Przyszło mi tak z parę kilo weny i poprzerabiam trochę postać i będę chciał zagrać solo, tylko czy siedem graczy, to nie za dużo obciążenie dla Ciebie? Może poszukam gdzieś indziej.
Moja podróż do Kalos zaczęła się wspaniale. Lumiose City przywitało mnie ciepłem wiosennego słoneczka i wiatrem przepełnionym zapachem kawy i croissantów z kawiarenek, których jest pełno w mieście. Zakochałem się w tym miejscu momentalnie i chciałem zgłębić wszystkie jego zakamarki. Zabrałem się do tego najlepiej jak potrafiłem. W sklepie z pamiątkami kupiłem czerwony berecik z antenką, w schowanej gdzieś w bocznej uliczce piekarni kupiłem świeżą i długą bagietkę, szybko także podłapałem trzy słówka z lokalnej gwary, które powtarzałem w kółko jak mantrę "Bonjour", "Merci" i "Sacrebleu!". Czułem się wspaniale, wstąpiłem jeszcze do pobliskiej kawiarenki, by dopełnić euforii. Wbrew jakimkolwiek prawom fizyki niemiłosiernie ciążyła mi w kieszeni niewielka karteczka, nie musiałem jej czytać: "Kitty Hawk". Przypomniałem sobie o moim zadaniu, nie przyleciałem tu przecież na wakacje. Skierowałem się więc na przystanek, by znaleźć jakiś punkt turystyczny, muszę się w końcu dostać do... eee... jakie to miałoby miasto? Wyciągnąłem karteczkę z kieszeni spodni i skierowałem na nią swój wzrok. W ułamku sekundy moja sytuacja diametralnie się zmieniła, nie było już mnie czytającego karteczkę, a ja leżącym na kimś. Szybko przeanalizowałem sytuacje: Jestem cały i zdrowy, bagietka połamała się gdzieś pod moim ciałem. Wtedy usłyszałem wysoki głosik spod mojego ciała. No tak, leżę na jakiejś panience. Szybko poderwałem się na równe nogi, pomogłem jej wstać, a następnie drapiąc głowę i uśmiechając się ze zdenerwowaną miną wydukałem:
- Sacrebleu! Najmocniej przepraszam droga panienko! Bonjour! Czy nic Ci się nie stało? Przepraszam raz jeszcze!
Następnie zauważyłem, że na ubraniach dziewczyny są całe w okruszkach po mojej bagietce. Nie myśląc zbyt dużo starłem je ręką dopiero zdając sobie sprawę, że ta część ciała jest piersiami, co mogło być delikatnie mówiąc nie na miejscu. Zabrałem szybko ręce i skłoniłem się:
-Merci! Jeszcze raz przepraszam!
~Klikaj~ Imię i nazwisko: Henry Wright
Płeć: Mężczyzna
Starter: Murkrow (William)
Przygoda dwuosobowa?: Tak
Opis towarzysza: KLIK Jakiś przeciwnik?: Jakiś tam może być, ale rób po swojemu :P
Czas rozpoczęcia: Wszystko Jedno
Miasto, region: Kalos, Lumiose City
Cel: Odnaleźć "Kitty Hawk" (możesz wybrać miejsce, w którym mam jej szukać) i rozwikłać tajemnicę jej i pozytywki, czyli misji daną przez ojca Henry'ego.
Poza tym Henry chce po prostu przeżyć przygodę, poznać ciekawych ludzi, odwiedzić ciekawe miejsca itd.
Liczę, że kolejne cele narodzą się podczas trwania przygody. W sumie mam parę pomysłów co bym mógł chcieć robić, ale wolę zacząć grać i się wtedy pomyśli.
Twoja wymarzona drużyna: Nie wiem, jestem otwarty na nowości, czasem nawet w nielubianym pokemonie znajduję się coś co powoduję, że zmienia się do niego nastawienie. Jedyne co bym chciał do jeszcze Swinub, ale to raczej w późniejszej części rozgrywki
Ulubiony typ: Nie wiem xD
Zgoda na zmianę w rodzinie: Tak
Dodatkowe prośby: chyba nie mam żadnych.
Zgoda na zmiany w postaci? (Rany,zdobycie mocy,utrata czegoś...): Tak, poza mocami, nie chcę się bawić w takie rzeczy i nie pasują do mojej postaci.
//Ups, wysłałem przed zobaczeniem twojego posta Viv, nie wiem co mam robić xD
Mam nadzieję, że nie wyjdzie to arogancko, że ktoś (hehe) kto jest od dwóch dni na forum i nawet nie zaczął grać proponuję jakieś radykalne zmiany, ale:
nie zastanawialiście się, żeby zastąpić tej klasy/rangi, czy jak to tam, jakiś systemem dobierania cech? Chodzi mi, żeby tego wszystkiego było więcej, dobierało się ich więcej, ale każda pojedyncza dawałaby mniejszy bonus. Takie moje przykłady:
- Zwolennik typu <jakiś typ> (np. Zwolennik Typu Ognistego, ew. można by dla każdego typu wymyślić jakieś kreatywne nazwy w stylu Ogniste Serce, Królowa Loda, Psychol xD): pokemony tego typu są lepsze, ataki tego typu są lepsze, czy coś takiego.
- <nie mam pomysłu na nazwę>, ale coś co powodowałoby, że gdy walczymy w double, albo multi walce nasze pokemony walczą lepiej
- Wędkarz - Większa szansa na złowienie pokemona, złowione pokemony są lepsze, coś takiego
- Kolekcjoner - Większa szansa na znalezienie shiny, albo jakieś innej fajnej formy (ale o jakieś 10%)
itd. można tego wymyślić naprawdę sporo, a wydaję mi się, że coś takiego spowodowałoby, że nasze postacie byłyby pod tym względem bardziej unikalne, bo czym więcej osób ma jakąś cechę tym mniej daję ona fanu, przynajmniej takie jest moje zdanie. Takich cech byśmy brali po 5, czy coś takiego. Możnaby ew. pomyśleć o poziomach każdej cechy i np. wziąć "dwa razy" kolekcjonera, żeby bonus z niego wynosił 20%.
Wiem, że to wszystko jest niedopracowane i w ogóle, ale chciałem pokazać tylko idee, a nie gotowe rozwiązanie.
Chciałbym zaktualizować historię na to:
Historia:
Dom Wrightów posiada ogromne tradycje pocztowe. Ojciec naszego bohatera Orville Wilbur Wright tak samo jak jego ojciec Wilmur Robert Wright i jego dziadek Robert Oliver Wright był poczmistrzem. Poczmistrzowie tacy jak rodzina Wright zajmowali się trenowaniem pokemonów (prawie wyłącznie latających), którzy mieli pełnić rolę listonoszy, czyli dostarczać listy do okolicznych miast, czy regionów. Zaskakującym być może fakt, że w „arsenale” poczty Wrightów znajdowało się dość szerokie grono ptaków, z których większość miała różne możliwości, np. Pelippery zajmowały się dostarczaniem dużej ilości listów, czy dużych paczek, Murkrowy były idealne do nocnych lotów, zaś Pidgeoty, czy Swellowy używano gdy w ważna była szybkość. W okresie świetności poczty, tj. w okresie gdy zarządzał nią Orville wśród „pracowników” poczty była nawet Vibrava która przenosiła listy przez niegościnne pustynie. Poczta rodziny Wright znajdowała się w Johto, niedaleko Azalea Town, w tym też mieście jako metrolog pracowała Robin, która poznała Orville’a Wright dzięki interesom zawodowym, następnie poślubiła go i oboje mieli syna, naszego bohatera, czyli Henry’ego. Zanim zajmiemy się opisywaniem dzieciństwa obiektu naszych zainteresowań wróćmy do jego rodziców. Orville Wright był surowym i dumnym z siebie i swojego pochodzenia człowiekiem. Z dumą kultywował tradycję poczty, poświęcając jej ogromną uwagę, chciał dorównać, a może nawet przewyższyć swojego ojca i dziadka. Był wymagającym i często niesprawiedliwym ojciem, chcąc by syn nauczył się jak być poczmistrzem, a w przyszłości zajął jego miejsce, był jednocześnie dobrym człowiekim, pomagał jak mógł mieszkańcom Azalea i nigdy nie pozwolił skrzywdzić swojej rodziny. Robin Wright była mocno odmienna od swojego męża, pracę traktowała mało poważne, przychodziła, robiła co miała robić i wracała zapominając o pogodzie. Była świetnią panią domu i matką, czułą, kochającą i troszczącą się o swoje dziecko. Często wchodziła w spory z mężem uważając, że ten odbiera mu dzieciństwo i jest zbyt surowy. Pomimo, że najczęściej odpuszczała pozwalając głowie rodziny rządzić potrafiła pokazać pazur i nie dać mu przekroczyć czerwonej linii.
Henry zdecydowanie wdał się w matkę, był troskliwy, czuły i spokojny w prawie niczym nie przypominał swojego ojca, dumnego i poważnego pracoholika. Jako mały berbeć Henry głównie przebywał ze swoim dziadkiem, a także z mamą, gdy ta wracała z pracy, większość swego wczesnego dzieciństwa spędził biegając za małymi i niewyszkolonymi pokeptakami przed pocztą. Gdy wszedł w wiek szkolny uczęszczał do szkoły w Azalea, nie był jednak specjalnie lubiany przez rówieśników, śmiali się z niego, że mieszka w lesie i śmierdzi ptakami. Pomimo tego chłopak był dość pozytywnie nastawiony do życia, pomagał mieszkańcom miasteczka, a także jak tylko mógł swoim rodzicom i dziadkowi. Z powodu odrzucenia ze strony rówieśników chłopak często przechadzał się po dzikich terenach, chłonał naturę, spoglądał w niebo i marzył, marzył i marzył. Gdy chłopiec ukończył mocno podstawową edukację, na jaką pozwalała taka mieścina jak Azalea rozpoczał ostrą pracę na poczcie. Ojciec uczył go jak szkolić pokemony na listonoszy, jak organizować loty, jak nimi zarządzać itd. Pomimo początkowego buntu Henry polubił to, zaczęło pasjonować go latanie, czytał książki o pilotach, a nawet ubierał (i wciąż ubiera się) jak piloci małych samolotów. Raj jednak nie mógł trwać wiecznie, postęp technologiczni i cyfryzacja powodowały, że ludzie odwracali się od tradycyjnej korenspodencji, a co za tym idzie malało zainteresowanie i wpływy poczty. Z każdym kolejnym rozliczeniem Orville zmuszany był do oddawania swoich „listonoszy”, czy sprzedawanie sprzętu, by zaoszczędzić wydatki i dostosować je do mniejszej ilości zleceń, to powodowało w nim frustracje, wiedział, że nie tylko nie przegoni swoich przodków, ale i nie dotrzyma im kroku, a może nawet będzie ostatnim poczmistrzem. Gwoździem do trumny było tajemnicze podpalenie poczty, większość dorobku poszło z dymem, a niektóre pokeptaki zostały ranne. Do ostatecznie zakończyło działanie poczty i sprowadziłe Orville’a na skraj choroby psychicznej. Rodzina przeniosła się do maleńkiego mieszkania gdzieś w Azalea Town i utrzymywała się z niewielkiej pensji Robin i tego co zarobił Henry chwytając się dorywczych prac, w tym okresie pracował głównie jako kucharz i cukiernik co bardzo polubił i stał się w tym naprawdę dobry, poza tym chłopiec zaprzyjaźnił się z Murkrowem, który był świeżym nabytkiem poczty w dniu podpalenia i jako niewyszkolony nikt go nie chciał odkupić od poczty. Pewnego razu do Wrightów przyszedł tajemniczy list bez nadawcy do Orville, gdy ten przeczytał go początkowo był zdruzgotany, następnie zapłonął nadzieją i zrobił coś czego chyba nikt z rodziny się nie spodziewał. Dał swojemu synowi oszczedności życia, starą pozytywkę i kartkę z nazwiskiem „Kitty Hawk”, kim dokładnie była ta kobieta? Tego mu nie wyjaśnił, powiedział tylko, że ma jej szukać w <miasto, region>. Pomysł wydawał się szaleńczy, jednak Orville był tak pewien, że to przyniesie im szczęście, że ani Henry, ani Robin nie mogli odmówić. Ponadto była to szansa na usamodzielnienie się chłopca, by chociaż trochę pożył własnym życiem, bez ciężaru swoich rodziców.
Imię/Imiona: Henry Orville
Nazwisko: Wright
Obrazek wyglądu postaci:
Data Urodzenia: 19 Sierpnia [19 lat]
Profesja: Koordynator
Profesja poboczna: Hodowca
Team: ---
Towarzysz/towarzyszka: ---
~~~~~
Opis wyglądu: Już na pierwszy rzut oka z wyglądu Henry’ego rzucają się dwie rzeczy: jest długi i wygląda jakby przeniósł się z przeszłości, ale do tego jeszcze wrócimy. Wright posiada niemałe 186cm, ale jest przy tym dość wątłej budowy ciała. Jego twarz wzbudza miłe wrażenie, uszczypliwy mogliby powiedzieć, że jest dziecinna. Nienaganna gładka cera, oraz brak choćby niewielkiego zarostu nie pomaga w przerażającym, czy chociażby poważnym wyglądzie. Całości dopełniają duże zielony oczy z których dobrze patrzy, niewielkie usta najczęściej będące w szerokim uśmiechu, oraz rude włosy najczęściej będące w wielkim nieładzie. Co do ubioru tutaj właśnie wracamy do podróżnika w czasie. Najczęściej jest ubrany w strój jaki dawniej nosili piloci samolotu, skórzana brązowa kurtka wykończona białym futerkiem, pod tym żółty gruby sweter. Spodnie oczywiście białe z dużymi kieszeniami i długie wojskowe buty, całości dopełniają komicznie wyglądające gogle na czole, oraz długi, czerwony, jedwabny szal.
Opis charakteru: Henry jest bardzo miłą, ciepłą i opiekuńczą, stara się przypodobać innym ludziom, a także pomagać jak tylko może swoim bliskim, kobiety i dzieci otacza parasolem opieki, co w niektórych przypadkach może być dla nich uciążliwe i denerwujące. Wright jest także ogromnym optymistą, cieszy się z najbanalniejszych rzeczy i podchodzi do życia bardzo pozytywnie. Bardzo, ale to bardzo wierzy w dobroć innych ludzi, zdarza się np., że gdy ktoś wyrzuca go z hotelu czeka przed drzwiami mówiąc, że zaraz go znowu zawoła, a gdy ktoś ucieka z jego torbą uśmiecha się do niego i mówi „wow, mam taką samą!”. Z innych rzucających się cech charakteru chłopaka jest dość duża nieporadność i nieprzystosowanie do życia, wciąż czegoś zapomina, ma problemy z zawiązaniem sznurówek, a gdy nadarza się chociaż trochę stresująca sytuacja wpada w panikę, chowa się i piszczy jak mała dziewczynka. Wyżej wymienione cechy można by połączyć w oderwanie od realnego świata i jest to świetnie opisująca Wrighta stwierdzenie, jest on marzycielem i często rozmyśla nad sprawami nad którymi inni ludzie by się nawet nie zastanawiali. W stosunku do kobiet jest nieśmiały i raczej wycofany, ale (szczególnie tym atrakcyjnym) stara się jak najbardziej pomagać, czasem gdy nazbiera mu się nadmiar odwagi potrafi jednak obniżyć głos i powiedzieć niewieście jakiś czasem lekko świntuszy, flirtujący komplement. Stosunek do pokemonów Henry ma dość podobny jak do ludzi, może aż tak mu na nich nie zależy, ale i tak traktuję je z ciepłem i miłością, nie lubi walk pokemonów, chociaż posiada przynajmniej standardowy zmysł taktyczny. Boi się pokemonów duchów, a także pokepająków i pokewęży. Po ojcu Wright odziedziczył zainteresowanie lataniem i pokemonami ptakami, a po matce lubi astrologię, poza tym uwielbia gotować i leżeć plackiem na trawie, wpatrywać się w błękitne niebo z białymi chmurkami i zapominać o bożym świecie.
Historia: Dom Wrightów posiada ogromne tradycje pocztowe. Ojciec naszego bohatera Orville Wilbur Wright tak samo jak jego ojciec Wilmur Robert Wright i jego dziadek Robert Oliver Wright był poczmistrzem. Poczmistrzowie tacy jak rodzina Wright zajmowali się trenowaniem pokemonów (prawie wyłącznie latających), którzy mieli pełnić rolę listonoszy, czyli dostarczać listy do okolicznych miast, czy regionów. Zaskakującym być może fakt, że w „arsenale” poczty Wrightów znajdowało się dość szerokie grono ptaków, z których większość miała różne możliwości, np. Pelippery zajmowały się dostarczaniem dużej ilości listów, czy dużych paczek, Murkrowy były idealne do nocnych lotów, zaś Pidgeoty, czy Swellowy używano gdy w ważna była szybkość. W okresie świetności poczty, tj. w okresie gdy zarządzał nią Orville wśród „pracowników” poczty była nawet Vibrava która przenosiła listy przez niegościnne pustynie. Poczta rodziny Wright znajdowała się w Johto, niedaleko Azalea Town, w tym też mieście jako metrolog pracowała Robin, która poznała Orville’a Wright dzięki interesom zawodowym, następnie poślubiła go i oboje mieli syna, naszego bohatera, czyli Henry’ego. Zanim zajmiemy się opisywaniem dzieciństwa obiektu naszych zainteresowań wróćmy do jego rodziców. Orville Wright był surowym i dumnym z siebie i swojego pochodzenia człowiekiem. Z dumą kultywował tradycję poczty, poświęcając jej ogromną uwagę, chciał dorównać, a może nawet przewyższyć swojego ojca i dziadka. Był wymagającym i często niesprawiedliwym ojcem, chcąc by syn nauczył się jak być poczmistrzem, a w przyszłości zajął jego miejsce, był jednocześnie dobrym człowiekiem, pomagał jak mógł mieszkańcom Azalea i nigdy nie pozwolił skrzywdzić swojej rodziny. Robin Wright była mocno odmienna od swojego męża, pracę traktowała mało poważne, przychodziła, robiła co miała robić i wracała zapominając o pogodzie. Była świetną panią domu i matką, czułą, kochającą i troszczącą się o swoje dziecko. Często wchodziła w spory z mężem uważając, że ten odbiera mu dzieciństwo i jest zbyt surowy. Pomimo, że najczęściej odpuszczała pozwalając głowie rodziny rządzić potrafiła pokazać pazur i nie dać mu przekroczyć czerwonej linii.
Henry zdecydowanie wdał się w matkę, był troskliwy, czuły i spokojny w prawie niczym nie przypominał swojego ojca, dumnego i poważnego pracoholika. Jako mały berbeć Henry głównie przebywał ze swoim dziadkiem, a także z mamą, gdy ta wracała z pracy, większość swego wczesnego dzieciństwa spędził biegając za małymi i niewyszkolonymi pokeptakami przed pocztą. Gdy wszedł w wiek szkolny uczęszczał do szkoły w Azalea, nie był jednak specjalnie lubiany przez rówieśników, śmiali się z niego, że mieszka w lesie i śmierdzi ptakami. Pomimo tego chłopak był dość pozytywnie nastawiony do życia, pomagał mieszkańcom miasteczka, a także jak tylko mógł swoim rodzicom i dziadkowi. Z powodu odrzucenia ze strony rówieśników chłopak często przechadzał się po dzikich terenach, chłonął naturę, spoglądał w niebo i marzył, marzył i marzył. Gdy chłopiec ukończył mocno podstawową edukację, na jaką pozwalała taka mieścina jak Azalea rozpoczął ostrą pracę na poczcie. Ojciec uczył go jak szkolić pokemony na listonoszy, jak organizować loty, jak nimi zarządzać itd. Pomimo początkowego buntu Henry polubił to, zaczęło pasjonować go latanie, czytał książki o pilotach, a nawet ubierał (i wciąż ubiera się) jak piloci małych samolotów. Raj jednak nie mógł trwać wiecznie, postęp technologiczni i cyfryzacja powodowały, że ludzie odwracali się od tradycyjnej korespondencji, a co za tym idzie malało zainteresowanie i wpływy poczty. Z każdym kolejnym rozliczeniem Orville zmuszany był do oddawania swoich „listonoszy”, czy sprzedawanie sprzętu, by zaoszczędzić wydatki i dostosować je do mniejszej ilości zleceń, to powodowało w nim frustracje, wiedział, że nie tylko nie przegoni swoich przodków, ale i nie dotrzyma im kroku, a może nawet będzie ostatnim poczmistrzem. Gwoździem do trumny było tajemnicze podpalenie poczty, większość dorobku poszło z dymem, a niektóre pokeptaki zostały ranne. Do ostatecznie zakończyło działanie poczty i sprowadziło Orville’a na skraj choroby psychicznej. Rodzina przeniosła się do maleńkiego mieszkania gdzieś w Azalea Town i utrzymywała się z niewielkiej pensji Robin i tego co zarobił Henry chwytając się dorywczych prac, w tym okresie pracował głównie jako kucharz i cukiernik co bardzo polubił i stał się w tym naprawdę dobry, poza tym chłopiec zaprzyjaźnił się z Murkrowem, który był świeżym nabytkiem poczty w dniu podpalenia i jako niewyszkolony nikt go nie chciał odkupić od poczty. Pewnego razu do Wrightów przyszedł tajemniczy list bez nadawcy do Orville, gdy ten przeczytał go początkowo był zdruzgotany, następnie zapłonął nadzieją i zrobił coś czego chyba nikt z rodziny się nie spodziewał. Dał swojemu synowi oszczędności życia, starą pozytywkę i kartkę z nazwiskiem „Kitty Hawk”, kim dokładnie była ta kobieta? Tego mu nie wyjaśnił, powiedział tylko, że ma jej szukać w <miasto, region>. Pomysł wydawał się szaleńczy, jednak Orville był tak pewien, że to przyniesie im szczęście, że ani Henry, ani Robin nie mogli odmówić. Ponadto była to szansa na usamodzielnienie się chłopca, by chociaż trochę pożył własnym życiem, bez ciężaru swoich rodziców.
Rodzina:
-Orville Wilbur Wright: Ojciec Henry'ego, jak jego ojciec i dziadek był poczmistrzem, kiedy interes upadł przeniósł się wraz z Robin Wright do <jakiś region>. Dość oschły i zawsze poważny, wyraźnie widać frustrację jaką wywołał upadek poczty.
-Robin Wright: Matka Henry'ego i żona Orville'a. Była niezwykle zainteresowana astrologią, przez całe życie pracowała jako metrolog, to właśnie sprawy zawodowe sprawiły, że Orville i Robin się poznali. Niezwykle ciepła i miła osoba.
~~~~~
Pokemony:
Murkrow Imię: William
Poziom: 5
Typ: Ewolucja: Murkrow (Dusk Stone) -> Honchkrow
Ataki: Peck, Astonish, Pursuit
Charakter i historia: William wykluł się z jajka Honchkrowa należącego do Orville’a Wrighta już pod sam koniec działania poczty. Zdając sobie sprawę, że interes chyli się ku upadkowi, Orville nie był zbyt zainteresowany trenowaniem Murkrowa na donosiciela poczty, toteż ptak po prostu przebywał na poczcie nie robiąc nic konkretnego, tak też zaprzyjaźnił się z Henrym i postanowił zostać jego towarzyszem. William w przeciwieństwie do swojego trenera jest dużo bardziej poważny i odważny, często więc spoczywa na nim obowiązek powstrzymywania swojego trenera od wpadania w nieuzasadnioną panikę.
Umiejętność: Super Luck
Trzyma: -
Design by Did, Panda & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Copyright 2016 by Daisy7.
Zabrania się kopiowania tekstów i obrazków autorstwa naszych użytkowników bez ich zgody na użytek innych stron!
Grafika pochodzi ze źródeł internetowych. Nie przywłaszczamy sobie do niej żadnych praw. Jeśli jesteś autorem obrazka wykorzystanego na forum i nie życzysz sobie, by się tu znajdował, napisz do administracji Pokemon Crystal, a zostanie on usunięty.
Pokemon Crystal nie czerpie żadnych korzyści materialnych z prowadzenia tej strony poświęconej serii "Pokemon" - własności Nintendo.