy jeszcze potrafię. Udało mi się nawiązać kilka ciekawych znajomości z półświatkiem. I właśnie tą drogą usłyszałam o statku, zbierającym ludzi na nową wyprawę. Pomyślałam sobie "czemu nie?" Uwielbiam ten dreszczyk emocji podczas robienia czegoś, co nie jest dozwolone.
I to by było na tyle. To kto następny?
- Kobieta rozejrzała się po całej reszcie
_________________
 
     
Zumi 
The end of time is near


Wiek: 28
Dołączył: 10 Gru 2017
Posty: 222
Wysłany: 2018-07-08, 15:33   




Profesorek zajął wolne miejsce przy Kanapkobrodym, podrapał się po potylicy zdejmując przy okazji maskę, zielony kaptur oraz grubą chustę z twarzy, ukazując przy tym dosyć młode lico. Szmaragdowe oczy łypały na potencjalnych kandydatów chłodnym spojrzeniem, a nieco przydługie, brązowe włosy opadły na oczy mężczyzny. Przygarbiony siedział na krześle, postawił rupiecie na stole, po czym wyciągnął butelkę spod płaszcza i upił porządny łyk. Skrzywił się, przymknął oczy i pokiwał energicznie głową. Widząc "las rąk" postanowił zabrać głos.

- Ach, jaka szkoda, że w tym obskurnym kramie nie ma żadnego porządnego alkoholu. - Uśmiechnął się pod nosem. - Witam, nazywam się Doktor Vinson 'Four-eyes' Vance. Ten przydomek czworo-oki to pomyłka, nie potrzebuję okularów, ale szkła ochronne w tej masce przydają się jak cholera... - Westchnął. - Kapitanie, nie lubię owijać w bawełnę, ale skoro lubicie historyjki, to nie omieszkam opowiedzieć mojej. Dajcie mi chwilkę, na trzeźwo ciężko to ubrać w słowa. - Powiedział, po czym wziął kolejny łyk i kolejny i kolejny... aż w końcu całą butelkę wypił jednym duszkiem.

- Achhhh! To się nazywa towar, proszę ja ciebie, ręczna robota, nie ma to jak mocny trunek. - Czknął. - No cóż, panie Kapitanie, jak zapewne widać uwielbiam alkohol, a alkohol uwielbia mnie. jednak niech pana nie zmylą moje pijackie zapędy. Jestem najlepszym lekarzem pierwszego kontaktu jakiego widziało to zawszałe miasto. - Parsknął z wyraźną pogardą w głosie. - Banda sztywnych snobów... Nawet nie potrafią dobrze rany załatać i zdezynfekować, a co dopiero o operacjach mówić. Akhem... Tak czy siak, byłem sobie bardzo szanowanym doktorem proszę ja ciebie, ale moja miłość do alkoholu mnie zgubiła, eksperymenty, dosyć... kontrowersyjne metody leczenia w połączeniu ze stanem nietrzeźwości nie pomagały mojej reputacji. Aż w końcu pewnego dnia przegiąłem... Powiedzmy w skrócie, że nawet nie pamiętam operacji, ani zwolnienia z pracy. Tylko przebłyski świadomości kiedy wypuszczałem jednego pawia po drugim... Nie wiem jak znalazłem się w tym sklepie zoologicznym. - Pokręcił głową ze smutkiem. Pomasował skronie i kontynuował opowieść. Lekko już się kiwał na krześle.

- No i, proszę ja ciebie, przez opinię mojego przełożonego nie udało mi się już znaleźć normalnej pracy. Żona mnie zostawiła, byłem spłukany i bezdomny. Przyjaciele się ode mnie odwrócili, dzieci nie chciały ze mną rozmawiać... Tak szczerze, to teraz wszyscy mogą mnie pocałować gdzie słońce nie dochodzi. Tyle wam powiem! Wygrzebałem się z tamtego dołka sam, bez niczyjej pomocy. Nie miałem już nic, poza tym przebraniem. Pamiętam, jak kupiłem je kiedyś, kiedy miałem operować kogoś ważnego. Ha! Żałujcie, że nie widzieliście jego miny! Jeszcze chwila, a nie musiałbym nawet operować! - Zaśmiał się głośno, na wspomnienie tamtego dnia. Otarł pot z czoła i już nieco weselszy opowiadał dalej.

- No dobra, tak naprawdę, to nie poradziłem sobie tak do końca sam. Kiedy miałem depresję i nie radziłem sobie z życiem, pewna złota kobieta wyciągnęła mnie z tego bagna. Madeline Corsaint. Pani Kapitan Czarna Szabla. Mistrzyni szermierki. - Zasmucił się znowu, wypił pół butelki i kontynuował dalej. - Zatracony w myślach samobójczych postanowiłem skończyć z tym wszystkim. Rozciąłem żyły na lewym przedramieniu. To były mocne cięcia... i krzywe... Krew się lała ciepłym strumieniem. Położyłem lewą rękę na oczach i pozwoliłem, żeby to ciepło mnie zalało. Czułem nieprzenikniony chłód przeszywający falami moje wnętrze. Czułem się, jakbym leżał na tafli oceanu. Na wierzchu woda była przyjemna i ciepła, głębiej zaś zimna i niebezpieczna. Paradoksalnie były to moje najprzyjemniejsze chwile tamtego czasu. Aż w końcu znalazła mnie Madeline. Złota kobieta. Mimo ciętego języka i oschłego zachowania, była naprawdę wrażliwą kobietą, a odwaga jej byłą równie wielka, co jej umiejętności szermierki. Mi jednak okazała troskę i dobro. Nie wiem czemu. Nie miałem grosza przy duszy, śmierdziałem jak skunks i byłem na wpół martwy. A ona przyszła do mnie i zaproponowała mi miejsce na statku. kiedy zabrałem rękę, żeby powiedzieć jej, żeby się chędożyła, nie powiedziała słowa, tylko wzięła pod ramie i zawlokła na okręt. Opatrzyła mnie najlepiej jak umiała i opiekowała się mną. Znosiła nawet mój detoks. Moje krzyki, złość, płacz. Zrobiłbym wtedy wszystko za butelkę najgorszego sikacza. A ona była cierpliwa, nic nie mówiła, kiedy miałem swoje humory i po prostu czekała. Aż w końcu wyzdrowiałem. Zostałem jej lekarzem okrętowym i najlepszym przyjacielem... - Umilkł na chwilę i zarumienił się. - No może nie tylko przyjacielem. Tak na prawdę żadne z nas nie wiedziało co do siebie czujemy. Tyle niewypowiedzianych słów... Prawda, która zawisła w ciszy i nie chciał zejść na dół. Ach.. Może to była tylko moja wyobraźnia? Tak czy siak szczęście nie trwało długo. Nawet tak dobry lekarz jak ja nie potrafi wyleczyć kuli przebijającej mózg. Podczas jednej z naszych wypraw byłą zbyt nieostrożna. Abordaż był dobrym pomysłem, mieliśmy przewagę liczebną, ale Madeline zawsze byłą w gorącej wodzie kąpana. A jej głupota byłą nieraz równie wielka co jej odwaga. Zawsze na pierwszej linii frontu, zawsze z okrzykiem bojowym na ustach. Nie zliczę ile razy ją szyłem, ile kul wyciągnąłem... Ale to już przeszłość... Wróciłem do picia, choć nie do tego stopnia, co wcześniej. Moje zmysły się wyostrzają, kiedy jestem lekko wstawiony, a cięcia skalpelem wykonuję równie precyzyjnie co Czarna Szabla. Mówię wam, to jest zupełnie jak jakaś pieprzona sztuka! Subtelne cięcia, stróżki krwi! Jedno przedstawienie zabiera życie, drugie je ratuje. To było coś... - Pokiwał głową i podrapał się po potylicy. - Cóż... to chyba wszystko... Mój ostatni kapitan właśnie się kuruje. Gdyby nie ja już dawno spałby z rybkami. Ratowanie ludzkiego życia ma swoje korzyści, a wdzięczność kapitana skutkuje większym ciężarem mojego portfela. - Uśmiechnął się szeroko. - Na szczęście nie tylko leczyć umiem. Kilku gagatkom już rozpuściłem rączki w chmurze kwasu. - Łypnął na potencjalnych złodziejaszków, dając znać, żeby lepiej nie próbowali. Po czym wyciągnął piersiówkę i wziął mały łyczek.


- Co tu więcej mówić kapitanie, doświadczenie mam, historia może nie powala, ale niech mi pan uwierzy. Taki dobry doktor na statku to skarb! Mówię ja ci z ręką na sercu.
Walnął pięścią w stół, po czym zaczął kiwać się na krześle, omal nie lądując na plecach. Z jednej z kieszeni płaszcza wyszedł mały, alolański Rattata. Usiadł na ramieniu Vinsona i lekko ugryzł go w ucho.
- Ajjj! Napoleonie! Mówiłem ci tyle razy, żebyś mnie nie gryzł, co to za maniery? Hę? Że co? - Wziął gryzonia na ręce i nachylił się, jakby chciał coś dosłyszeć. - Cooo?! Błazna tak?! Sam jesteś błazen. To była bardzo poruszająca opowieść pełna powagi i dramatu! I ty uważasz że zrobiłem z siebie błazna?! - Popatrzył szybko po minach zgromadzonych. Zamilkł, odchrząknął i schował butelki z powrotem pod pazuchę, pogrzebał jeszcze pod płaszczem. Kolejne flaszki zabrzęczały, aby po chwili na stole pojawił się trzeci trunek. Szczurek zapiszczał i schował się w kapturze mężczyzny
- To jak? Ktoś chce spróbować mojej Brandy?! Ostrzegam że niewiele już zostało!


***
Gotowe do sprawdzenia
***


[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=OhnzDZERyNM[/youtube]
  
 
     
Panda 


Wiek: 27
Dołączyła: 23 Kwi 2016
Posty: 2359
Wysłany: 2018-07-08, 16:09   






Słysząc różnorakie głosy czerwonowłosa panienka podniosła twarz z blatu drewnianego stoliczka. Ledwo przytomna rozejrzała się wokoło. Po chwili przypomniało się jej co tu tak właściwie robi i kim są ci wszyscy ludzie. Zebranie anonimowych... nie, to nie to. Tamto było dwa miesiące temu. No i przecież się wypisała z tego draństwa. Spojrzała na puste kufle po piwie jakby próbując ogarnąć swe myśli. Piraci! No tak, przecież teraz jest taka moda na zostawanie piratem. Jak na wdychanie glonów rok temu, co dla niektórych skończyło się dość… zabawnie. Oh. Każą opowiedzieć o sobie. Erica wyprostowała się i przeczesując dłonią włosy, by wyczuć czy ma w nich resztki żarła, rozpoczęła swoją gadaninę.





- Zaczęło się od przysięgi złożonej przez dwie nastolatki. Ślubowały sobie nie tylko wieczną przyjaźń, ale i wspólną przyszłość, gdzie będą kroczyć obok siebie w blasku słońca. By tak się stało każda z nich musiała dorosnąć. Spełnić swe cele, wzbogacić się i osiągnąć coś, dzięki czemu drugiej osobie będzie potem się żyło lepiej. Jedna z nich odpłynęła wraz z rodziną do wyspy handlowej, gdzie zamierzała się szkolić by móc otworzyć własny biznes. Druga z kolei stwierdziła, że w celu zapewnienia ochrony swej ukochanej przyjaciółki, a zarazem zdobycia siły dołączy do tak zwanych Łowców Piratów. Wylądowała w ten sposób na wyspie po drugiej stronie oceanu. Drogi dziewczyn rozeszły się, ale utrzymywały stały kontakt. Niezliczona była ilość listów jakie sobie przesyłały. - Tutaj Erica uśmiechnęła się przypominając sobie treść niektórych wiadomości - Szesnastoletnie dziewczęta ewoluowały w dojrzałe kobiety. Co się z tym wiąże? Mniej lub bardziej wymuszone przez dorosłych małżeństwo. To, co się najbardziej liczy w sprawach damsko-męskich, to posag. Córka handlarzy została przeznaczona bogatemu dyplomacie, a chłopczyca z rodziny średniozamożnych rybaków dalej tkwiła we flocie służącej Władcy. Taki stan rzeczy nie pozostał na długo.



Czując jakoby suchość w gardle sięgnęła po kolejny kufel piwa. Długo nie pozostanie trzeźwa, ale może to i lepiej. Szybko zapomni o tym, co mówiła. Erica zaprawdę nie przepada za wspominaniem swej przeszłości.
- Wiecie jakie to uczucie pojawić się na czyimś ślubie i najzwyczajniej w świecie porwać pannę młodą? Tak ekscytujące, że się nawet nie myśli o konsekwencjach. Nie zważając na krzyki i pogoń ucieka się jak najdalej trzymając za dłoń najważniejszą dla ciebie osobę. Razem jesteście w stanie dokonać niemożliwego. Tak przynajmniej się wtedy im zdawało. Heh, idiotki. - Czerwonowłosa zaśmiała się. Mimo to spoglądając na jej twarz można było stwierdzić, iż dalszy ciąg historii nie będzie taki wesoły. - Nawet mając mnóstwo złotych monet nie ucieknie się przed wpływowymi osobnikami, którzy mają w garści pół floty morskiej. Nie mówiąc już o tym, że za olanie swych obowiązków w samej flocie i pójście w cholerę grozi kara wielodniowej chłosty. Tak czy inaczej, uciekinierki zostały złapane po siedmiu dniach. Tu też ich kontakt się urwał. Jedna mimo oporów w końcu poślubiła tyrana, a drugą zamknięto i dopiero po miesiącu wypuszczono, a raczej wyrzucono na zbity pysk. Tak ją pokiereszowali, że nie pamiętała jak się nazywa. Tułała się bez pamięci miesiącami, aż w końcu odzyskała zdrowe zmysły. Co zrobiła? Oczywiście ruszyła ku ponownemu porwaniu ukochanej przyjaciółki, a raczej bym rzekła, że była dla niej miłością życia. W ciągu tamtych siedmiu dni, które spędziły na uciekaniu wiele sobie wyjaśniły. Ba. Okazało się, że czują do siebie dokładnie to samo. Jakież to szczęście móc usłyszeć od drugiej osoby te jakże magiczne wyrażenie - Kocham Cię.



- Nie ma co już dłużej ciągnąć tą historię. Gdy damska wersja księcia z bajki dotarła do domostwa, gdzie niby teraz żyła jej ukochana, dowiedziała się, że ta już od ponad miesiąca nie żyje. Popełniła samobójstwo w dniu, kiedy miała skonsumować związek ze swym świeżo poślubionym mężem. Gdyby tylko chłopczyca dotarła szybciej… - Tutaj Erica na chwilę zamilkła, by po paru sekundach dalej pociągnąć swój monolog - Gdy już chciała odchodzić, by pogrążyć się w żałobie dorwali ją sługusy dyplomaty. Kogoś oczywiście trzeba było obwinić za śmierć pięknej Alice. Na pełnym morzu zamierzali przeprowadzić cichą egzekucje. Mniej lub bardziej stety przerwał im sztorm, który doprowadził do katastrofy. Załoga i sługusy zginęli, a dziewczyna jakimś cudem ocalała. Jej nieprzytomne ciało znaleźli na brzegu wieśniacy.



- I tak właśnie kobitka o której mowa przebywa dziś wśród was. Jestem tu by dokopać cholernemu dyplomacie. Jako pirat zagarnę sobie wszystkie jego statki wraz z całym majątkiem. Potem wypłynę w hen daleko, by odkryć wyspę na której wybuduje dom o którym to marzyły dwie głupiutkie niewiasty. Zamierzam żyć w najlepsze za nas obie. Tyle.

_________________

KP Yuzuki / Box / Bank
KP Yuki / Box / Bank
KP Venus / Gijinka

Flowers enshrine my heart

between their petals

[mru]
  
 
 
     
Kyuubi
Your worst nightmare


Dołączył: 24 Kwi 2016
Posty: 1634
Ostrzeżeń:
 1/5/7
Wysłany: 2018-07-08, 17:43   


- Może przejmę pałeczkę? - uśmiechnęłam się do przedmówczyni. - Skoro już mamy się poznać, to się poznajmy. Widzę, że wszyscy wiedliśmy ciekawe życie.
Usiadłam na beczce i zadarłam nogę na skrzynię, opierając się łokciem o kolano i poprawiłam chustę, którą wcześniej poluzowałam ze względu na cieplejszą pogodę.
- Wyobraźcie sobie miasteczko portowe na jakimś kompletnym wygwizdowiu, do którego tak naprawdę nawet wiatr nie chce zaglądać. Te dziesięć drewnianych domków na krzyż, zapach gnijących glonów i świeżych ryb, bo z tego się utrzymywaliśmy... Tak, to było miasteczko rybackie. Codziennie o świcie wszyscy nasi ojcowie i dziadkowie wypływali w dalekie morze, by wrócić późnym rankiem i dostarczyć świeże ryby. Współpracowaliśmy także z kupcami z większych miast, prowadząc handel wymienny, a musicie wiedzieć, że dzięki innowacyjnemu sposobowi transportu nasze ryby były najwyższej jakości... Otóż, przewoziliśmy je w pokeballach, dzięki czemu docierały do odbiorcy żywe i świeże, co podnosiło ich wartość! I jakoś sobie żyliśmy. Do czasu... - zrobiłam dramatyczną przerwę, bo dlaczego nie? Zeskoczyłam ze skrzyni i dobyłam kordelasu, by nadać całej opowieści charakteru. - Pewnego dnia wraz z kupcami pojawiła się plotka, jakoby piraci napadali na statki królewskiej floty. Liczebność naszej armii drastycznie malała, w tempie, które nie pozwalało na wystarczająco szybkie werbowanie kolejnych marynarzy i żołnierzy, którzy zajęliby się statkami transportowymi, handlowymi i wojennymi, dlatego też zaczęto werbować cywili. Wkrótce po kupcach do wioski dotarł królewski posłaniec, przekazując nam złe wieści. Wszyscy mężczyźni poza starcami i dziećmi zostali wciągnięci do floty, zarekwirowano także nasze kutry rybackie. W jeden dzień odcięto nas od członków rodziny i źródła dochodu... I tym sposobem nasza wioska przestała istnieć.
Przerwałam historię, by złapać ze stołu butelkę grogu i pociągnąć kilka łyków na zachętę. Rum byłby pewnie lepszy do tego celu, ale hej, nie ma co wybrzydzać.


Na wypadek jakby DC/Kesty/Totoro czytali, to tu jest bardziej odpowiedni gif:

- Wszyscy przeprowadziliśmy się do większych miast portowych, jednak nic nie mogło równać się z naszą mieścinką. Nikt nie dbał tu o jakość towaru, liczyła się jedynie ilość, wobec tego uliczki portowe śmierdziały zepsutym, rybim mięsem. Marnotrawstwo. Z czasem jednak przyzwyczaiłam się do wielkomiejskiego życia, godząc się z tym, że do wioski już nie wrócę. Jedyne, co mi z niej zostało to mama i Rockruff, którego ojciec dostał kiedyś w zamian za skrzynię ryb. Kamienny pokemon nie był potrzebny mu do walki z wodnymi stworkami na morzu, więc otrzymałam go jako maskotkę. Mniej więcej rok później dotarła do nas wieść, że nasz kuter zatonął wraz z załogą po ataku piratów. Oznaczało to, że ojciec nie przeżył i zostałyśmy na tym świecie same z matką, przynajmniej dopóki nie popełniła z żalu samobójstwa. Ja z kolei, jako rezolutna ośmiolatka pragnąca za wszelką cenę uniknąć bidula, postanowiłam pomścić ojczulka, jakżeby inaczej - odstawiłam na stół butelkę trunku z głośnym chlupotem. Kilka kropel uciekło przez szyjkę naczynia i zmoczyło stół, roztaczając wokół woń alkoholu, cynamonu i soku z cytryn. - Ukryłam się porcie, w skrzyni z transportem cytrusów. Miałam nadzieję trafić na statek floty lub chociaż handlowiec, a potem liczyłam na to, że zostaniemy napadnięci, a ja ich wszystkich zabiję. Tak, to był gówniany plan, jednak ośmiolatce, która nie znała życia na morzu, wydawał się być prosty i idealny. I zapewne taki by był, choć nieskuteczny, gdyby nie okazało się, że statek handlowy, na którym się znalazłam, to w rzeczywistości piracka łajba pod przykryciem. Bardzo szybko odkryli moją kryjówkę i wywlekli mnie na pokład, przed oblicze starego, siwego kapitana.

- Mężczyzna zmierzył mnie swoim jednym okiem i chwycił za brodę ręką, która mu się jeszcze ostała po pirackich rozbojach i zapytał, czego tu szukam. Wyciągnęłam zza paska nożyk kuchenny i domagałam się zemsty - zaśmiałam się głośno, czując już wpływ alkoholu. - I wtedy dowiedziałam się prawdy. Piraci to poszukiwacze skarbów, goniący za przygodą sympatyczni marynarze, kojarzeni z napadami tylko przez wzgląd na swoje zamiłowanie do złota i kosztowności. Nigdy nie napadali na statki naszej floty, wszystko było ukartowane przez jednego z naszych admirałów, a oni doskonale o tym wiedzieli. Zostałam z nimi na statu zwanym Czarną Strzałą. Wyszkolili mnie w walce i sztuce marynarskiej, nauczyli czytać map i wiązać węzły... Zaszczepili we mnie zamiłowanie do podróży i morskich przygód, historii o potworach z głębin oceanu i pirackich pieśni... - otarłam łzę wzruszenia. To były piękne czasy. - Później Kapitan zmarł w związku z powikłaniami po ukąszeniu przez wściekłego Huntaila. Tradycją na statku było wyłonienie nowego przywódcy drogą walki, w której każdy miał prawo wziąć udział. Jako sprytna i szkolona do walki od małego dziewiętnastolatka nie miałam najmniejszego problemu, by wygrać ze starszymi kolegami, którzy zresztą dali mi chyba fory. Sielanka trwała przez kolejne pół roku... Aż trafiliśmy na statek admirała, który pozorował pirackie ataki. Tego, przez którego zginął mój ojciec, a matka odebrała sobie życie. Krew się zagotowała, wydałam rozkaz do abordażu... - sięgnęłam kolejny raz po butelkę tylko po to, by zorientować się, że jest już pusta. Odstawiłam ją z cichym westchnieniem i powróciłam do opowieści. - Wycięliśmy ich w pień, zachłannemu admirałowi sama zadałam ostateczny cios. Niestety załoga wiedząc, co się stanie, podłożyła ogień w ładowni. Kiedy beczki z prochem wybuchły... - pokręciłam głową - ocalałam tylko dzięki mojemu najwierniejszemu towarzyszowi.
Przyjrzałam się wilkowi, który wyszedł z zacienionego kąta, pozwalając blaskowi lamp naftowych oświetlić jego rude ciało.

- Popełniłam błąd, który kosztował moją załogę życie. Czarna Strzała nie przetrwała wybuchu, tak samo jak i statek floty. Zemsta się dopełniła, choć nie była warta swej ceny. Teraz szukam jakiejś przyjemnej łajby, coby się zwerbować i nie pozwolić umiejętnościom zardzewieć.
Rzuciłam na stół sakwę, z której wysypało się kilka złotych monet.
- Kolejka dla wszystkich!
_________________
Czy moje życie jest jakąś reżyserowaną na kolanie w sklepie zoologicznym grą komputerową? - DC1

[Chiyuri | Box | Bank] | [Joyce | Box | Bank] | [Yuuji | Box | Bank]
 
     
Black Lotus 
Ostatni dziedzic rodu Magów~



Wiek: 25
Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 1751
Wysłany: 2018-07-08, 18:18   

- Zatem teraz chyba moja kolej, co? - odparła niewinnie wyglądająca dziewczyna, która usiadła bliżej baru, aniżeli reszta towarzystwa. - Zacznę od przedstawienia się. Jestem Francis. Francis Drake. Dosyć nietypowo jak na dziewczynę, co? Ale trzeba przyznać, że moi rodzice nie byli zwykłymi ludźmi. Byli to podróżnicy, dzięki którym w ciągu moich prawie dwudziestu wiosen, zwiedziłam więcej globu aniżeli większość ludzi. Zwiedzali różne, często zapomniane już przez człowieka, miejsca. Opisywali je, starali się odkryć jego historię. Tak też zainteresowałam się piratami, właśnie podczas jednej z ich podróży. Widząc różne mapy, bronie, cały osprzęt czułam niesamowite podniecenie. Rodzice nie byli zbyt zachwyceni moim zainteresowaniem, jednak ostatecznie właśnie to przyniosło ich zgubę... - tutaj różowowłosa dziewczyna wypiła duży łyk rumu, po czym wstała i zbliżyła się do innych siedzących w pomieszczeniu osób. - Oni... Nie żyją. Zostali oni zabici przez mężczyznę, który nazywał siebie Columbus. A to wszystko dlatego, że chciałam bawić się w piratów. - te zdanie wydawało się być bardziej zarzuceniem sobie win przez dziewczynę, aniżeli dalszą częścią opowieści. - Kiedy patrzyłam na nich, na moich rodziców, jak umierają po postrzale ze strony Columbusa, przysięgłam sobie, że go odnajdę. A kiedy tak się już stanie... - dziewczyna wykonała pauzę, podczas której wstała i zaczęła wpatrywać się w bliżej nieokreślony punkt w oddali. - Zabiję go z zimną krwią. - oczy Francis były pełne gniewu, a na jej ustach pojawił się zawadiacki uśmiech. - Dlatego też w pełni poświęciłam się temu życiu. W końcu gdybym osiadła gdzieś na mieliźnie, nie mogłabym znaleźć innej osoby, która uważa morze za swoją kochankę, prawda?
_________________
~ Rin Tohsaka ~

"Fighting for others, but not yourself, is nothing but hypocrisy."

"Even if my life is full of hypocrisy, I'll keep on striving to be a hero of justice!"

?© kotlet barani




 
 
     
Gwen Brown 
Uszanowanko!


Wiek: 29
Dołączyła: 24 Kwi 2016
Posty: 7162
Skąd: Lubelskie
Wysłany: 2018-07-08, 19:38   


Blondynka siedząca w kącie, dotąd w milczeniu przysłuchiwała się pozostałym. W końcu, wypatrzywszy okazję do zabrania głosu, energicznie odstawiła kufel na stół, głośnym huknięciem obwieszczając światu, że teraz ona przemówi.
- Panie Kapitan, ty żeś w dupie był i gównoś widział, a ja zaraz waszmościowi wyłuskam szczegóły- odezwała się zadziornie, ocierając usta wierzchem dłoni. Przy okazji zdjęła nogi z blatu, bo jakże to tak opowiadać historią swego życia z girami na stole? No się nie godzi!
- Ale zacznijmy po kolei. Rodzice nazwali mnie Gwendala, ale wszyscy wołali Gwen. Gwen Brown. I wiecie co? Miałam zajebiste życie! Normalnie wszystko- zwyczajną, kochającą rodzinę, dobytek i majętność pozwalającą żyć na zacnym poziomie, boskiego narzeczonego, kupę przyjaciół... No, cholera wszystko, o czym taka przeciętna dziewucha może marzyć. Myślicie, że mi sodówa uderzyła do łba i rzuciłam to wszystko w diabły? Ha, niedoczekanie wasze!
xxxxWygrałam jakiś konkurs, już nawet nie pamiętam o co w nim chodziło. W każdym razie nagrodą był rejs luksusowym statkiem, jakieś wycieczki i inne takie takie. Było świetnie, dopóki nie pojawił się sztorm. Ha, co tam "sztorm". Dziki szkwał, tsunami i cholera wie co jeszcze! Miotało tym statkiem na wszystkie boki i strony, a w końcu rozbił się w drzazgi na jakichś skałach. Mnie fale wyrzuciły na jakąś wysepkę, co z innymi nie wiem do dziś. W każdym razie sądziłam, że ta wyspa jest z tych bezludnych... ALE NIE! Okazało się, że zamieszkiwało ją jakieś napalone, dzikie plemię. Tak więc podsumujmy- wywaliło mnie gołą i nie koniecznie wesołą na zapomnianą przez boga i ludzi wyspę, gdzie potencjalni tubylcy gwałcili by mnie w najlepsze z każdej możliwej strony i w każdej konfiguracji. Powiedziałam sobie stanowcze "nołp" i postanowiłam dać stamtąd nogę. Jakiś czas obserwowałam tubylców, by przy pierwszej okazji podprowadzić im jakąś tratwę i przy okazji nie dać się złapać. Jak się domyślacie- udało się. Tak więc niebawem wylądowałam na środku oceanu w jakiejś nędznej, rozwalającej się tratwie, za zasoby do dyspozycji mając banana, dwa kokosy i kawałek sznurka, a jedynym towarzyszem był pieprznięty na łeb delfin. Skurczybyk przyczepił się do mnie normalnie jak rzep do psiej dupy! Płoszyło bydlę wszystko na co próbowałam zapolować, a jak już udało mi się złapać jakąś rybę na ten kawałek sznurka, to zanim ją wyciągnęłam, połowę zżerała ta piskająca i chlapiąca cholera!
xxxxByło ciężko. Było wybitnie ciężko. Gdyby zebrać do kuby okres od rozbicia się statku do tej tułaczki po oceanie, wyszedłby prawie rok czasu. Jak już byłam praktycznie na wykończeniu niebiosa się chyba nade mną ulitowały, bo na tę moją łupinę natrafił jakiś transportowiec. Tamtejsi chłopcy w wielkim skrócie, poratowali mnie, pomogli się ogarnąć i praktycznie odstawili do domu.
xxxxAle ja już nie miałam domu! Matka- umarła z żalu jak tylko w mediach ogłosili, że prawdopodobnie nikt nie przeżył tamtego sztormu. Narzeczony? Spiknął się z moją siostrą (kłamliwa żmija!) i wyjechali gdzieś w chorobę. A tatko wziął i przehulał wszystko co można było przehulać. Jeszcze się na koniec zapił z tego wszystkiego na śmierć. Też z żałości. Nikt się do mnie nie chciał przyznać, w dodatku tylko wariatkowem straszyli, to i stamtąd dałam nogę.
xxxxRodziny niet. Domu niet. Dla wszystkich byłam i jestem trupem... A coś w życiu pasowałoby robić! I wtedy stwierdziłam, że jak tak, to sobie zapoluję... Na tego cholernego delfina który mnie prawie wpędził do grobu. Albo na tych napalonych dzikusów, coby im zrobić z dup jesień średniowiecza. Albo sama nie wiem co jeszcze, ale raczej coś w tym guście. Generalnie wiem jedno- muszę przyczepić się do jakiejś ekipy ludzi równie doświadczonych przez los i na podobnym poziomie popierdzielenia, żeby w końcu przełamać to gówniane pasmo nieszczęść i znowu żyć po ludzku. I oto jestem!

Na tym blondynka zakończyła opowieść, ponownie zaznajamiając się z zawartością swojego kufelka i ponownie rozwalając się wygodnie na ławie z nóżkami wywalonymi na blat stołu.


Ewentualnie, jakbym się troszkę zapędziła, to z góry pardon za słownictwo, jednakowoż wyszłam z założenia, że to w końcu piraci, więc bluzgi i patologia są jak najbardziej na miejscu. No i postać zarobiła tyle kopów w dupala od losu to niech sobie chociaż biedna rzuci jakąś "cholerą" zamiast przecinka xD


Można oceniać :)
_________________
Gwen Brown: | KP | Bank | BOX | Trofea | CD | Jeziorko | Rezerwat | Ogródek | Zima | Lato | Stragan |

Ariana: | Poke-KP |

Astrid: | KP | Bank | BOX | Trofea |

~~~
Ostatnio zmieniony przez Gwen Brown 2018-07-09, 14:49, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
totoro 
forest spirit


Wiek: 25
Dołączyła: 02 Maj 2018
Posty: 170
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-07-08, 21:01   



Róża skrzywiła się, gdy Kanapkobrody zaproponował, by każdy członek załogi opowiedział historię swojego życia. Nie lubiła mówić o przeszłości. Wróciła pamięcią do dawnych lat, lecz dostrzegła tylko jeden kolorowy epizod. Wiedziała, że jej opowieść może jedynie zepsuć przyjemną atmosferę, która unosiła się w powietrzu pośród oparów dymu papierosowego i zapachu rumu. Leniwie zaciągnęła się papierosem i z beznamiętnym wzrokiem zawieszonym w losowym punkcie, wysłuchała historii towarzyszy. Miała cichą nadzieję, że reszta załogi nie dotrwa do jej kolejki. Obstawiała, że do północy większość towarzystwa będzie pijana do tego stopnia, że rozejdzie się do domów lub przynajmniej zaśnie gdzieś w kącie karczmy. Nie miała jednak tyle szczęścia. Gdy pewna jasnowłosa dziewczyna skończyła przemawiać, kilka osób wbiło w nią wyczekujący wzrok. Nie od razu zdała sobie z tego sprawę. Ktoś chrząknął i dopiero to wyrwało ją z zamyślenia. Westchnęła głęboko i kiwnęła kilkukrotnie głową.
- Dobra, już dobra - mruknęła. Zanim przystąpiła do opowiadania, wzięła do ręki ciężki kufel i dopiła resztki rumu. Pogoniła majtka, który akurat wpadł w jej oko, by polał trunku aż po same brzegi. Musiała być bardziej wstawiona, by słowa łatwiej przechodziły przez usta. - Jak pewnie już wiecie, nazywam się Róża. Nie pytajcie o moje nazwisko.
Dziewczyna przejechała wzrokiem po wpatrzonych w nią twarzach, jakby chciała się upewnić, czy nie dostrzeże w nich śladów oburzenia. Śmiałości dodawał jej fakt, że większość osób była już zalana w sztok i prawdopodobnie nazajutrz nie będą pamiętać o jej słowach. Zaciągnęła się papierosem i kontynuowała opowieść.
- Nie znam swoich rodziców. Ja i mój świętej pamięci brat bliźniak, zostaliśmy porzuceni od razu po narodzinach. Schowano nas do wiklinowego koszyczka i pozostawiono pod kościołem. Nad losem dwóch niewinnych stworzeń zlitowało się stare konserwatywne małżeństwo mieszkające niedaleko nadbrzeża. Staruszkowie nie byli tacy tragiczni, ale w życiu nie nazwałabym ich rodzicami. Dawali nam jedzenie oraz ubrania, ale skąpili miłości. Nic dziwnego - po prostu nas nie kochali. Doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę i żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli, na każdym kroku sugerowali, że jesteśmy wrzodami na ich szanownych tyłkach.
Poza nami mieli jeszcze dwójkę rodzonych synów. Nazywali się Robert i Richard i byli od nas starsi o sześć lat. Określiłabym ich mianem sadystów - uwielbiali znęcać się nad zwierzętami, ale także nad moim bratem. Mi darowali z tego powodu, że jestem dziewczyną. Kuba nie potrafił się im postawić. Bał się, ponieważ byli dwa razy wyżsi i silniejsi od niego.
Nasi pseudo-rodzice udawali, że nie widzą siniaków i blizn na ciele Kuby. Pewnego dnia Kuba nie wytrzymał i targnął się na własne życie. Nie pasował do tego okrutnego świata... Był zbyt wrażliwy. Na całe szczęście w ostatniej chwili weszłam do pokoju i zobaczyłam brata siedzącego w kącie pokoju z żyletką uniesioną nad prawym nadgarstkiem. Wyrwałam mu ją i... zaczęłam na niego krzyczeć. Byłam na niego zła. Zaczęłam mu wyrzucać, że gdyby się zabił, zostawiłby mnie samą z tym wszystkim. Uważałam go za wstrętnego egoistę. W perspektywy czasu wiem, że było na odwrót.
Wkrótce po tym incydencie zdecydowałam, że musimy opuścić dom. Co nam było po jedzeniu, jeśli Kuba chciał się zabić? Nie mogłam ryzykować. Tu rozchodziło się o jego życie. Mieliśmy wtedy... hm, piętnaście lat? Coś koło tego. Kuba zareagował na pomysł entuzjastycznie. Powiedział, że woli umrzeć z głodu niż zostać w tym domu kolejny dzień.
Róża przerwała, by pozbyć się niedopalonego papierosa i wlać do ust duży łyk rumu. W międzyczasie łypnęła okiem na towarzyszy, którzy patrzyli na nią w milczeniu. Zdziwiła się, że na czas opowieści wszyscy jakby ucichli i spoważnieli.
- Postanowiliśmy znaleźć jakąś pracę, jednak nikt nie chciał zatrudnić dwójki wychudzonych dzieciaków. Dlatego żebraliśmy. Rzadko dostawaliśmy złoto, jednak prawie codziennie znalazł się jakiś dobry człowiek, który podzielił się z nami czymś do jedzenia. Pewnego dnia gdy akurat spacerowaliśmy nadbrzeżem, podszedł do nas jakiś chuderlawy mężczyzna i spytał, czy nie chcielibyśmy zarobić. Byliśmy na tyle zdesperowani, że od razu się zgodziliśmy, choć wydało nam się to trochę podejrzane. Gość powiedział, że potrzebują pomocy w transporcie, bo wysypało im się kilku pracowników. Spojrzał na nas i stwierdził, że jesteśmy jego jedyną nadzieją. Tak właśnie zyskaliśmy swoją pierwszą pracę przy rozładowywaniu towarów. Ku naszemu szczęściu lub nieszczęściu, zależy jak na to spojrzeć, nie dopłynęliśmy do portu, w którym mieliśmy zająć się robotą i otrzymać należną wypłatę. W połowie trasy brodaty ryży mężczyzna wywołał bunt na pokładzie. Polała się krew. Mnóstwo krwi. Nie każdy zgodził się z jego słowami - gadał coś o rewolucji i nierównościach społecznych. Nie od razu zrozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Schowałam się z bratem w pustej skrzyni i obserwowałam sytuację przez szparę między deskami. Nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Mężczyzna i kilku oddanych mu osób byli piratami, którzy udawali zwykłych szarych pracowników, by przejąć statek i wykorzystać go do własnych celów. Ponadto na pokładzie znajdowało się mnóstwo złota i towarów, które mogli zachować dla siebie. Nagle zobaczyłam znajome ciało należące do mężczyzny, który zaciągnął nas na ten cholerny statek. Wierzcie lub nie, ale pomyślałam wtedy - cholera, no to nici z pieniędzy! Dopiero później dotarła do mnie myśl - cholera, czy teraz nas zabiją?. Nie przejęłam się tym specjalnie. Byłam tak skopana przez życie, że było mi wszystko jedno. Kuba myślał tak samo. Nie wiedząc, co powinniśmy zrobić, zasnęliśmy. Jakiś czas później usłyszałam nad sobą męski głos. Otworzyłam oczy. Nad nami stał ten sam mężczyzna, który wywołał bunt na statku. Popatrzył na dwie wtulone w siebie wychudzone sierotki.
"Zabijesz nas?" - spytałam obojętnym głosem.
Mężczyzna zaśmiał się, co zbiło mnie z tropu. Gdy opanował emocję spytał, co my tu właściwie robimy. Wyjaśniłam mu, że jesteśmy sierotami, którym zaoferowano pracę na statku. Facet wysłuchał mnie z miną, wyrażającą mnóstwo współczucia. Okazało się, że był naprawdę miłym gościem. Zaproponował nam pozostanie na statku. Obiecał, że jeśli będziemy pomagać w rabowaniu kupców i przy innych sprawach porządkowych, uczciwie podzielą się z nami zdobytym złotem i towarami. Zgodziliśmy się, skoro i tak nie mieliśmy nic do stracenia.
Tak właśnie zostaliśmy członkami załogi na pokładzie o dumnej nazwie "Burza". Żeby nie przynudzać, powiem tylko, że służyliśmy na statku dwa lata. Podobało mi się. Pierwszy raz poznałam prawdziwych oddanych przyjaciół. Nikt mną nie pomiatał. Czułam się naprawdę szczęśliwa.
Któregoś dnia spytałam przywódcę piratów - każdy mówił na niego Ogień - czemu właściwie nie zabił nas tamtego dnia. Wyjaśnił mi, że każdy członek załogi należał do klasy niższej. Dni były dla nich walką o życie. Pracowali za marne pieniądze, które nie wystarczały nawet na podstawowe sprawy, takie jak zapewnienie czystych ubrań swojemu potomstwu. Gdy zobaczył nas, dwójkę wychudzonych dzieci odzianych w podarte szaty, poczuł, że jesteśmy jednymi z nich. Nie zabiłby nas, ponieważ nie był mordercą. Nie był również złodziejem - po prostu odzyskiwał to, co mu się należało.
Jestem tu, ponieważ cała moja załoga została złapana i zamordowana. Tylko mi udało się uciec. Dlatego, że jestem dziewczyną. Gdybyście zobaczyli mnie w codziennym stroju, w życiu nie powiedzielibyście, ze jestem piratką. Zapomniałam dodać, że w czasie rabunków wyglądałam zupełnie jak chłopiec, prawda? Nosiłam męskie ubrania, wiązałam włosy... Straże miasta złapali moich towarzyszy, gdy akurat przechodzili przez rynek. Nie było mnie wśród nich - na chwilę odczepiłam się od grupy, by kupić świeże owoce. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam moich przyjaciół otoczonych przez uzbrojone straże. Ogień spojrzał na mnie z oddali i gestem dłoni nakazał mi uciekać. Nie było sensu, bym tam została. Zginęłabym i tyle by ze mnie było. Tylko żywa mogę ich pomścić. Moim celem jest zamordowanie tego, kto wydał rozkaz powieszenia moich towarzyszy i... mojego brata.
Dziewczyna pociągnęła łyk rumu i odłożyła kufel na blat.
- To wszystko, co mam do powiedzenia - powiedziała, ocierając łzę z kącika oka. - Kto teraz? - dodała. Chciała, by uwaga jak najszybciej skupiła się na kimś innym.



Historia skończona - do oceny
_________________


Leopold Butters Stotch | konto bankowe | box | trofea | gra
Who's the boy that can laugh at a storm cloud?
Turn a frown into a smile for free?
Who's the kid with a heart full of magic?
Everyone knows it's Butters!

  
 
     
Did
#czasnaprzenosiny


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 3013
Ostrzeżeń:
 1/5/7
Wysłany: 2018-07-08, 21:47   

Syrena. Jednorożec. I Kosmiczna Księżniczka.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=MTaGVnWuTGk[/youtube]

Przed Rozdział I - Grzech

Lorien, niegdyś kraina cudów, gdzie magia przesiąknęła normalne życie, czyniąc ludzi bezużytecznymi bez niej. Spowita spokojem od setek lat, zmieniła się w polę wojny, która trwa, aż po dziś. Wszystko za sprawą Kobiety, która uciekając wraz z mężem przed tajemniczymi stworzeniami, wbiła swojemu ukochanemu sztylet w serce, pozostawiając go na pożarcie bestiom, a tym samym zapewniając sobie więcej cennego czasu. Wykorzystała go, by dotrzeć do wioski, jednak nie sama, jakby się tego spodziewano. Poświęcając życie męża, ocaliła swoje i nienarodzonej córki. Aczkolwiek to z pozoru niewinne zabójstwo, odmieniło losy Lorien na zawsze.

Rozdział I - Zniszczenie

- Jak myślisz? Skąd wzięła się tutaj ta krew? - mężczyzna w średnim wieku zwrócił się do swojej, o wiele młodszej, towarzyszki.
- Pachnie, jak ludzka, Jednorożcu. Rzekłabym, że leśne zwierzęta zagryzły kogoś nieostrożnego, ale ten zakrwawiony sztylet nie daje mi spokoju. Musiało dojść tutaj do morderstwa. - kobieta odpowiedziała mu, podnosząc z ziemi wspomnianą broń.
- Syreno… nigdy w nich nie wierzyłaś, ale masz rację. To nie był zwykły wypadek, złamali moją prośbę. Dalej nie zasługują na moją ochronę. - Jednorożec posmutniał słysząc słowa Syreny i mimo swojej niechęci zgodził się z nimi.
- Nigdy w nich nie wierzyłam, bo wiedziałam, że nic z nich nie będzie. Dałeś im część swojej magii, a teraz nie potrafią bez niej żyć. Powinni traktować ją jako dodatek, a nie podstawę życia. Cieszę się, że w końcu przejrzałeś na oczy i odbierzesz im ten dar. Zobaczymy jak sobie bez niego poradzą. - Syrena zaśmiała się, wbijając sztylet w brzozę.
Z ogromnym bólem serca, Jednorożec wyciągnął z torby garść proszku, który rozsypał przed sobą. Kiedy ostatni pyłek niebieskiego piasku zderzył się z ziemią, magiczna bariera powstała od tego zderzenia, zaczęła rosnąć, otaczając sobą całe Lorien.
- Eclipsim Spero - Syrena wypowiedziała tajemnicze słowa, całując amulet na szyi.
- Eclipsim Spero - Jednorożec powtórzył to samo, a kiedy to on ucałował swój amulet, bariera powróciła do niego, a razem z nią cała magia, którą ofiarował ludziom w Lorien. Bez niej, zostali bez niczego.
- Jednorożcu, przepraszam. - Syrena uśmiechnęła się do niego, wbijając mu splamiony już grzechem sztylet.
- Dlaczego? Przecież mnie kochasz! - Jednorożec spytał się jej, wypluwając z ust czarną krew.
- Magia musi zniknąć na zawsze, a ty jesteś jej źródłem. Zabijając ciebie, zniszczę ją. Kocham wiele rzeczy, znajdę coś, co zastąpi mi i miłość do ciebie. - Syrena westchnęła, dobijając Jednorożca.
Razem z jego śmiercią, magia zniknęła z Lorien, pozostawiając ludzi w chaosie. Nie mogąc odnaleźć się w nowym świecie, obudzili w sobie prymitywne żądze, przelewając z każdym dniem coraz więcej krwi. W końcu podzieleni na nacje, rozpoczęli wojnę, przeplataną rozejmami. Niestety żaden z nich nie trwał więcej niż jeden rok.


Syrena

Rozdział II - Dziecko Grzechu

Kobieta, która dokładnie sześć lat temu zabiła swojego męża w lesie, osiedliła się w wiosce, do której wtedy dotarła. To tu także na świat przyszła jej córka. Czerwonowłosa dziewczynka o przepięknych, błękitnych oczach po swoim ojcu, od zawsze czuła, że światu czegoś brakuje. Dopiero, kiedy poznała Grubą Bertę, dowiedziała się czego. Zasłuchana w jej opowiadania, spędzała z nią większość czasu, odcinając się od innych dzieci we wiosce.
.
.
.
- Mamo! Mamo! Pójdziesz ze mną poszukać chochlików?! - mała dziewczynka podbiegła do swojej mamy, zajętej szykowaniem obiadu. Jednak nie zważając na to, zaczęła ciągnąć ją za krawędź spódnicy
- May! Przestań! Żadne chochliki nie istnieją! Magii już nie ma i przestań słuchać opowiadań tej starej baby! Tylko ona nadal uważa, że magia powróci, ale tak nie będzie! Zajmij się czymś innym, znajdź przyjaciół. Cokolwiek! - przeciwnie do oczekiwań dziewczynki, jej mama skarciła ją.
- Ale mamo! Nie mów tak! - May wybuchnęła płaczem, uciekając do swojego pokoju.
- Idź płacz! Potem nie mów, że cię coś boli! Mam już tego dosyć! - kobieta krzyknęła z całych sił, rzucając surowego kartofla na podłogę.
Mimo marzeń o świecie przepełnionym magią, May przestała słuchać opowiadań Starej Berty, by już więcej nie denerwować swojej mamy. Spełniła nawet jej prośbę i znalazła przyjaciółkę, dzięki której ból za marzeniem praktycznie zniknął. Razem z Elcy i innymi dzieciakami z wioski spędzała całe dnie na zewnątrz, bawiąc się i uganiając się za kurami. Jednak ze wszystkich zabaw, najbardziej lubiła udawać pirata. Wymachując drewnianym mieczem, wyobrażała sobie, że walczy z przerażającymi potworami, ale przede wszystkim odnajdywała wtedy spokój, którego zawsze brakowało jej w życiu.

Rozdział III - Kosmos

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=d_2g_kNTBek[/youtube]

Minęło już szesnaście lat od kiedy May zapomniała o magii i opowiadaniach Grubej Berty, która umarła zeszłej wiosny. Z małej dziewczynki, May wyrosła na przepiękną kobietą i razem ze swoją przyjaciółką Elcy, skupiała na sobie wzrok wszystkich młodzieńców we wiosce.
- I jak, May? Co tym razem dostałaś w prezencie? - Elcy spytała się May, wskakując na płot.
- Słodkie bułeczki! Thomas ukradł je swoim rodzicom z piekarni i oddał mi je za pocałunek w policzek. Co za idiota. - May zaśmiała się, dając Elcy jedną z bułeczek.
- Ten Thomas? Jaki on jest przystojny! Gdyby tylko nie był tak głupi… ale te bułeczki są dobre! KOCHAM JE! - Elcy rozpłynęła się nad smakiem bułeczek, prawie spadając z płotu.
- Tak, ten! No wiem, że jest przystojny, ale… chyba uroda w parze z mądrością idzie tylko w naszym przypadku. - May uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki, obracając się z rozciągniętymi rękoma. - Rzućmy to wszystko i zostańmy piratami! - dodała.
- A kto by chciał z wami pływać. - z daleka dziewczyny usłyszały śmiech grupy chłopaków, na których czele stał Rian. - Baby, to tylko do gotowania się nadają i świecenia cycem! - rzucił.
- To, że żadna cię nie chce, to nie znaczy, że możesz obrażać kobiety! - Elcy wrzasnęła na niego, zeskakując z płotu. - W twarz chcesz dostać? - syknęła, wyciągając pięści.
- Taka miernota nic mi nie zrobi! Lepiej id… - zanim dokończył, co chciał powiedzieć, May uderzyła go w prosto w nos.
- Lepiej ty idź! - powiedziała z dumą, obserwując uciekających chłopaków.
- Ale dałaś im popalić! - Elcy pogratulowała May. - Patrz! Coś się dzieje w Riverdel! Nie wiedziałam, że w tej wiosce może się coś dziać! - dodała, wskazując na zbierający się tłum w centrum wioski.
Nie tracąc czasu, dziewczyny zaczęły pędzić do wioski. W końcu niecodziennie coś się w niej dzieje! Dotarłszy na rynek, ujrzały tam dostojnego pirata, który skradł ich serca z miejsca. Okazało się, że przybył on do Riverdel, ponieważ poszukuje załogi na swój statek. Pomimo sprzeciwu swoich matek, dziewczyny zgłosiły się do Przystojnego Grzega, który zaprosił ich na podkład Kosmosu, swojego potężnego statku z czarnego dębu. Tak oto spełniło się ich marzenie z dzieciństwa - zostały piratami! Prawie, bo jednak zostały majtkami!


Elcy

Rozdział IV - Crystal City

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=DSwGHXsfI7E[/youtube]

Rok przygód po morzu pod okiem Przystojnego Grzega, był najlepszym rokiem w życiu dziewczyn. Nie było dnia, kiedy załoga piratów nie spożywała rumu, który stał się ulubionym trunkiem May. Jak był rum, to też były szanty! W końcu to nierozłączna para! Gdy jednak załoga nie zajmowała się piciem ani śpiewaniem, dziewczyny przyglądały się jak rabują małe, przybrzeżne wioski, a także walczą na miecze z innymi piratami. Zafascynowane szablami, wyprosiły Przystojnego Grzega o naukę walki nimi, by mogły również brać udział w napadach i wyprawach po skarby! Niestety ich sielanka nie trwała zbyt długo, dokładnie po czterystu dniach wyprawy, statek zaatakowali inni piraci pod dowództwem Syreny. Bezlitosna kapitan wybiła praktycznie wszystkich członków załogi Kosmosu, oszczędzając Elcy i Przystojnego Grzega, których zabrała ze sobą na swój statek. Jedynie May udało się uciec żywej i nie zniewolonej. Dryfując na kawałku drewna, dopłynęła do Crystal City, gdzie dzięki pomocy wybitnej lekarki Głen, doszła do siebie. Będąc znów w pełni sił, obrała na cel odnalezienie Syreny, by uwolnić Elcy i Przystojnego Grzega z jej niewoli. Na jej szczęście, Riverdel nie było jedynym miejsce, gdzie piraci szukali nowych członków do załogi. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, zerwała z tablicy ogłoszenie Kanapkobrodego, by dołączyć do jego załogi.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=qGyPuey-1Jw[/youtube]


Mini komiks streszczający historię

GOTOWE DO OCENY
_________________
Daisy7 "no niestety jestem na nie, ale nie hejcę" 2k17

KP|Box|Bank|Galeria
  
 
     
Kesty 
It's curse o'clock!


Dołączyła: 21 Wrz 2017
Posty: 381
Wysłany: 2018-07-08, 22:06   



Rezydencja była ogromna, a jej ogrody rozciągały się daleko za horyzont. W środku mieszkała wielopokoleniowa rodzina, bogata i skrywająca wiele sekretów, które nigdy nie powinny wyjść na światło dzienne; w tym wszystkim znajdował się on - Edwin Perlmann, jako syn jednej ze służek.

Edwin był chłopakiem dość pojętym - wiedział, czego nie powinien robić, a także jakie były jego obowiązki. Od maleńkości uczył się odpowiednich zachowań, posłuszeństwa oraz tego, żeby trzymać usta na kłódkę, jak każdy ceniący swój żywot służący. Przez większość swojego istnienia zajmował się sprzątaniem, zamiataniem pod dywan brudnych sekretów oraz dolewaniem wina do kieliszków. Życie było rutyną w zamian za stabilność i bezpieczeństwo. Przymknięcie oko na jeden komentarz lub zabawienie tłumu wystarczyło, żeby dostać premię, a z noszeniem wielkiego uśmiechu oraz robieniem z siebie błazna dla radości innych, Edwin nigdy nie miał problemu.

Był tylko optymistycznym i naiwnym młodzianem bez edukacji.

Trudno stwierdzić, czy chłopak posiadał szczęście. Urodzony wśród służby, miał swoją rolę nadaną już od momentu wyjścia na świat. Nigdy na to nie narzekał, choć niektórzy mogliby porzucić to życie, pragnąc wolności, wyboru. Szatyn jednak był inny i szybko odnalazł się w ogromnej rezydencji, wykonując każde postawione przed nim zadanie, a nawet poprawiając je parę razy dla pewności, że nie zostanie wyrzucony na bruk i podlizać się gospodarzowi.

Przyszedł jednak dzień, w którym dobry los go opuścił.



Wieczór był chłodny, zbliżał się czas kolacji. Do przyjścia gości została jeszcze godzina, a służba krzątała się z kuchni do jadalni i z jadalni do kuchni, żeby wszystko wyglądało perfekcyjnie. Edwin też tam się znajdował, przygotowując wydarzenie razem z resztą. Porozkładał zastawę, dekoracje, później upewniając się jeszcze dwa razy, że każdy sztuciec błyszczy, idealnie wypolerowany. W swojej gorliwej pracy, wydarzył się jednak pewien... wypadek. Jeden nieodpowiedni ruch, chwila nieostrożności sprawiła, że potrącony łokciem świecznik, podpalił obrus, a zaraz po nim zajęło się wszystko inne. Wybuchła panika i choć ogień udało się opanować, wciąż zdołał wyrządzić spore zniszczenia. Płomienie pożarły stół, dywan, parę mebli oraz elementów wystroju, ale najważniejsze - zniszczyły namalowany portret prapradziadka Wilhelma Wielkogłowego.

Złość gospodarza była ogromna, nie tylko przez zepsute przyjęcie, ale również przez stracony obraz. Wyrzucił on Edwina z domu bez chwili wahania, pieniąc się i aż dziw, że szatyn jeszcze chodził po tym świecie żywy. Perlmann znał jednak sekrety rodzinne oraz wiedział, że to wcale nie musi trwać długo, dlatego szukał najbliższej okazji, by w jakiś sposób wkupić się z powrotem w jego łaski. Albo zarobić tyle, by uciec od domu jak najdalej, rozpoczynając nowe życie jako bogacz w nowym mieście, może nawet na innym kontynencie.



Wtem usłyszał o skarbie i załodze, która się zbiera, żeby go znaleźć. Ogłoszenie wydawało mu się w pierwszej chwili prawdziwym cudem, ale... później już mniej. Wraz ze stawieniem się na wyznaczone miejsce, zobaczył wszystkich ludzi, o ile nie umięśnionych, tak uzbrojonych po zęby i nieprzyjemnych z twarzy. Nie miał pojęcia, czy istnieje szansa, że go przyjmą na statek, ale postanowił spróbować. Postanowił zrobić to, co potrafi najlepiej.
Padł na kolana przed kapitanem.
- Błagam, weźcie mnie ze sobą! - zaczął obsmarkany, ciągając nosem. - Zrobię wszystko, mogę szorować pokład, szable, dolewać wam wina do kielichów! Mogę robić kanapki z chlebem, z szynką, z serem, cokolwiek, co się znajdzie na pokładzie! - wyliczył tylko parę z czynności, mając nadzieję, że jeśli nie przez przydatność, to wezmą go na statek przez litość. - Na pewno znajdzie się robota dla mnie, proszę! Obiecuję, że się podejmę wszystkiego!
Może to przez ładną, choć teraz zapłakaną, buźkę, może to przez dar przekonywania albo wrodzone bycie żałosną kluską, ale udało się. Pierwsza część jego planu się udała, teraz tylko poczekać, co dalej przyniesie los.

_________________

k a ż d y _ M G _ j e s t _ p o _ c z ę ś c i _ s a d y s t ą _

RRRR
RRRR

 
     
Daisy7 


Wiek: 25
Dołączyła: 25 Mar 2016
Posty: 6144
Skąd: niedaleko Lublina ;'3
Wysłany: 2018-07-09, 11:30   

UWAGA!

Jako, że chcę zacząć już oceniać Wasze historie, żeby potem nie musieć ślęczeć nad nimi w ciul czasu, a tym samym nie przedłużać podania wyników, muszę wiedzieć, które posty są już w pełni ukończone, a które mogą być jeszcze edytowane. Bo trochę słabo, jakbym kogoś oceniła, a on potem kompletnie zmienia swoją historię .-. W związku z tym mam prośbę, aby osoby, które już ukończyły pisanie biografii swojej postaci i nie zamierzają do niej nic dodawać, napisały na końcu postu informację, że historia jest już gotowa do oceny. Z góry dziękuję ;*

Nie dotyczy Pandy, Kyuu, Kesty i Mhroka, którzy już mnie poinformowali, że ich posty są w 100% skończone.
_________________
< 3
[ Charlie | box | bank | przygoda ]
< 3

"Miałem krewnego, który studiował trygonometrię, aż mu wąsy odpadły, a kiedy już się wszystkiego nauczył, przyszła jakaś Buka i go zjadła. No i leżał potem w brzuchu Buki z całą tą swoją mądrością!"

~ Tove Jansson, "Dolina Muminków w listopadzie"
Ostatnio zmieniony przez Daisy7 2018-07-09, 20:32, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Szamanekk 
Aroora ^^


Wiek: 19
Dołączył: 15 Cze 2018
Posty: 38
Ostrzeżeń:
 1/5/7
Wysłany: 2018-07-09, 19:40   

-To teraz ja-zaczął chłopak.
-Moi rodzice nigdy się mną nie przejmowali, a to praca, a to wyjazd. Jedyne co mi pozostawało to służba domowa, choć i tak byłem samotny. W wieku 8 lat moja mama...-tu chłopak się zatrzymał nagle. Po policzku spłynęła mu łza.
-... odeszła. Później było tylko gorzej. Tata już w ogóle się mną nie przejmował. O ile wcześniej mieliśmy kilka chwil to wtedy już w ogóle przestaliśmy rozmawiać.-powiedział.
-Gdy powiedział że wybrał mi już małżonkę postanowiłem uciec. Usłyszałem o was od służby, kupiłem ten strój i przyszedłem. Jesteście moją jedyną nadzieją na wydostanie się od ojca.
 
     
Księciu 
pstryk

Wiek: 30
Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 1996
Skąd: Kraków
Wysłany: 2018-07-10, 20:52   



- Ugh, tak ckliwa historia, że zaraz się zerzygam. - Parskam nieprzyjemnie chwytając kufel piwa, który na swój koszt postawiła kapitan Rekinów Sukcesu. Gaszę tlącego się papierosa na szynkwasie, uśmiechając się krzywo, jakby w obrzydzeniu, wchłaniając większą część złotego trunku, "delektując" się jego smakiem. Uważnie przysłuchiwałam się wszystkich opowieści, analizując sobie z kim będę miała do czynienia na swoim statku, kto wart jest mojego zainteresowania, a kto powinien wylecieć na burtę prosto w paszczę Krakena. Oczywiście, że nie podzielę się z nimi swoją historią. Ta garstka szczurów morskich została zwerbowana na mój statek tylko przez przypadek i zrządzenie losu. Nie zamierzam się z nikim spoufalać.



Moim prawdziwym imieniem jest Adelaide Johnson.
Wychowałam się na dworze, gdzie moi rodzice służyli Królowej. Miałam wyjść za szlachcica i przedłużyć rodową chwałę jako dziedziczka dworu i kontraktów handlowych i wydać na świat potomka, który połączyłby dwa potężne domy kupieckie i byłby ucieleśnieniem monopolu handlowego pod flagą Królowej. Całe swoje życie uczona byłam dworskiego życia i byłam przygotowywana do przejęcia rodzinnych interesów, jednak moje myśli zajmował ktoś inny.
Harry. Ten przystojny mężczyzna skradł moje serce i rozum, a każdy mój oddech krzyczał niemo jego imię. Wysoki, kruczowłosy i barczysty mężczyzna z zarostem i morskim spojrzeniem w które mogłam spoglądać godzinami.
W moim życiu pojawił się ktoś, kto mógłby mnie wyrwać z rutyny. Wielokrotnie wymykałam się z domu do karczmy, w której przesiadywał i opowiadał mi opowieści o świecie, który przez status, został mi zakazany. Nie mogłam się z tym pogodzić.



Uciekłam z dworu, pozorując własną śmierć.
Moje serce zaślepione było miłością i tęskniło za obietnicami wizji świata z pokładu statku. Byłam zdecydowana porzucić swoje życie i tak też zrobiłam. Sprzedałam większość ze swojej biżuterii, by mieć pieniądze. Następnie sfingowaliśmy moją śmierć - Harry zamówił dziwkę, by ta dotrzymała mu towarzystwa tej nocy, gdy miało się narodzić moje nowe życie.
Miał zapłacić jej krocie za to, by wyglądała jak ja. I dotrzymała swoich warunków.
Ja natomiast wymknęłam się nocą z domu. Pamiętam tę ekscytację jakby było to wczoraj.
Zabiliśmy ją. To było moje pierwsze zabójstwo. Użyłam sztyletu i poderżnęłam jej gardło, a następnie Harry oskórował jej twarz, by była nie do poznania. Nawet nie pamiętam jej imienia. Nawet nie zastanawiałam się, czy ktoś będzie po niej płakał. Na potwierdzenie tożsamości, wsunęłam jej na palec swój rodzinny sygnet. Tamtej nocy Adelaide umarła.



Zapragnęłam zemsty na tych, którzy odebrali mój skarb.
Poczułam wolność życia, zaznałam morskich przygód. Kochałam i byłam kochana. Harry był całym moim światem. Był. Jego życie odebrała banda korsarzy, który obrali za cel nasz kupiecki statek. Huk armat, siarka w powietrzu i chaos. Adrenalina, dźwięk szabli, krzyki, wrzaski, przekleństwa. Harry walczył dzielnie, najdzielniej jak umiał. Ja też próbowałam, próbowałam zrobić użytek z jego nauk, kiedy uczył mnie jak posługiwać się orężem i co powinien wiedzieć kapitan statku, jakby wyczuwał, że najgorsze może przyjść znienacka.
Straciłam go. Księżyc mojego życia spoczął na dnie podczas szturmu. Czułam, że straciłam wszystko za co mogę walczyć. Czułam, że życie odebrało mi to, co uwolniło mnie z okowów; że zostało mi odebrane to, o co walczyłam.



Znienawidziłam ludzi i oddałam się morzu. Chciałam umrzeć.
Zostawiłam wszystko co miałam na Opalu, statku, który był moim domem. Skoczyłam za truchłem do wody i patrzyłam jak bezwładne ciało opada na dno. Moje ręce nie dosięgały, by móc go wyłowić z otchłani. Moje starania były wtedy na nic.Z czasem i mnie zaczęło brakować sił. Ukochane morze zabierało moje życie, by połączyć mój los z Harrym.
Śmierć też została mi odebrana. Obudziłam się na brzegu mojego miasta, a zmarzłe ciało rozpaliło się gniewem i nienawiścią. Uzasadnioną, sprawiedliwą złością, która gotowała krew w moich żyłach.
O własnych siłach dotarłam do miasta, idąc przez pola. Tam znalazłam zardzewiałą kosę, która stała się moim narzędziem, które posłużyło mi do wymierzenia mojej własnej sprawiedliwości. Kierowana złymi afektami, w amoku, przy pomocy ostrego narzędzia rozpłatałam karczmarza w karczmie, gdzie poznałam Harrego. Rozcięłam upojonych alkoholem gości, którzy w przymglonych, spanikowanych oczach próbowali zrozumieć moje czyny. Rozpłatałam śpiących gości, których śmierć miała mi pomóc ukoić ból trawiący moje serce.
Nic nie dawało mi ukojenia.
W gniewie wybiłam połowę mojego miasta, włamując się do domów i tnąc ciała niewinnych. Swoje dzieło zwieńczyłam w mojej posiadłości. W moim własnym domu, w więzieniu, gdzie marzyłam o przygodzie życia i niekończącej się miłości na morzu, które mnie tego pozbawiło.
Uciekłam.



Sztorm w moim sercu uspokoił się, gdy pieszo przeszłam mnóstwo kilometrów, pielgrzymując do kolejnego portowego miasta. Jednak ono nadal krwawi po stracie najdroższej rzeczy w moim życiu.
Musiałam zrezygnować po raz kolejny z siebie i ze swojej płci, by móc dostać się na statek, by móc żyć znowu życiem swoim i mojego Harrego. Tym razem pod imieniem Kosa, każdego dnia ukrywam swoją tożsamość, będąc jednocześnie sobą i Harrym, by móc egzystować jako "my". Wyzbyłam się emocji. Wyzbyłam się siebie, oddając się jedynie swoim marzeniom i pasji do morza.



Dopóki żyję, nikt nie pozna mojej historii. Wszystko to jest opisane na kartach mojego dziennika, do którego klucz wraz z podpisem wisi na mojej szyi. Dopijam piwo do dna, rzucając kuflowi posępne spojrzenie, by następnie bez słowa wyjść z karczmy, zakładając na plecy czarny płaszcz.

//gotowa do sprawdzenia//
_________________


MXander Hale
Karta Postaci | Box | Bank | Trofea
Ostatnio zmieniony przez Księciu 2018-07-10, 21:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Charme
The Deciever.


Dołączył: 28 Maj 2018
Posty: 158
Wysłany: 2018-07-10, 21:16   



Kiedy poprzednia osoba skończyła mówić, nagle w stół wbił się z donośnym łoskotem długi, gruby, zakończony wieloma wypustkami i ząbkami sztylet. Nastała cisza, wszystkie oczy zwróciły się w stronę czarnowłosej, szczupłej piękności, której twarz okolona była dużą, czarną przepaską na jedno oko, spod której widać było końcówki blizn przechodzących przez zranione oko.
- Skoro już nasłuchałam się tych jakże interesujących opowiastek, czas na mnie. Nie będę się rozwodziła nad tym, jaka to byłam pokrzywdzona przez życie, jak to strasznie los rzucił mnie na głębokie wody, jak okropne męczarnie przeszłam. - agresywny, wręcz mówiący "rzucać się na mnie, kto pierwszy?" ton głosu sugerował, że zwierzenia poprzedników wywarły na niej tylko i wyłącznie rozbawienie.
- Jestem Katarina Du Cotaeau, Lotos Oceanu. - Przedstawiła się groźnym, niskim głosem, dodając tytuł, by podkreślić swoją pozycję. - Urodziłam się na tych wodach, ocean nie rozpieszczał mnie od nigdy, już od berbecia jedyne co pamiętam, to duszące fale bijące po twarzy i ohydny smak soli na spierzchniętych wargach. Wychowywana od zawsze w trudach, małych łajbach kołyszących się niestabilnie na morzu, od małego uczona patroszenia tych mniejszych.. - spojrzała na wystającą z kanapki makrelę Kanapkobrodego - ..aż po ten większe szprotki. - ostre spojrzenie zielonych oczu Katie skierowało się momentalnie na całą załogę.
Wstała i zaczęła przechadzać się wokoło obszernego stołu, wyciągając zza grubego, skórzanego pasa dwa małe nożyki do patroszenia ryb, kręcąc nimi zwinnie na palcach.
- Szkolona od zawsze w walce wręcz. Nigdy dystans, to dla słabliwych, śmierdzących leszczy, którzy nie wiedzą co to prawdziwa zabawa i ryzyko. - Z impetem i precyzją cisnęła jednym nożykiem, który zagłębił się idealnie w szparę zbutwiałego stołu, wydłubaną zapewne milion lat temu przez jakiegoś starego pijaka, który samotnie pił rum po tym, jak wywalili go z załogi.
- Mała Katie zawsze lubiła ryzykowną zabawę, szczególnie z dużo starszymi panami.. - sprośny uśmiech wskazywał na coś obleśnego, jednak od razu było wiadome, że chodzi o walki. - Szkolona, by zostać łowcą głów, pogromem piratów, postrachem wszystkich wód.. Po czym jestem tutaj. - warknęła, zatrzymując momentalnie nożyk, który nie przestawał kręcić się w jej dłoni i usiadła z głośnym odgłosem. - Dwie wiosny temu, podczas zdobywania wrogiego okrętu, dostałam zaszczyt zmierzenia się z innym, znanym na mych wodach łajdakiem. Nawet nie myślcie, że wypowiem tu imię tej nędznej, obślizgłej kreatury! - zakrzyknęła, po czym uderzyła pięścią w stół i splunęła na podłogę. - Byłam piratem, który nie miał litości, ale też nie był oszalałym, dzikim krakenem, który rządził się własnymi prawami - żyłam według zasad czystej gry, tak samo jak i on, jednak bał się mnie - bał do takiego stopnia, że pojmał podstępem, kiedy pojedynkowaliśmy się na dziobie okrętu, jego ludzie spętali mnie sieciami, po czym.. - jej głos zadrżał - ułamek sekundy, prawie że niezauważalnie, jednak tak właśnie sie stało, palec przejechał po opasce, nakreślając kształt, miejsce i długość blizny.
Ocknęła się z transu, wyjęła obydwa sztylety ze stołu z zaskakującą łatwością, po czym zanim zamilkła, wyrzekła ostatnie, prawie że wypowiedziane szeptem zdanie
- Katie powraca, gnoju.
_________________
  
 
     
Kaiwe 
Creator of the Universe


Wiek: 24
Dołączyła: 24 Kwi 2016
Posty: 3073
Ostrzeżeń:
 1/5/7
Wysłany: 2018-07-10, 22:18   

niestety moja sytuacja wypada słabo bo nie mam dostępu do laptopa a nie dam rady napisać czegoś lepszego w telefonowym notatniku. Wyjazd w góry za granicę był trochę niespodziewany bo dowiedziałam się o nim 2 dni przed wyjazdem. Napisanie czegoś konkretnego na fonie graniczy z cudem. Jestem zmęczona po całym dniu a jeszcze czeka mnie takich 4. Jestem również wkurzona bo myślałam, że uda mi się w końcu wziąć udział w jakimś evencie. Cholera. Muszę jednak zrezygnować z udziału w nim i oczywiście przyjąć karę. Napisanie tego zadania to nie to samo co napisanie zwykłego posta w dziale mg. Przynajmniej dla mnie. Chciałam po prostu tutaj to napisać żeby nie było, że olałam event. Gdybym mogła zostałabym w domu. Ale nie mogłam.

EDIT by Daisy7:
Przyjęłam. Niestety muszę Cię zdyskwalifikować i nałożyć karę w postaci warna [*]
_________________

------------
  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Graficy
Sojusznicy:

Panda
35451075
Yukiyorin

Did
44021735

Daisy7
ania.daisy7

Księciu
raivvitch

WAW Pokemon

SNM
SnM

PokeSerwis

Kurs Manga

Re:Start

Anime Centrum
anime online

Lucid Dream

Stray Dogs

Rainbow RPG
Rainbow RPG

Cytadela

Proelium

Riverdale

Eclipse
Eclipse

Oversoul

Morsmordre

Ninshu

Dragon - Space Trip
Dragonst

Nemea

Orchard Stable

Genetrix

Hetaliowe Awokado

Rabbit Doubt

France

New York City

Czarodzieje

Vampire Diaries
Vampire Diaries

Disney World

Sekret Miasta

Epoka Nordlingów

Skraj

Dragon Domination

Horizon

Valor

Into Darkness

Life Sucks

YLO

Inno Świat

Over Undertale
over-undertale

Dysharmonia

Eridani

Camp of shadows

Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Tvedeane

Kundle

Zmiennokształtni
www.zmiennoksztaltni.wxv.pl

Magic Lullaby

Black Butler
BlackButler

Hogwart Dream
HogwartDream

Maligna

FT Path Magician

Luciferum
Luciferum zaprasza!

Stado psów

Ninja Clan Wars

Mortis

Czarny Horyzont

Ardhi

Artemida - Warrior Cats

Drachen

The Avengers

Noctus

Kraina Snów

Dragon Ball - Another Universe

Wishtown

Hoshi Fusion

Spectrofobia

X-Men RPG

Virus

Mystery Town

Avengers Assemble

Bleach Other World
Bleach OtherWorld

Wizard's World

Król Lew PBF
Król Lew



Design by Did, Panda & Daisy7. Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.

Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.

Pokemon Crystal launched 2011-03-23.